FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

​Jak bardzo powinieneś się bać GMO?

65% Polaków opowiada się za zakazem upraw GMO w Polsce. Ale czego konkretnie powinniśmy się bać?

Sprzeciw wobec GMO był jedną z osi demonstracji przeciw CETA. Fot. Grzegorz Broniatowski

Według badań CBOS-u aż 66 proc. Polaków uważa, że uprawianie roślin modyfikowanych genetycznie jest wyjątkowym osiągnięciem ludzkiego rozumu i nauki. Nie zmienia to jednak faktu, że niemal tyle samo Kowalskich i Nowaków w 2013 roku opowiedziało się za zakazem uprawiania GMO w naszym kraju (65 proc.). Łatwo przyjmujemy doniesienia, jakoby GMO powodowało raka, było odpowiedzialne za to, że nie możesz zrzucić tych kilku nadmiarowych kilogramów, a nawet za nietolerancję na gluten. Postanowiłam więc wyciągnąć was spod łóżek, z szaf i wszystkich ciemnych zakamarków, w których się boicie, i odpowiedzieć na pytanie, czy ten strach jest rzeczywiście uzasadniony.

Reklama

GMO – czyli co?

Przy obecnym chaosie informacyjnym, odróżnienie, które rośliny to GMO, a które nie, wcale nie jest takie proste. Przeczesując internet można natknąć się m.in na informacje, że przykładem GMO jest pszenżyto, czyli zboże wyhodowane już w XIX w.

Termin GMO jest ściśle regulowany przez ustawę o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, która mówi, że to „organizm inny niż organizm człowieka, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji". Oznacza to, że pszenżyto powstałe jako krzyżówka dwóch zbóż czy grejpfrut uzyskany z pomelo i pomarańczy nie mogą być nazywane organizmami zmodyfikowanymi genetycznie. Tego typu rośliny czy zwierzęta (na przykład muł, będący połączeniem konia i osła) nazywa się fachowo krzyżówkami, mieszańcami albo hybrydami. Nie GMO.

Czy GMO jest w Polsce?

Uprawy roślin modyfikowanych genetycznie prowadzi się od ponad 20 lat. Krajami przodującymi w tego typy uprawach są USA, Brazylia, Argentyna, Indie i Kanada. W Unii Europejskiej można uprawiać dwa gatunki roślin modyfikowanych genetycznie: kukurydzę MON 810 i ziemniaka Amflora. Niektóre kraje członkowskie mają jednak wewnętrzne obostrzenia. Należy do nich Polska, na terenie której nie można prowadzić tych upraw na mocy ustawy o nasiennictwie z 2012 r.

Nie zmienia to jednak faktu, że są u nas dostępne produkty, które zawierają rośliny modyfikowane genetycznie (te, które mają powyżej 0,9 proc. GMO w składzie, muszą na etykiecie przy liście składników wyraźnie to napisać). W tym kontekście bardzo ciekawy jest fakt, że w wymienionym wyżej badaniu CBOS-u, jedynie 28 proc. Polaków zadeklarowało, że natknęło się w sklepach na produkty zawierające GMO. Tymczasem, jak twierdzi Koalicja „Polska Wolna od GMO", lista produktów zawierających organizmy modyfikowane genetycznie jest bardzo długa. Znajdują się na niej: jogurty, parówki, chipsy, płatki śniadaniowe, sosy, lody, margaryny, krakersy, ciastka i wiele innych. Jednym słowem większość artykułów, która ma wypełniacze sojowe lub dodatki oleju sojowego. To tylko dowodzi, jak mało – mimo medialnego szumu – jesteśmy zainteresowani tym, co jest w naszym koszyku.

Reklama

A w mojej lodówce ?

GMO nigdy specjalnie mi nie przeszkadzało, więc w sklepie nie zwracam uwagi na skład produktów pod tym kątem. Z ciekawości zrobiłam szybki przegląd lodówki i szafek. Stawiam raczej na świeże warzywa i owoce i nie było specjalnie z czego wybierać, wiedziałam jednak, że w szafce mam trzylitrowy olej firmy Marlibo (używam go do frytek), który na etykiecie zawsze miał wyraźny napis „Rafinowany olej wyprodukowany z genetycznie zmodyfikowanych nasion soi". Ku mojemu zdziwieniu wzmianka o GMO zniknęła z etykiety. Zadzwoniłam więc do producenta, żeby dowiedzieć się, czy olej w nowej formie rzeczywiście nie zawiera zmodyfikowanej soi. Okazuje się, że ze względu na zły PR zrezygnowano z tego dodatku.

Telefony do następnych firm z branży również dostarczyły ciekawych informacji. TK TRADE, największy producent oleju z GMO w Polsce (oleje „Karolina", „Zwyczajny", „Joker" i „Roślinny"), nie odbiera telefonu. Szybka kontrola w KRS ujawnia, że spółka jest w stanie upadłości. W firmie W.Z.T. ADM SZAMOTUŁY Sp. z o.o. (olej „Roślinny") sekretarka na pytanie, czy wciąż produkują olej z dodatkiem GMO, odpowiada nerwowo, że receptura jest tajemnicą firmy, a zresztą takich informacji może udzielać tylko prezes, którego aktualnie nie ma i nie wiadomo kiedy będzie.

Zła sława GMO jest tak duża, że w obawie przed spadkiem sprzedaży rezygnuje się z tańszego produktu na rzecz droższych, nie zawierających GMO. Czego tak bardzo boją się konsumenci?

Reklama

Czy jedzenie GMO grozi niekontrolowanymi zmianami genetycznymi u ludzi?

Uważa tak aż ⅔ ankietowanych. Żeby zrozumieć, dlaczego to niemożliwe, wystarczy poznać podstawy genetyki. DNA jest zbudowane z czterech rodzajów nukleotydów: adeniny, cytozyny, guaniny i tyminy. To, w jakiej kolejności ułożone są te elementy, decyduje o tym, jaki powstaje gen. Każdy gen jest jednak zbudowany z tych samych podstawowych „klocków". DNA zawarte w komórkach roślinnych i zwierzęcych ulega w naszym układzie pokarmowym strawieniu i rozłożeniu na podstawowe elementy. „Udało nam się potwierdzić, że kwasy nukleinowe [DNA i RNA] są skutecznie trawione przez ludzki sok żołądkowy" – czytamy w czasopiśmie naukowym „Nature". Niezależnie więc od tego, czy zjemy zwykłą kukurydzę, czy kukurydzę modyfikowaną genetycznie, wchłoniemy te same związki podstawowe. Do naszego organizmu nigdy nie przedostają się geny w całości.

Czy modyfikacja genów może prowadzić do powstania nowych alergenów?

Rzeczywiście, manipulacja przy genach może prowadzić do powstania białka o nieznanej alergenności, trzeba jednak pamiętać, że naukowcy nie majstrują przy genotypie „na ślepo". Aby uzyskać pożądane cechy, powiela się istniejący już w roślinie gen bądź dodaje inny gen o znanej funkcji. Co więcej, wszystkie genetycznie modyfikowane rośliną są dokładnie badane pod tym kątem przed wprowadzeniem do upraw. Tak stało się z soją, którą w latach 90. opracował koncern Pioneer Hi-Bred. Wysoko odżywcza soja zawierała białka pochodzące z orzechów brazylijskich i była mocno alergenna. Produkt nigdy nie został wprowadzony do upraw. Warto również wspomnieć, że w warunkach eksperymentalnych udało się opracować trawy, których pyłki nie uczulają. GMO mogłoby potencjalnie przyczynić do spadku ilości alergików.

Czy Spożywanie GMO może powodować raka?

Tego zdania jest aż 71 proc. z nas. Co ciekawe, w eksperymencie, który w 2012 roku miał potwierdzić szkodliwość spożywania żywności GMO, Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności znalazł rażące błędy w metodologii. Gilles-Eric Seralili w swojej publikacji przedstawił szczury karmione kukurydzą GMO z gigantycznymi guzami na ciele. W publikacji nie pojawiły się jednak zdjęcia grupy kontrolnej, a jak się okazało, wykorzystany gatunek szczura charakteryzuje się wzmożonym procesem nowotworzenia w podeszłym wieku.

Międzynarodowa organizacja non-profit American Association for the Advancement of Science wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że „spożywanie pokarmów zawierających składniki pochodzące z upraw GM nie jest bardziej ryzykowne niż spożywanie pokarmów zawierających te same składniki z roślin modyfikowanych konwencjonalnymi technikami doskonalenia roślin".

Reklama

Czy koncerny biotechnologiczne produkujące GMO zmonopolizują rynek?

Ta obawa wydaje się w pełni uzasadniona. Obliczono, że w latach 2008-2012 koszt wprowadzenia na rynek nowej zmodyfikowanej genetycznie rośliny wynosił średnio 136 mln dolarów (ponad pół miliarda złotych), z czego znaczna część przeznacza jest na badania nad ich bezpieczeństwem. Od tego czasu nie prowadzono całościowej analizy, można jednak domyślać się, koszty dodatkowo wzrosły. Aby chronić się przed wykradzeniem efektów swojej pracy, koncerny patentują uzyskany produkt.

Pociąga to za sobą konieczność kupowania od koncernu co roku nowych ziaren. Należy zwrócić jednak uwagę również na fakt, że tylko zakupienie co roku ziarna prosto od producenta, gwarantuje uzyskanie pożądanej cechy, ponieważ ziarna zebrane z plonów mogą być po części efektem krzyżowania z innymi gatunkami bądź przypadkowych mutacji. Wówczas mogłyby utracić cechy, którymi reklamuje je producent – na przykład odporność na szkodniki.

Czy Uprawy GMO są szkodliwe dla pszczół?

Jedną z najczęstszych modyfikacji wprowadzanych do upraw jest wzbogacenie organizmu o toksyny Bt – jak w przypadku kukurydzy MON 810, którą można uprawiać na terenie UE. Toksyna ta ma działanie owadobójcze, przez co sprawia, że roślina sama broni się przed szkodnikami i nie trzeba jej spryskiwać pestycydami, przy czym jest niegroźna dla człowieka. Ma to jednak drugą stronę. Okazuje się, że toksyna Bt nie jest tak specyficzna, jak do tej pory sądzono i może zabijać również owady niebędące szkodnikami upraw. Choć teza ta nie jest potwierdzona, podejrzewa się, że toksyna Bt może być po części odpowiedzialna za masowe ginięcie pszczół. Z drugiej strony, toksynę Bt wykorzystywano jako środek do spryskiwania upraw już w latach 40. i nie odnotowano wówczas jej szkodliwości dla ekosystemu.

Czy uodparnianie roślin na pestycydy grozi powstaniem super-chwastów?

Inną, często wykorzystywaną modyfikacją, jest uodparnianie roślin na herbicyd o nazwie glifosat. Pozwala to na opryskiwanie pól herbicydem i niszczenie chwastów bez szkody dla roślin. Istnieją jednak obawy, że poprzez transfer genów odporność na herbicyd może rozprzestrzeniać się na inne gatunki. W ten sposób powstałyby super-chwasty odporne na dany herbicyd. Od roku 2001 systematycznie pojawiają się publikacje mające udowodnić, że do takiego zjawiska już doszło, jednak większość z nich jest odrzucana ze względu na niewystarczającą ilość danych lub błędną metodologię. Transfer genów między organizmami nie jest tak prosty, jak mogłoby się wydawać, jednak obawy, że na tej drodze powstaną super-chwasty jest uzasadniona.

Czy GMO to realne zagrożenie?

Zdecydowanie jest się czego bać. Uprawianie GMO grozi zmonopolizowaniem rynku, pogłębieniem różnic materialnych między krajami, wreszcie – trwałymi zmianami ekosystemów. Są to jednak zagrożenia, które w mniejszym lub większym stopniu towarzyszą nam od kiedy rolnictwo przekształciło się z modelu „każdy sobie rzepkę skrobie" do gigantycznych monokultur obsługiwanych przez wydajne maszyny.


Nie zawsze proste odpowiedzi. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Rozwiązaniem tego problemu mogą być małe gospodarstwa ekologiczne. W tego typu uprawach i hodowlach nie stosuje się GMO, ale nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim gospodarstwa ekologiczną są samowystarczalne, stosują recykling (przez co zmniejszają ilość odprowadzanych do środowiska odpadów), nie wykorzystują syntetycznych pestycydów, a na uprawach rezygnuje się z monokultur. To wszystko sprawia, że ekosystem jest lepiej chroniony – ale jednocześnie podnosi ceny jedzenia.

Nie ma natomiast kompletnie znaczenia dla twojego zdrowia, czy zjesz kukurydzę normalną czy zmodyfikowaną genetycznie. To nieprawda, że 20 lat spożywania takich produktów to zbyt krótki czas na oszacowanie jego długofalowych skutków. Biologia działa tu bardzo prosto – całe DNA, które wrzucisz do worka nazywanego żołądkiem, rozkłada się na te same elementy.