FYI.

This story is over 5 years old.

Internet

Czy w dobie social media potrzebujemy jeszcze dziennikarzy?

Każdy może dziś informować i relacjonować, a obowiązki redaktorskie zaczynają przejmować coraz bardziej zaawansowane programy

Tekst: Brian Dam

Weekendowe demonstracje przed parlamentem były za pomocą Facebook Live relacjonowane przez samych uczestników, zrzeszonych pod hasztagiem „#wolnemedia". Również o chaotycznych wydarzeniach w Sejmie, gdzie trwał spór między rządzącymi a opozycją wywołany planami ograniczenia dziennikarzom dostępu do parlamentu, politycy zaczęli informować, używając smartfonów. Te nagrania i sprawozdania publikowane m.in. na Twitterze stały się niemal wyłącznym źródłem informacji.

Reklama

Mark Zuckerberg twierdzi jednak, że Facebook nie jest spółką medialną. Mimo tych słów amerykański portal społecznościowy jest jednym z najpopularniejszych narzędzi dzielenia się informacją. Do niedawna zatrudniał nawet 26 redaktorów, którzy pełnili funkcję stróży w przepływie treści. Po zarzutach o stronniczość (redaktorzy rzekomo ukrywali prawicowe treści) ludzi zastąpiono algorytmem, który miał w sposób obiektywny zarządzać obiegiem informacji. Trzy dni po przejęciu obowiązków redaktorskich przez komputer, jedna z najbardziej popularnych wiadomości na portalu głosiła, że amerykańska dziennikarka Megyn Kelly została zwolniona przez Fox News za poparcie Hillary Clinton w wyborach prezydenckich – co było nieprawdą. W związku z podobnymi incydentami Facebook powrócił do planu walki z fałszywymi treściami, którego plany wyjawił w ubiegły czwartek.

W dobie mediów społecznościowych i internetu każdy może informować i relacjonować, a obowiązki redaktorskie zaczynają przejmować coraz bardziej zaawansowane programy. Do czego w takim świecie potrzebujemy dziennikarzy i redaktorów, którzy kontrolują ich pracę? Może lepiej, żeby ich obowiązki przejęli amatorzy z dostępem do kamerek w telefonach i zmyślnie skonstruowane pod kątem obiektywizmu programy? Zapytałem o to dr Annę Jupowicz-Ginalską, medioznawcę Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.

VICE: Do czego jest potrzebny dziś dziennikarz?
Dr Anna Jupowicz-Ginalska: Dzisiaj oczywiście każdy może być nadawcą, ale nie oznacza to, że powinien. To twierdzenie można przełożyć na dziennikarstwo: fakt posiadania dostępu do odpowiednich narzędzi nie czyni z człowieka dziennikarza.

Reklama

Współczesny dziennikarz – nie media worker – powinien zachować te cechy, które towarzyszyły zawodowi przez lata. Będzie to więc np. rzetelność w przekazywaniu informacji, wiedza na poruszany temat, obiektywizm, unikanie taniej sensacji, umiejętność selekcjonowania informacji, niezależność, sprawdzanie źródeł i potwierdzanie danych faktów w wielu źródłach, umiejętność zachowania tajemnicy dziennikarskiej, bardzo dobre posługiwanie się językiem polskim oraz, ogólnie rzecz ujmując, wysokie standardy etyczne.

Jednocześnie współczesny dziennikarz powinien umieć poruszać się w gąszczu nowych technologii, obsługiwać nowe nośniki przekazu i wykorzystywać ich zróżnicowanie w swojej pracy. To oczywiście ogrom zadań, ale tym właśnie powinien różnić się zawodowy dziennikarz od „media workera" czy „everymana" publikującego na mediach społecznościowych.

Czy duża ilość dostępnych przekazów informacyjnych (serwisy internetowe, media społecznościowe) jest korzystna dla odbiorcy, czy tylko go przytłacza i utrudnia wydobycie treści?
Są plusy i minusy takiej sytuacji. Z jednej strony, i to jest zaleta, odbiorcy są informowani o tym, co się dzieje na świecie 24 godziny na dobę. Dostęp ten jest nieustanny, otwarty i w zasadzie bezpłatny. Jednak to, co jest plusem, bywa paradoksalnie i minusem. Obecnie borykamy się, jako użytkownicy social media, z problemem nadinformowania lub przeinformowania. Wielość źródeł, mnogość tematów, brak selekcji przezywanych informacji, niezliczona liczba profesjonalnych i amatorskich nadawców mogą wprowadzać chaos i, zamiast ułatwiać odbiór, utrudniać go. Co więcej, możemy także mieć wewnętrzny przymus związany z nieustannym sprawdzaniem mediów społecznościowych po to, by być na bieżąco. To z kolei powoduje przeświadczenie o tym, że trzeba być ciągle online, a skutkuje to strachem przez informacyjnym wykluczeniem (zjawisko Fear of Missing Out – FOMO – jest tego przykładem).

Czy redakcja i dziennikarz nadal powinni pełnić funkcję stróża w przepływie informacji, czy sam odbiorca powinien decydować o tym, co chce przeczytać lub zobaczyć w internecie?
Powinni być stróżem w przepływie informacji bezwzględnie na swoich platformach. Jest jednak oczywiste, że oprócz platform firmowanych przez środki przekazu istnieją takie, które pozostają poza profesjonalnymi mediami. Odbiorca powinien mieć wolny wybór w użytkowaniu jednych i drugich: powinien mieć jednak świadomość różnic merytorycznych i jakościowych między nimi.

Internet umożliwia bezpośrednią komunikację pomiędzy źródłem a odbiorcą informacji, np. polityk może ominąć prasę w kontakcie z wyborcami. Jakie są zagrożenia i korzyści takiego przepływu informacji?
Zagrożenie to brak dziennikarza, który potrafi formułować trafne pytania, domagając się merytorycznych i konkretnych wypowiedzi. Inne niebezpieczeństwo: unikanie krytyki, a także pokusa prowadzenia „życiorysu perforowanego", który nie podlegałby weryfikacji dziennikarskiej. Zalety: skrócenie dystansu między politykiem a wyborcami, odbrązowienie, zejście z piedestału i „zbratanie" się z maluczkimi. Szybkość wypowiedzi, łatwość w szybkim kreowaniu wizerunku.

Czy korporacje udostępniające kanały komunikacji, jak np. Facebook czy Twitter, powinny moderować publikowane treści? Jakie są korzyści i zagrożenia moderacji?
Jestem zwolenniczką bardzo zdystansowanego podejścia do moderowania: tak naprawę wiele zależy od kontekstu, w którym mówimy o moderacji. Ma ono swoje zalety np. w dyskusji, polemice (porządkowanie zawartości, dopuszczanie do głosu merytorycznych wypowiedzi, likwidowanie opinii niezgodnych z prawem, udrażnianie komunikacji). Koordynowanie treści zamieszczanych na platformach społecznościowych powinno odbywać się według stałych zasad, wedle których nie dopuszczano by do publikacji wypowiedzi np. rasistowskich, podżegających do nienawiści, związanych z wyzwiskami etc. Pozostałe przekazy związane są jednak z prawem do wyrażania opinii, nawet jeżeli bywa ona krytyczna. Warto też dodać, że zbytnia zapalczywość w moderowaniu może prowadzić do cenzury, a to oczywiście jest zaprzeczeniem podstaw działania demokratycznego ustroju.

Oczywiście tu trzeba zaznaczyć, że przyjęcie określonej linii programowej przez media jest związane z pewnego rodzaju selekcją czy też moderacją, przy czym nie jet ona tak problematyczna, ponieważ od początku wskazane są jasne zasady publikacji danych treści.