Kim są wyborcy Donalda Trumpa?
Fotografka Simone Lueck chciała ich odnaleźć. Wsiadła więc do autokaru jadącego na południe stanu Nowy Jork i wysiadła w Binghamton – mieście, o którym zrobiło się głośno dzięki wysokiemu poparciu dla Trumpa. Lueck znalazła jego fanów, umieszczając w lokalnej gazecie ogłoszenie, które urosło do rangi wydarzenia na skalę miejską („Lokalni zwolennicy Trumpa poszukiwani do projektu nowojorskiej fotografki" – głosiły później nagłówki).
Na fotografiach Lueck fani Trumpa nie wyglądają tak, jak byśmy się spodziewali. Na jednym z nich widzimy Flo, 90-latkę w rogowych okularach i spodniach z tweedu, z rozłożonymi dłońmi, pojedynczymi włosami na kardiganie i wzbudzającymi współczucie zmarszczkami. „Wciąż trudno mi uwierzyć, że istnieją żydowscy Republikanie" – powiedziała Lueck o Flo. Flo narzekała, że dziś w mieście nie ma żadnego centrum handlowego, a kiedyś były aż trzy. To było dość dawno temu, kiedy Binghamton było ważnym ośrodkiem przemysłowym (specjalizującym się w produkcji cygar, komputerów, obuwia i symulatorów lotu), ale wraz z końcem zimnej wojny skończyły się także kontrakty rządowe i militarne.
Fotografie Lueck na swój sposób ilustrują ten upadek, ale udaje im się też uchwycić pewien optymizm – pojęcie rzadko kojarzone z tym nietuzinkowym kandydatem. Pokazują, że ludzie Donalda Trumpa to nie monolit, a grupa przeróżnych charakterów ze swoimi indywidualnymi dziwactwami – niektórzy chodzą pod krawatem na sobotnie poranne zebrania w barze „U Sama", inni dekorują swoje domy wypchanymi tygrysami i starymi mieczami, albo zbierają wycinki z Dalajlamą i Yodą. Jedną z fotografowanych osób był łysy prawnik, w garniturze z dużymi klapami i różowym krawacie, który pozował przy kolekcji małych zdjęć architektury neoklasycystycznej – zapewne odwzorowującej swoją harmonią i monumentalnością jakość świadczonych przez niego usług.