Imigranci mówią, co ich najbardziej zaskoczyło w Polsce

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Imigranci mówią, co ich najbardziej zaskoczyło w Polsce

Wielu ludzi świadomie wybrało Polskę na swój dom. Często są szczęśliwsi, niż wielu znajomych autochtonów

Pomimo systematycznie rosnącego lęku przed enigmatycznym „imigrantem", nasz kraj był, jest i będzie pełen przybyszów z innych krajów, kontynentów i kręgów kulturowych. Przyjeżdżają tu na studia albo do pracy, zakochują się w kraju i ludziach. Decydują się zostać na dobre i złe.

Chociaż pewien mój kolega lubi buczeć pod nosem, że „Polska Podlasiem Europy", to poznałam wielu ludzi, którzy świadomie wybrali sobie to Podlasie na swój dom i są tu szczęśliwi. Często mam wrażenie, że szczęśliwsi niż wielu autochtonów.

Reklama

Poprosiłam imigrantów żyjących w Polsce, by opowiedzieli mi co najbardziej zaskoczyło ich w kraju nad Wisłą. Spotkałam się z nimi w ich ulubionych miejscach.

Zdjęcie w barze Parana

Natalie Severt (Ohio, USA)

Siedem lat temu przyjechałam na wymianę studencką do Lublina. Początkowo miałam zostać rok, ale dotarło do mnie, że zbyt dobrze się bawię, by wracać.

W piątek 13 lutego wysiadłam z autobusu w Białej Podlaskiej. Na przystanek podjechał po nas brat znajomego, wyglądał jak ziszczenie hollywoodzkich wyobrażeń o członku wschodnioeuropejskiej mafii. Czarna skórzana kurtka, wkurwiony, łysy, wrzucał nasze plecaki do bagażnika z taką wprawą, jakby całe życie praktykował to na zwłokach.

Prowadził w taki sposób, że po chwili jazdy byłam już przekonana, że chce nas zabić, po kolejnych piętnastu dotarło do mnie, że jego umiejętności nijak nie odbiegały od przyjętej na polskich drogach normy.

Niebawem cały samochód równo śpiewał Blondie. a celem naszej podróży okazał się bar Warka. To już były walentynki więc święto, pamiętam trochę więcej niż dużo szotów i szalenie pociągającą blondynę, która pojawiła się nagle znikąd i zaczęła mnie całować. Od tego dnia uwielbiam Polaków.

Zdjęcie pod hotelem Uniwersytetu Warszawskiego „Hera"

Jana Wino (Ukraina)

Jestem z Ukrainy. Nie sprzątam. „To jest Jana. Jana jest z Ukrainy", znajoma przedstawia mnie na domówce. Ogrodzone warszawskie osiedle, przeciętni warszawiacy z pracą na etat i zaciągniętymi kredytami. „O, cześć! Moja Ukrainka świetnie sprząta", chwyta się wspólnego tematu. „Zabawne – myślę – skończyłam trzy kierunki studiów, jestem w połowie pracy doktorskiej, a kojarzę się z miotłą".

Lubię swój akcent. Wyróżnia mnie, nie pozwala się wtopić, zlać się z tłumem, rozcieńczyć. Prowokuje pytania, jakąś reakcję otoczenia. Ludzie zazwyczaj reagują przyjaźnie, przypominają sobie, że mieli dziadka, babcie, ciocię lub wujka w Ukrainie… Szukają wspólnych wątków. W Warszawie brakuje mi secesji w architekturze. Pochodzę z terenów pohabsburskich, secesja tam kwitła. Na początku Warszawa przytłaczała mnie socrealizmem, później ją polubiłam. Pokochałam za to, że się nie poddaje – została zrównana z ziemią, a podniosła się, otrzepała i idzie dalej.

Reklama

Zdjęcie na rondzie Charles'a de Gaulle'a, w tle „Palma" Joanny Rajkowskiej

Jaelmir Martins (Portugalia)

Pochodzę z Afryki, ale wychowałem się w Lizbonie. Do Polski przyjechałem trzy miesiące temu odwiedzić przyjaciela, który od razu zaciągnął mnie na demonstrację przeciwko rządowi łamiącemu konstytucję.

Nie tylko o Polsce. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco

Było tam z tysiąc osób, bardzo tłoczno, ale czułem się bardzo bezpiecznie i anonimowo. Ludzie biorący w tym udział byli bardzo przyjaźni, nikt mnie nie zaczepiał. Aż do momentu, kiedy natknąłem się na faceta z kamerą. Zauważyłem, jak orientuje się, że gdzieś w tłumie białych twarzy jest jedna czarna. Wydawało mi się, że w tym momencie zapomniał o wszystkim, co go otaczało i skierował kamerę na mnie – czarnego chłopaka, który znikąd pojawił się nagle na antyrządowej manifestacji…

Nie byłem przekonany, jak powinienem się zachować, więc powiedziałem „cześć". Jednak po paru chwilac,h kiedy operator nie przestawał mnie filmować, zacząłem czuć się dziwnie, więc krzyknąłem: „Proszę Pana, jeżeli życzy sobie pan nakręcić film o mnie, będzie pan musiał zapłacić".

Zdjęcie na plaży miejskiej na Wybrzeżu Szczecińskim

Carlos Marra (Meksyk)

Mieszkam w Polsce od czterech i pół roku z tego samego powodu, co większość znajomych obcokrajowców – moja żona jest Polką.

Zaraz po przyjeździe wracaliśmy z żoną autobusem po jakiejś wizycie u znajomych, w trakcie jazdy skręcałem sobie papierosa. Nagle w busie pojawił się kanar, sprawdził nam bilety, ale nie oddalił się tylko stał i wbijał wzrok w moją paczkę tytoniu… W końcu głosem znawcy przemówił: „Ten tytoń jest za suchy i nie nadaje się do niczego". Momentalnie wyciągnął własny (zupełnie niesuchy) wydobył połowę i dał mi ją, aby i moje zasoby były świeższe.

Reklama

Moja żona jakiś czas trwała w szoku, po czym wyjaśniła, że ta profesja nie cieszy się najlepszą sławą w kwestii uprzejmości. Udało mi się trafić na jedynego miłego kanara w mieście. Takie szczęście.

Zdjęcie na klatce schodowej Teatru Studio w Pałacu Kultury i Nauki

Jayson Patterson (Australia)

Coś, co mnie zaskoczyło? Słyszałem, że dawno temu był taki popularny film o dwóch uroczych bliźniakach próbujących ukraść księżyc. W prawdziwym świecie, wiele lat później ci sami bliźniacy jednocześnie zostali prezydentem i premierem tego kraju. Jeden z nich niedługo później zginął w tragicznym wypadku lotniczym.

A teraz w samym centrum miasta stoi budynek obleczony upamiętniającym ten wypadek plakatem, a tuż nad nim stoi Justin Bieber w majtkach od Calvina Kleina i cóż… powiedzmy, że spogląda na niego z góry.