Spytałem Eryka, czy pływanie w ogonie to jego hobby, pasja, czy coś innego. Odpowiedział bez namysłu: „marzenie". Zdradził też, że powstało ono w nim, kiedy był jeszcze dzieckiem, w wieku sześciu lat – z dniem, gdy nauczył się pływać.„Swój ogon mam od roku. Sprowadziłem go ze Stanów Zjednoczonych. Szukałem producenta przez internet, na początku nawet nie wiedziałem, jakiego hasła użyć: mermaid? mermaid tail? mer-tail? W końcu znalazłem produkt, ale ówczesna oferta obejmowała tylko w pełni profesjonalne ogony i nie było mnie na nią stać. Wybrałem wersję bardziej ekonomiczną: 1000 zł + cło. Zacząłem odkładać pieniądze".
„To było coś cudownego. Ta nieważkość, płynność ruchów. Wszystko wydawało się magiczne. Zaraz zachciałem mieć płetwy, które niedługo później dostałem w prezencie. Nigdy jednak nie podobało mi się machanie nogami – chciałem je złączyć. Owijałem sobie nawet nogi celofanem, na szczęście to były tylko dziecięce zabawy, więc testowałem to w zaciszu swojego pokoju. Nie wszedłem tak do wody. Potem odkryłem istnienie mono płetwy".
„Wiesz, żyjemy w Polsce, kraju, który nadal jest trochę szary i smutny, gdzie przez większość roku mamy zimę. Ale ja się śmieję z hejtu, w internecie każdy jest mocny w gębie. Jasne, założyłem swój facebookowy profil po to, by inni mnie zobaczyli. W tym wszystkim chciałem jednak też trochę pokazać Polakom, że jednak można tu zrobić coś zupełnie innego i szalonego, że możemy sprowadzić świat fantazji do prawdziwego życia".