FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

„Ojciec, który je wątrobę syna” i inne przerażające historie, którymi Europejczycy straszą swoje dzieci

Wygląda na to, że jeśli w Grecji nakryjesz swoją matkę na romansie, ona usmaży twoją wątrobę. Zapytaliśmy redaktorów VICE z różnych krajów, czym u nich straszy się dzieci

Ilustracje: Craig Scott

Włochy

W północnych Włoszech nie tylko Święty Mikołaj przychodzi do dzieci – jego piekielnym towarzyszem jest Krampus. W dzieciństwie nie raz opowiadano nam historie o szalonym, włochatym diable, który jest pół-kozłem, pół-demonem. Podczas świątecznych wieczorów wyłazi on na ulice, ciągnąc za sobą łańcuchy i dzwonki. Na plecach dźwiga drewnianą beczkę, a brzozowymi gałęziami szura po ziemi.

W przeciwieństwie do Św. Mikołaja, który nagradza grzeczne dzieci prezentami, Krampus wypuszcza się na łowy, aby kijami bić dzieci, które w tym roku były niegrzeczne. Zakrada się do pokoju przez okno, aby zatopić swoje ostre pazury i kły w ciele – czekał na to cały ostatni rok, złoszcząc się i rozpaczając. Ostatecznie wciska nieszczęśnika do beczki na plecach i uprowadza do swojej nory, gdzie zostaje wymierzona sroga kara (tym samym Krampus propaguje dobre zachowanie wśród reszty dzieci). Niezła opowiastka na dobranoc, co? To nie tylko straszna historia: w noc Krampusa, którą obchodzimy 5 grudnia, chłopcy z alpejskich miasteczek (często po kilku głębszych) paradują w przebraniu demona, strasząc niewinne dusze.

Reklama

Krampus to postać z folkloru niemieckojęzycznej części Alp, a źródła opowieści nie są jasne – panuje jednak zgodność, że źródłem jest pogańska tradycja. W źródle z 1958 roku czytamy: „W żadnej innej wersji tak dobrze nie zachowano regaliów Rogatego Boga Czarownic. Brzoza (oprócz znaczenia fallicznego) może mieć związek z rytuałami inicjacyjnymi podczas sabatów czarownic.

Polska

Zła wiedźma Baba Jaga występuje w wielu bajkach dla dzieci. Jak dowiadujemy się z opowieści, jeżeli po kłótniach z rodzicami postanowisz uciec z domu, z pewnością zgubisz się i skończysz w ciemnym lesie. A w lesie mieszka nie kto inny jak Baba Jaga. Rezyduje ona w domku na kurzej łapie (całkiem kul) lub w piernikowym domku (standard). Przemieszcza się – w wersji klasycznej – latając w żelaznej stupie (rodzaj urny czy moździerza) lub – w wersji z międzynarodowymi naleciałościami – na miotle. Bywa, że ma kościaną nogę, a za jej wiernego chowańca może robić czarny kot, gawron, sowa lub wąż. Baba Jaga jest ślepa (całkowicie lub prawie), lecz ma doskonały węch – to za jego pomocą znajduje zagubione dzieci, które następnie gotuje i zjada ze smakiem.

Źródło tej historii pozostaje niejasne, ponieważ opowieść przez stulecia przekazywano ustnie. Mimo to badacze zgadzają się, że Baba Jaga stanowiła jedno z ważniejszych bóstw w mitologii słowiańskiej (nigdy nie spisanej, a jedynie odtwarzanej na podstawie podań). Baba Jaga mogła być boginią lasu i śmierci albo potężnym duchem zwierzęcym. W kulturze Słowian ciała zmarłych palono, a prochy umieszczano w urnach, stąd być może stupa i kurza łapa? Po chrystianizacji plemion słowiańskich, z Baby Jagi zrobiono demona lub potwora (niektórzy badacze sądzą, że świadczy to o przejściu z matriarchalnej kultury słowiańskiej do patriarchatu kościoła katolickiego).

Reklama

O Babie Jadze usłyszymy w innych krajach Słowiańszczyzny. W Rosji jest raczej ambiwalentną postacią – często służy bohaterom radą czy pomocą. W Polsce natomiast zawsze przybiera wrogą rolę. Najwidoczniej zakładamy trochę, że Baba Jaga jest Rosjanką (może przez rosyjsko brzmiące imię?) – a że stosunki między naszymi narodami nie zawsze bywają ciepłe…

Być może po prostu straszymy nasze dzieci starszą Rosjanką, która lubi koty? Pozytywna informacja na koniec: wszystkie współczesne wersje opowieści, które udało mi się znaleźć, próbują okazać Babie Jadze choć odrobinę empatii.

Hiszpania

W Hiszpanii mamy historię o Człowieku z worem. Opowieść nie jest skomplikowana: stary, brzydki facet z worem przewieszonym przez plecy chodzi ulicami miast w poszukiwaniu zagubionych dzieci. Czatuje na te niegrzeczne i na te, które nie chcą iść spać. Wrzuca je do wora i słuch po nich ginie.

Najstraszniejszy element tej opowieści to fakt, że taki człowiek istniał naprawdę. No, tak jakby – bo w sprawę było zamieszanych kilka osób. Do zdarzeń doszło w Almerii (południowa Hiszpania) w 1910 roku. Z policyjnych kronik wynika, że niejaki „El Moruno" zapłacił lokalnemu uzdrowicielowi sporą sumę, aby ten wyleczył go z gruźlicy. Znachor polecił mu picie dziecięcej krwi i masowanie klatki piersiowej wnętrznościami niewiniątka. Tak też zrobił. Wraz z dwoma innymi mężczyznami porwał dziecko i wrzucił do wora. Naciął je pod pachą dla szybszego wykrwawienia. „El Moruno" wypił krew, po czym roztrzaskał kamieniem główkę dziecka. Następnie trójka przystąpiła do rzezi: po rozcięciu wyciągnęli cały tłuszcz i flaki i obłożyli nimi klatkę piersiową „El Moruno".

Reklama

Historia pewnie nigdy nie wyszłaby na światło dzienne, gdyby nie sprzeczka o kasę, po której jeden z uczestników doniósł policji na resztę. Wszyscy zostali skazani na śmierć. Do dziś mieszkańcy Almerii pamiętają stare pieśni, opowiadające o tej strasznej historii. Niewątpliwie, historia jest na tyle pojebana, że „facet z worem" nadal skutecznie straszy hiszpańskie dzieci.

Dania

Opowiastka o Kariusie i Baktusie ma zmusić dzieciaki do mycia zębów i do zdrowego jedzenia. W skrócie: jeśli nie będziesz dbał o zęby, zębowe trolle rozrabiaki rozkopią ci je i zbudują w nich swoje domki.

Bajka leci tak: mały Jens w dupie miał higienę jamy ustnej, za to bardzo lubił słodycze. Dlatego dwa trolle – czarnowłosy Karius i rudy Baktus wykuły ogromne dziury w jego zębach, moszcząc sobie w nich przytulne domki. Te sadystyczne, małe gnojki całymi dniami wierciły, rąbały i cięły zęby Jensa. Cały ten czas radośnie śpiewały rymowanki o słodyczach i debatowały na temat potencjału świeżo nabytej nieruchomości w postaci trzonowca.

Ich największym lękiem, jak możecie sami zgadnąć, jest szczoteczka. Karius rozmarzony wspomina czasy spokoju, kiedy chłopiec tygodniami nie mył zębów, podczas kiedy Baktus z żalem przywołuje okropny czas marchewki i chleba żytniego. Z każdym kęsem duńskich ciasteczek, trolle czują błogą radość. Śpiewają o tym, jak rosną dzięki „ciastkom i karmelowi" i marzą, że pewnego dnia gęba Jensa będzie tak zapuszczona a zęby tak dziurawe, że będzie mogła się do niej sprowadzić cała trollowa rodzina.

Reklama

Ostatecznie Jens ogarnia się i idzie do dentysty, który oczyszcza uzębienie z wrednych lokatorów. Tę przaśną opowiastkę wymyślił w 1949 roku norweski dramaturg, autor tekstów i piosenek Thorbjørn Egner. Po raz pierwszy opublikowano ją w Danii w 1958 r. – od razu stała się nieodzownym elementem duńskiego panteonu bajek dla dzieci. Dziś możecie znaleźć ją w wydaniu papierowym, jako audiobook (czyta ją znany duński aktor Dirch Passer), została też wielokrotnie odtworzona w przedstawieniach i teatrzykach lalek. Historia przeżyła swojego autora i do dziś zachęca do mycia zębów i jedzenie zdrowych przekąsek.

Rumunia

Bajka kozie i trzech koźlątkach w skrócie mówi o tym, że jeśli nie słuchasz się starych, to umrzesz. Tytułowa koza ma troje dzieci – dwoje niesfornych koźlątek i jedno grzeczne. Koza prosi swe dzieci, aby podczas jej nieobecności zamknęły drzwi i nie wpuszczały nikogo, dopóki nie usłyszą jej głosu. Wilk podsłuchuje całą rozmowę i próbuje naśladować głos matki. Koźlątka nie wpuszczają go jednak do domu.

Wilk idzie więc do kowala, u którego ostrzy sobie zęby i język, po czym próbuje jeszcze raz. Dwa niegrzeczne koźlątka dają się nabrać i wpuszczają tym razem wilka – ale cała trójka chowa się w bezpiecznym miejscu. Ponieważ grzeczne koźlątko najbardziej uważało na wilka i wybrało najbezpieczniejsze schronienie, przeżywa. Mniej rozgarnięte rodzeństwo zostaje zjedzone. Wilk zostawia tylko ich głowy, modelując na ich twarzach uśmiechy i stawia w oknie tak, aby matka nie spostrzegła od razu, co zaszło. Po wszystkim obsmarowuje ściany krwią i liśćmi, a następnie ucieka.

Reklama

Po powrocie, koza dowiaduje się od żyjącego koźlątka o szczegółach zdarzenia. Udając, że nie wie, kto zabił jej dzieci, zaprasza wilka na kolacje. Sadza go na krześle z wosku, rozpala pod nim ogień, podpalając w ten sposób jego futro. Koza i jej dziecko rzucają w wilka kamieniami i patrzą jak płonie. Koniec.

Bajka została napisana w 1875 roku a jej autorem jest rumuński pisarz literatury dziecięcej Ion Creangă. Historia wpisała się w kanon programu nauczania od wczesnych lat przedszkolnych – znają ją już dwulatki. Opowiastka ma uczyć o konsekwencjach, jakie przynosi bycie nieposłusznym wobec mamy oraz, w jakiś sposób, pomagać dzieciom wyrażać uczucia.

Austria

Bajka, przez którą musi przejść każdy austriacki dzieciak to Wierszyk o krawcu. Napisał ją w XIX w. niemiecki lekarz Heinrich Hoffmann. Miał całkiem chore pojęcie o wczesnej edukacji dzieci, o czym świadczą inne jego bajki: o chłopcu, który się utopił, bo chodził rozmarzony, czy o dziewczynce, która spłonęła żywcem, bo „nie wolno bawić się zapałkami". W sumie tak można by sobie wyobrazić stare dobre germańskie wychowanie.

Wierszyk o krawcu opowiada o chłopcu o imieniu Konrad, który cały czas ssał kciuki. Mama Konrada każe mu przestać, ale dzieciak jej nie słucha. Dostaje zatem ostrzeżenie, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, szalony krawiec przyjdzie i obetnie mu palce (może się to nieco dziwne – ale w kontekście XIX wieku pewnie właśnie tak zmuszało się dzieciaki do posłuszeństwa). Po chwili dzieje się coś jeszcze dziwniejszego. Ponieważ mama Konrada wychodzi i zostawia chłopca samego, ten od razu dobiera się do paluchów.

Reklama

W tym momencie cichaczem wkrada się krawiec z wielkimi i ostrymi jak brzytwa nożycami. Ten straszliwie narysowany jegomość (bo przecież taka historia wymaga ilustracji!) łapie chłopca i obcina mu kciuki. Chcę zaznaczyć, że historyjka ma bardzo proste rymy, co czyni ją tym bardziej straszną. Wesoło brzmiąca i łatwa do zapamiętania bajeczka mówi przecież o dzieciaku, który prawie się wykrwawił, bo obcięto mu kciuki. A to dlatego, że no cóż… lubił je ssać.

Niemcy

Jedną z najstraszniejszych bajek, jaką można opowiedzieć dziecku przed snem, jest Straszna historia z zapałkami, a jej głównym przekazem, jak możecie się domyślić, jest: słuchaj się rodziców, inaczej umrzesz w straszny sposób.

Bohaterka, Paulinchen (w polskim tłumaczeniu swojsko nazwana Kasią) zostaje sama w domu w towarzystwie dwóch kotów. Rodziców nie ma, a Kasia się trochę nudzi, więc kiedy znajduje zapałki, chce się nimi pobawić. Zapala je, jak robi to zazwyczaj jej matka. Oba koty próbują jej przeszkodzić i przypominają, że ojciec zabronił takich zabaw. Dziewczynka nie chce ich słuchać, zapala jedną zapałkę i tańczy dookoła niej, podziwiając piękny blask płomienia.

Oczywiście, to się nie może dobrze skończyć. Sukienka dziewczynki zapala się a kilka sekund później ona cała staje w płomieniach. Koty próbują wołać o pomoc, ale nikt nie słyszy ani kocich, ani dziecięcych krzyków. Ostatecznie, życie Kasieńki-Paulinchenki dobiega końca. Zostaje po niej tylko kupka popiołu i nietknięte przez ogień buty. Koty ułożyły się przy prochach i płaczą: „Gdzie są biedni rodzice? Gdzie?" – jakby to oni byli ofiarą całego zdarzenia. Historia kończy się dziwnym komentarzem autora o tym, jak kocie łzy przypominają mu małe potoki na polu.

Reklama

Straszna historia z zapałkami jest opowiadaniem z książki pt. Staś Straszydło (w oryg. Struwwelpeter), która zawartością bardziej przypomina Piłę, aniżeli bajeczkę dla dzieci. Autorem jest niemiecki psycholog Heinrich Hoffman, który wydał ją w 1845 roku. Przy tej książeczce nawet Lśnienie wygląda jak Minionki. Może właśnie dlatego Niemcy nie są znani z poczucia humoru? Książeczka, chociaż straszna, opowiadana jest już malutkim dzieciom. Podobno nigdy nie jest za późno na naukę posłuszeństwa wobec rodziców.

Grecja

Matka morderczyni to stara opowieść, czy też pieśń ludowa, którą greckie babcie opowiadają swoim wnuczkom. Historyjka opowiada o synu Konstantynie, który po powrocie ze szkoły nakrywa swoją matkę w łóżku z innym mężczyzną. Pomimo próśb matki, syn grozi, że wszystko powie ojcu. Jest nieustępliwy i chce ją wydać, jak tylko wróci ojciec. Matka wysyła go do swojego pokoju. Po chwili idzie na górę, morduje go, a jego wątrobę smaży w kuchni.

Tymczasem wraca ojciec i pyta, gdzie podziewa się Konstantyn. Matka zapewnia go, że nie wrócił ze szkoły. Ojciec sprawdza w szkole – nauczyciel jest pewny, że Konstantyn poszedł do domu. Kiedy ojciec wraca, żona podaje mu na obiad wątrobę syna. Nagle duch Konstantyna pojawia się i wyjawia ojcu prawdę o matce i o tym, że to jego wątrobę właśnie spożywa.

Oczywiście ojciec jest co najmniej poirytowany całą sytuacją. Łapie miecz i odcina niewiernej żonie głowę. Wielu historyków twierdzi, że opowieść pochodzi z XVI lub XVII wieku. Ma wiele odmian i można ją znaleźć w prawie każdej książce z opowieściami ludowymi. Historyjka miała przestrzegać młode dziewczyny przed niestosownym zachowaniem. Przyjęliśmy do wiadomości.