Poszedłem na basen popływać z Arielem, pierwszym syrenem w Polsce

FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Poszedłem na basen popływać z Arielem, pierwszym syrenem w Polsce

Eryk studiuje kulturoznawstwo i politologię, w tym roku będzie bronił magisterki. Od szóstego roku życia marzył, by mieć rybi ogon

„Muszę ogarnąć milion spraw, być w milionie miejsc i jestem prawie spóźniony, a pogoda jest ciągle do dupy. Chciałeś zobaczyć, jak wygląda mój dzień? Ten jest dla mnie tym najbardziej typowym" – powiedział do mnie Eryk, mknąc żwawym krokiem między poznańskimi osiedlami. Z nieba lał się na nas deszcz. Chociaż właściwie nie nazwałbym tego deszczem – bardziej jakby człowiek schował się pod włączonym zraszaczem. Tak, byliśmy prawie spóźnieni, a pogoda pomagała nam zdążyć na czas. Eryk pędził na uczelnie, miał tam ustne zaliczenie z antropologii, ja próbowałem dotrzymać mu kroku, uśmiechając się pod nosem, że właśnie poznałem pierwszego syrena w Polsce. Kogo? Syrena – męską wersję syreny; w połowie faceta w połowie rybę. W tym wypadku syrena o imieniu Ariel. Tak więc mknęliśmy cali mokrzy, przeskakując kolejne kałuże – a jak na ironię, po uczelni naszym następnym przystankiem miał być basen, gdzie Ariel opowiedział mi historię swojego ogona.

Reklama

Trzy dni wcześniej, Warszawa, wieczorem…

Jest już późno, lada moment tarcza zegara zasygnalizuje nowy dzień. Siedzę w swoim mieszkaniu przed telewizorem i po raz kolejny oglądam Potwora z Czarnej Laguny, stary horror z 1954 roku. Znam ten film na pamięć, jest świetny – opowiada historię tajemniczego rybo-człowieka, nieznanego ogniwa w łańcuchu ewolucji, na którego ślad przypadkiem trafiają amerykańscy naukowcy (no bo któż by inny, jak nie oni?). Nagle słyszę powiadomienie z dyszącego laptopa; to pisze Ariel. „Co za przypadek, akurat o rybie mowa" – żartuję sobie w myślach.

Naprawdę chcę poznać tego gościa i zrozumieć, dlaczego chce być jak z bajki Disneya. Trzy dni później spotykam go na dworcu Poznań Główny: „Cześć, mam na imię Eryk, ale przyjaciele mówią mi Erko. Mów mi Erko". Wow, jak życzliwie. I jak to się ma do tych dawnych legend o morskich stworzeniach, przynoszących śmierć marynarzom? Żartuję. Przybijamy sobie piątkę. Erko mówi, że pokaże mi trochę miasta – nie mamy dużo czasu, za niecałą godzinę musi zdać ustne zaliczenie z antropologii.

Jeszcze wcześniej…

O Arielu dowiaduje się przypadkiem, przy okazji innego materiału VICE o ludziach imitujących syreny. Tam główną bohaterką jest 25-letnia Claire – pierwsza syrena Francji. Podobnie jak nasz rodak, ona także uprawia mermaiding, czyli nakłada na siebie specjalny strój-ogon, występując w nim na różnych imprezach, do których zostanie wynajęta.

Reklama

Zdjęcie Ariela. Fot. Piotr Białas.

Na facebookowej stronie Ariela również widnieje adnotacja z możliwości jego wynajęcia. Można go zaprosić na urodziny dziecka lub pokaz w aqua parku – jest też możliwość wypożyczenia samego ogona. Claire i Eryk mają jeszcze jedną wspólną cechę – dla obojga niedoścignioną doskonałością mermaidingu jest Hanna Fraser, o której możemy przeczytać m.in., że jest „samozwańczą obrończynią oceanu znaną głównie z tego, że spędza czas, pływając w syrenim przebraniu wśród rekinów".

Poznań, poniedziałkowe popołudnie…

Na dzień dobry przyznaję się Erykowi, że nie znam tego miasta. Jedyne, co z nim kojarzę, to stukające się koziołki i bełtającego Bonusa BGC. Dodaję, że w Poznaniu byłem tylko raz, w szpitalu, gdzie mi rekonstruowali prawy łokieć po wypadku, wszczepiając w rękę kawałek biodra – jak mnie ktoś pyta o blizny, mówię mu, że biłem się z dzikiem i wygrałem. Eryk za punkt honoru stawia sobie pokazanie mi jak największej ilości fajnych miejscówek.

Prowadząc mnie dziarsko przez ulice Poznania, Eryk wskazuje palcem na kolejne budynki: „O proszę, a na lewo Zamek Cesarski, dawna siedziba Hitlera, mój pradziadek pomagał budować to miejsce". Wow, takich rzeczy nie słyszy się co dzień o czyimś pradziadku – dopytuję, co dokładnie robił: „No, zapewne dołożył kilka kamieni do tego budynku". Ruszamy dalej, ul. Św. Marcina: „Imieniny tej ulicy przypadają na 11 listopada, tak więc kiedy w Warszawie trwają zamieszki, my zajadamy się rogalami".

Reklama

Ariel w cywilu i autor tekstu na ulicach Poznania. Fot. Izabela Szumen.

Poznań określa mianem miejsca sztuki, handlu i biznesu – więc niczego tu do szczęścia nie brakuje. Marudzi tylko, że powstaje tu zdecydowanie za dużo centrów handlowych. Eryk studiuje kulturoznawstwo i politologię, w tym roku będzie bronił magisterki. Wcześniej, przez trzy lata pracował jako animator kulturalny, gdzie organizował imprezy i zabawy, występując dla dzieci i dorosłych. Aktualnie pracuje w Teatrze Muzycznym, w biurze obsługi widza. No ale co z tym ogonem, spytacie? Też byłem ciekaw, jako że Erko tak bardzo zaangażował się w historię ulic Poznania, że na chwilę zepchnął na bok swoją własną:

„Swój ogon mam od roku. Sprowadziłem go ze Stanów Zjednoczonych. Szukałem producenta przez internet, na początku nawet nie wiedziałem, jakiego hasła użyć: mermaid? mermaid tail? mer-tail? W końcu znalazłem produkt, ale ówczesna oferta obejmowała tylko w pełni profesjonalne ogony i nie było mnie na nią stać. Wybrałem wersję bardziej ekonomiczną: 1000 zł + cło. Zacząłem odkładać pieniądze".

Spytałem Eryka, czy pływanie w ogonie to jego hobby, pasja, czy coś innego. Odpowiedział bez namysłu: „marzenie". Zdradził też, że powstało ono w nim, kiedy był jeszcze dzieckiem, w wieku sześciu lat – z dniem, gdy nauczył się pływać.

„To było coś cudownego. Ta nieważkość, płynność ruchów. Wszystko wydawało się magiczne. Zaraz zachciałem mieć płetwy, które niedługo później dostałem w prezencie. Nigdy jednak nie podobało mi się machanie nogami – chciałem je złączyć. Owijałem sobie nawet nogi celofanem, na szczęście to były tylko dziecięce zabawy, więc testowałem to w zaciszu swojego pokoju. Nie wszedłem tak do wody. Potem odkryłem istnienie mono płetwy".

Reklama

W wieku 21 lat Eryk napisał do mamy „wejdź na tableta" – chwilę wcześniej wysłał jej swoje podwodne zdjęcie z ogonem na nogach, serwując taki syreni coming out. Dodaje, że wtedy to ją mocno zdziwiło, ale teraz mama wspiera swojego syna. Podobnie jak reszta jego rodziny i znajomych.

Na basenach już raczej się nie dziwią, gdy Eryk przychodzi ze swoim ogonem. Początkowo zasypywano go pytaniami, z czego jest ten materiał i czy jest on przeznaczony do wody. Raz też usłyszał: „Czy ten ogon ma homologację?". Na to Eryk nie znał odpowiedzi. Oczywiście trudno było mi uwierzyć, że wszystkim jego pomysł przypadł do gustu:

„Wiesz, żyjemy w Polsce, kraju, który nadal jest trochę szary i smutny, gdzie przez większość roku mamy zimę. Ale ja się śmieję z hejtu, w internecie każdy jest mocny w gębie. Jasne, założyłem swój facebookowy profil po to, by inni mnie zobaczyli. W tym wszystkim chciałem jednak też trochę pokazać Polakom, że jednak można tu zrobić coś zupełnie innego i szalonego, że możemy sprowadzić świat fantazji do prawdziwego życia".

Ariel na wakacjach. Fot. Piotr Białas.

Początkowo Eryk nie myślał, by zarabiać na swoim ogonie – podejrzał, jak robią to jego znajomi z innych krajów, z którymi kontaktuje się m.in. przez fora internetowe (dowiaduję się od niego, że w Stanach była nawet syrena, która podobno pływała w 7 miesiącu ciąży). Rzeczywiście, za granicą syreni biznes wydaje się dużą sprawą, w Tarragony w Hiszpanii istnieje nawet pierwsza na świecie szkoła syren. Na razie Ariel jest jedynym męskim przedstawicielem tego gatunku w Polsce, jednak niedawno odezwała się do niego nowa koleżanka – Cherni, syrena z Krakowa. Jeszcze się nie spotkali, ale mają to w planach. „Sympatycznie jest być tym pierwszym. Myślę, że każdy ma w sobie pewną dozę narcyzmu i chciałby być kimś wyjątkowym. Tyle że ja nie jestem wyjątkową osobą, po prostu robię to jako jedyny facet w Polsce", tłumaczy. W życiu prywatnym Eryk nie chwali się z bycia syrenem. Grubą linią oddziela swoje internetowe życie od prozy dnia codziennego.

Reklama

Skarby Ariela. Zdjęcie Izabela Szumen.

Eryk na basen przychodzi przynajmniej raz w tygodniu, nie zawsze z ogonem – stara się utrzymywać w formie, dlatego też regularnie chodzi na siłkę. Choć strój się rozciąga, Ariel nie chce za bardzo utyć. Jak mówi, w ogonie pływa się bardzo szybko i wygodnie, głównie pod wodą.

Na koniec zapytałem jeszcze Erko, co jest najpiękniejsze w byciu syrenem?

„Wolność pod wodą. Kiedy płynę, wtedy czuję, że jestem wolny, połączony z naturą. Nie mam rączek i nóżek, które machają chaotycznie. Wszystko jest takie płynne".

Kiedy pisałem ten tekst, Eryk zaliczył antropologię na 5.

Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku