FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Restauracja na Węgrzech serwuje pizze Terrorysta, Ahmed i Imigrant

„W całej tej kampanii chodzi o to, że ktoś zobaczy takie nazwy i pomyśli, że są po prostu śmieszne, albo zupełnie absurdalne. Nas bawią, ale na pewno nie wszystkim się spodobały" – mówi właściciel pizzerii

Fot. Flickr

Na pierwszy rzut oka Pizzaphone, zlokalizowana w węgierskim mieście Kiskőrös, niczym się nie wyróżnia – podobnie jak wiele innych pizzerii, ma dania nazwane na cześć oczywistych celebrytów: jest Seagal, Pamela Anderson, Schwarzenegger i Gibson. Jednak Pizzaphone sprawiło, że o tym spokojnym miasteczku, wcześniej znanym głównie jako miejsce narodzin poety i rewolucjonisty Sándora Petöfiego, mówią dziś całe Węgry.

Reklama

Klienci lokalu mogą zamawiać pizze z serii „imigranckiej", do wyboru mają: Terrorystę, Syryjczyka, Ahmeda i Imigranta. Gdy weszliśmy do pizzerii, jej 39-letni właściciel Imre Rózsa przygotowywał personel przed kolejnym dniem pracy w założonym przez siebie 17 lat temu lokalu. To on wymyślił nowe pozycje w menu. Skąd pomysł na jawnie podburzające nazwy, które na pewno wkurzą mnóstwo ludzi?

„Pomysł na nowe pizze został prawdopodobnie trochę źle wykonany" – mówi Rózsa. „Nie chcę się z tego tłumaczyć, ale ktoś napisał w komentarzu na naszej stronie, że powinniśmy reklamować terrorystyczne menu z napojem energetycznym Bomba – to też świetny pomysł. W całej tej kampanii chodzi o to, że ktoś zobaczy takie nazwy i pomyśli, że są po prostu śmieszne, albo zupełnie absurdalne. Nas bawią, ale na pewno nie wszystkim się spodobały. Główną rolą nowych dań miało być przyciągnięcie uwagi". Zadanie wykonane.

Nowe pizze: Imigrant, Terrorysta, Syryjczyk i „Ahmed"

Siedzimy przy stoliku, podczas gdy dwie kelnerki za plecami Rózsy przygotowują bar. Właściciel uśmiecha się nerwowo, gdy wspominam zainteresowanie mediów jego małą pizzerią. Trzy razy pyta mnie o stanowisku w kwestii uchodźców, próbując zmienić tor dyskusji o jego karcie. Pracownicy Pizzaphone także są ostrożni. „A teraz zbiera dowody z miejsca zbrodni" – jedna z kelnerek powiedziała po węgiersku swojej koleżance, gdy ja robiłem zdjęcia na piętrze.

Później tego samego dnia spotkałem się z Ahmedem, imiennikiem jednej z nowych pizz, który spędził ponad rok w obozach dla uchodźców na wschodzie Węgier. Mówi, że nie może podać mi swojego nazwiska, ze względu na bezpieczeństwo jego rodziny. Siedząc na kanapie kolegi, która od grudnia zeszłego roku służy mu za tymczasowe łóżko, opowiada o wpływie ignoranckich wypowiedzi na kwestię rasy. „Moim zdaniem mogą być szkodliwe. Dziś wszystko może wywołać rasizm lub dyskryminację". Rózsa postrzega to inaczej: „Jak dla mnie, to nie ma w tym nic złego. To nowe menu to najzwyklejszy w świecie, apolityczny chwyt marketingowy". Dodaje też, że „uchodźcy omijali Kiskőrös, na szczęście. Nigdy nie można ich tu było spotkać, więc mieszkańcy naszego miasteczka wszystkiego o kryzysie uchodźczym dowiadują się z gazet i telewizji".

Reklama

Węgierskiemu rządowi zarzucano jednak prowadzenie stronniczych relacji telewizyjnych, krytykowano go również za publicznie fundowaną bilbordową kampanię skierowaną przeciwko imigrantom. Znalazły się w niej takie slogany jak „Jeśli przyjedziecie na Węgry, musicie szanować węgierskie prawa" albo „Jeśli przyjedziecie na Węgry, nie zabierajcie Węgrom miejsc pracy".

Fakt, że bilbordy były po węgiersku – którego znaczna większość imigrantów nie będzie w stanie zrozumieć – wielu odbiera jako celowe działanie premiera Viktora Orbána, który podsycając antyimigranckie nastawienie Węgrów, odwraca ich uwagę od rządowej korupcji na wielką skalę. Typowa zagrywka polityków.

Daniel Fazekas szefuje zajmującej się mediami społecznościowymi agencji Bakamo Social. Zanalizowała ona ostatnio wpływ mowy nienawiści na publiczny stosunek do kryzysu imigranckiego na Węgrzech. „Węgrzy wykazują obawy podobne do obywateli innych krajów" – mówi Fazekas. „Różnica jest taka, że tutejszy rząd przeprowadził wielką kampanię przeciw uchodźcom, podżegając do nienawiści i usprawiedliwiając ją".

Rzecznik rządu Zoltán Kovács twierdził jednak, że „we wspólnym interesie Unii Europejskiej i Węgier leży przekazanie naszej wiadomości tym, którzy są już w drodze na Węgry, ponieważ większość z nich okazuje się migrantami zarobkowymi i nie mogą ubiegać się tutaj o azyl".

„Nie rozumiałem bilbordów i propagandy" – mówi Ahmed. „Ale doświadczyłem demonstracji neonazistowskich. Ludzie w obozach zawsze wiedzieli i wieść się rozchodziła: »Uważajcie, w ten weekend naziole będą niedaleko obozu!«".

Reklama

Ahmed mówi, że doświadczył tez różnic w podejściu ludzi mieszkających w Budapeszcie i na prowincji Węgier. „To głównie kwestia kultury, edukacji. Na wsiach, które znacznie mniej interesują obcokrajowców, mieszkańcy nie są przyzwyczajeni do ich widoku albo do słyszenia obcych języków". Z drugiej strony „Budapeszt to duże, zatłoczone miasto, pełne ludzi z całego świata".

Autor artykułu, Dan Nolan, wgryza się w okropnie nazwanego Ahmeda z Pizzaphone

W każdym razie, brak faktycznego kontaktu z uchodźcami raczej nie zmieni podejścia Rózsy do swojego terrorystycznego menu. „Jak dla mnie, to nie ma w nim nic złego" – powtarza. „Na Węgrzech pojawiły się negatywne reakcje, ale dużo zyskaliśmy dzięki tej reklamie. Wielu mówi nam, że jesteśmy głupi, ale nie przeszkadza nam to, jeśli mówią też, że smakuje im nasza pizza".

„To prawda, że Ahmed pewnie nawet nie tknąłby pizzy Ahmed, ale i tak nie jest dla niego. Nie nazwaliśmy jej tak, żeby zaprosić Ahmeda na obiad. Choć jeśli nas odwiedzi, to przywitamy go z otwartymi ramionami".

Gwoli ścisłości – Ahmed autorstwa Pizzaphone to lekka i puszysta pizza, z dodatkiem szynki i sosem pomidorowym podawanym osobno. Szynka, choć pyszna, raczej nie jest halal.