FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Zjadłam posiłek z gwiazdką Michelin na festiwalu techno

W przerwach między każdym z sześciu dań ludzie odchodzą od stolików, by potańczyć lub zapalić na plaży

Stoję w rozstawionym na plaży namiocie. W rogu stoi DJ, a z rozstawionych w strategicznych miejscach głośników wylewa się techno. Ktoś z obsługi wciąż uzupełnia zapas suchego lodu w miskach ustawionych na filarach. Wszyscy wokół mnie tańczą radośnie.

Brzmi to jak scena z całonocnej imprezy na Ibizie. Słońce jednak wisi wysoko na niebie, a rzecz dzieje się na obiedzie organizowanym przez wyróżnioną gwiazdką Michelina antwerpską restaurację The Jane. W ten weekend obsługa luksusowej jadłodajni przygotowuje wielodaniowy posiłek na WECANDANCE, festiwalu muzyki elektronicznej w belgijskim Zeebrugge.

Reklama

Tak, dobrze słyszeliście: wykwintne jedzenie, opaleni kolesie i nieprzerwanie dudniący bas.

Sergio Herman przygotowujący posiłek. Zdjęcie dzięki uprzejmości We Can Dance

Moja stylówka odstaje nieco od „kosmicznych" wdzianek innych uczestników festiwalu. Jedynym założeniem, z jakim tu przyjechałam, było to, że właściciele The Jane, Sergio Herman i Nick Brill, traktują gotowanie bardzo poważnie. Na stronie internetowej restauracji dowiedziałam się, że „jedzenie jest ich religią", a po wpisaniu jej nazwy w Google wyskoczyły naprawdę imponujące zdjęcia budynku, który niegdyś służył jako katedra. W Przewodniku Michelin wyróżniają ją aż dwie gwiazdki.


Lubimy jeść. Ty polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


„Zamknąłem swoją restaurację Oud Sluis i wraz z Nickiem przeprowadziliśmy się do Antwerpii. Chciałem stworzyć projekt łączący w sobie muzykę, sztukę, design, modę i, rzecz jasna, jedzenie".

Udało mi się namierzyć Hermana (Brill był zajęty gdzieś na piętrze), by spytać go, czemu miało służyć otwarcie The Jane.

Kucharze przygotowujący ostrygi. To i pozostałe zdjęcia wykonane przez autorkę

„Bardzo ważne jest dla mnie stworzenie energetycznego klimatu. Ludzie, wychodząc na miasto, chcą czegoś ekstra", tłumaczy mi Herman. „W The Jane poza jedzeniem będą mogli delektować się energią, muzyką, designem, sztuką".

„Liczy się dla mnie doświadczenie, jakim jest posiłek w The Jane", dodaje.

Wprawdzie nie znajdujemy się w kościelnym wnętrzu, jednak obiad na We Can Dance z pewnością jest nie lada „doświadczeniem". W przerwach między każdym z sześciu dań ludzie odchodzą od stolików, by potańczyć lub zapalić na plaży. Zaczynam się zastanawiać, czy ktokolwiek jeszcze do nich wróci. Muzyka robi się coraz głośniejsza, wtórują jej też dźwięki wyskakujących korków.

Reklama

Małże, makrele i ogórek

Jednak gdy tylko kolejne porcje opuszczają kuchnie, ludzie wracają, ciągnąc do nich niczym ćmy do światła.

Nie da się zaprzeczyć, że mimo wysiłku wkładanego w The Jane w muzykę i wystrój, to jedzenie jest najważniejsze.

„Nick i ja pochodzimy z Zelandii [prowincji położonej na południowym zachodzie Holandii]", powiedział mi Herman. „Nasza kuchnia jest eklektyczna. Używamy różnorodnych przypraw, a wpływy czerpiemy z Azji i Południowej Afryki. To klasyka, jednak nieco urozmaicona".

Dekorowanie posiłku jadalnymi kwiatami

Pozwolono mi wejść do kuchni, bym z bliska przyjrzała się gotowaniu (pod jednym warunkiem: „Nie wchodź w drogę, okej?"). Jest w niej zaskakująco spokojnie. Jasne, wszyscy się gdzieś spieszą, ale ludzie raczej ze sobą nie rozmawiają. Panuje tu przejmująca – w każdym razie w porównaniu do zgiełku i muzyki, które słuchać w jadalni – cisza. Obsługa właśnie mozolnie przyozdabia talerze liśćmi kolendry i jadalnymi kwiatami.

A nie mówiłam? Traktują gotowanie bardzo poważnie.

Herman zdradził mi, że The Jane została zamknięta na weekend i przeniesiona do plażowego namiotu już po raz drugi.

Gołąb, dynia, grzyby i bakłażan

„Mamy tu około 60 osób z restauracji. Przywieźliśmy całą drużynę – obsługę i kucharzy", powiedział Herman. „Chcemy, by klimat restauracji był też odczuwalny na festiwalu".

Dużą rolę odrywa muzyka. The Jane znana jest ze swoich tworzonych na zamówienie plejlist.

„Muzyka jest częścią doświadczenia", dowiaduję się od Hermana. „Jedzenie jest najważniejsze, jednak muzyka pomaga się zrelaksować. Wieczorami jednak oczywiście wolne bity przechodzą w coraz szybsze".

Reklama

Twierdzi też, że muzyka pomaga zamienić posiłek w formę ucieczki.

„Jeśli przytłaczają cię problemy np. w domu, to wchodząc do restauracji, powinieneś móc zapomnieć o całym tym szajsie i po prostu cieszyć się posiłkiem", wyjaśnia.

Sernik z brzoskwiniami i bazylią

Goście restauracji (a może uczestnicy festiwalu?) siadają, by skosztować ostatniego dania – zdekonstruowanego sernika z brzoskwiniami i bazylią – a Herman wreszcie się uśmiecha, gdy pytam, czy jak zamierza spędzić wolny wieczór na festiwalu.

„Miło jest oferować tylko lunch. Teraz pora się zabawić!"

Jak to mówią – pracuj ciężko, baw się ostro?