Szczęśliwa trzynastka na marzec. Premiery płytowe, które warto sprawdzić

FYI.

This story is over 5 years old.

Obiektywnie zajebiste rankingi

Szczęśliwa trzynastka na marzec. Premiery płytowe, które warto sprawdzić

Powroty po latach, przebojowe debiuty i zawrotne tempo wydawnicze. W najbliższych dniach nikt nie powinien się nudzić.

Współautor tekstu: Julia Borowczyk

Ed Sheeran "÷" (3 marca)

W ciemno możemy założyć, że trzeci album 26-latka z Hebden Bridge błyskawicznie podbije listy przebojów pod każdą szerokością geograficzną. Dość powiedzieć, iż jego poprzednie dokonanie, longplay "x" sprzed trzech lat, znalazł jak dotąd blisko osiem milion nabywców na całym świecie, przynosząc też kilka wielkich przebojów. Single zwiastujące "÷" wskazują, że raczej nie ma co liczyć na wielkie zmiany brzmienia u Sheerana, ale fanom zupełnie to nie przeszkadza - "Shape of You" od blisko dwóch miesięcy można usłyszeć w każdym radiu i stacji telewizyjnej.

Reklama

Ronald Bruner Jr. "Triumph" (3 marca)

Jeden z tych albumów, które mogą się okazać najbardziej pozytywnymi niespodziankami pierwszego kwartału. W końcu mówimy o bracie Thundercata, regularnym współpracowniku takich artystów jak Flying Lotus czy Stevie Wonder. A jakby tego było mało, na swój debiut Bruner Jr. zaprosił chociażby Maca Millera, George'a Duke'a i Kamasiego Washingtona. Możemy się spodziewać prawdziwej soul-jazzowej uczty w klimacie doskonale znanym nam z nagrań twórców Brainfeedera i The Internet. Lepszej rekomendacji chyba nie trzeba?

Anohni "Paradise" (17 marca)

Anohni zaprasza do raju niespełna rok po wydaniu świetnie przyjętego longplaya "Hopelessness". Za produkcję odpowiadał będzie znów Hudson Mohawke, a licząca sześć nagrań całość będzie wydawnictwem konceptualnym, rozwijającym się wedle scenariusza niczym z filmu.

W "Jesus Will Kill You" wyraża dziką wściekłość, zestawiając biznesmena, niszczycieli gruntu, spekulantów wody, ekstraktorów olejowych, niewolników i czcicieli Jezusa. Przeklina chrześcijańskie, europejskie korporacje, wiedząc, że pewnego dnia Bóg ukaże ich za zbrodnie wobec ludzkości i natury. Z kolei w melancholijnej balladzie "You Are My Enemy", wyraża gniew i rozczarowanie matki. Przemierza fale samobójczej rozpaczy i gniewu. W radosnym "Ricochet" buntuje się przeciwko wszechmocnym bóstwom, które doprowadzają do wiecznej rozłąki. W finałowej balladzie "She Doesn't Mourn Her Loss", stwierdza, że ziemia nie płacze nad znikającą różnorodnością biologiczną, a jedynie ludzkość będzie opłakiwać brak tej różnorodności świata, dzięki której się rozwijaliśmy - czytamy w zapowiedzi.

Reklama

Depeche Mode "Spirit" (17 marca)

"Jesteśmy niezwykle dumni z dźwięku i energii albumu oraz bardzo podekscytowani tym, że wracamy na trasę, aby podzielić się nim z fanami na całym świecie" - mówił Dave Gahan o nadchodzącym krążku Depeche Mode. Pierwszy singiel "Where's the Revolution" rozbudza nadzieje na wydawnictwo pełne trafnych spostrzeżeń na temat otaczającego nas świata i mocnych cięć w warstwie muzycznej. Nie zapomnijcie także, że kapela wpadnie do Polski już 21 lipca. Zagra w stolicy na Stadionie Narodowym.

Rick Ross "Rather You Than Me" (17 marca)

Może i Rick Ross trochę obciachowo wozi się z całym tym blichtrem i hajsem niczym DJ Khaled, ale wbrew pozorom nie można mu nic zarzucić, gdy chodzi o warstwę muzyczną. "I Think She Like Me" płynie swobodnie, nakreślając bardzo wyluzowany charakter całego "Rather You Than Me". No to już wiecie czego będziecie słuchać podczas wiosennych spacerów. Dobry zamiennik, gdy odłożycie już na półkę ostatni krążek Remy Ma i Fat Joe.

Zara Larsson "So Good" (17 marca)

Twoja ulubiona piosenkarka na liście trendów Spotify i autorka dżingla ostatnich Mistrzostw Europy w piłce nożnej to już sprawdzona marka. Czego się nie dotknie zamienia się w złoto (albo brokat) - nieważne czy jest to pulsujący numer z brytyjskim artystą MNEK czy lukrowana kompozycja z Ty Dolla $ignem. Takich hitów jak "Lush Life" czy "I Would Like" może być na tej płycie więcej, dlatego warto znać je wszystkie zanim i tak trafią w obieg.

Reklama

Raekwon "The Wild" (24 marca)

Czasem aż trudno człowiekowi uwierzyć, że idole jego młodości zbliżają się do pięćdziesiątki i dziś zainteresowanie ich muzyką jest w sumie śladowe w stosunku do tego, co miało miejsce jeszcze dekadę temu. Weteran Wu-Tang Clanu anonsuje siódmy solowy materiał, na który złoży się 16 premierowych kompozycji. Wśród gości m.in. G-Eazy, Lil Wayne i Cee-Lo Green. Cudów raczej trudno się spodziewać, ale… podobnie wydawało się, gdy Raekwon wydawał sequel swojego kultowego debiutu, tymczasem skończyło się szlagierem najczystszej wody. Że od tego czasu minęło 8 długich lat? No tak, ale umiejętności rapowych raczej się nie zapomina.

Bob Dylan "Triplicate" (31 marca)

Wielce szanowny laureat Nagrody Nobla nie spoczął na laurach i przygotował dla nas… potrójne wydawnictwo. Tak, dobrze czytacie - przed wami aż trzy płyty, a na nich same covery. Dylan sięgnął m.in. po repertuar Charlesa Strouse'a i Lee Adamsa, Harolda Hupfielda i Cy Coleman w duecie z Carolyn Leigh, co zaowocowało w sumie trzydziestoma utworami.

Goldfrapp "Silver Eye" (31 marca)

"Pracę nad albumem porównałbym do zagubienia w lesie. Nigdy nie masz pewności, że obrałeś właściwy kierunek i dokąd zaprowadzi cię droga. Może wyprowadzi cię na manowce, a może napotkasz coś interesującego. Nie wiesz w którym momencie przerwać tę wędrówkę, bo tuż za rogiem możesz odkryć coś znacznie piękniejszego" - obrazowo opisał ostatnie miesiące w życiu duetu Will Gregory, czyli jego brzydsza połowa. Pierwsze reakcje na single zwiastujące "Silver Eye" wskazują, że obrana przez Goldfrapp droga była właściwa. To zasadniczo nie powinno jednak nikogo dziwić, bo mamy do czynienia z formacją o bardzo równej, stojącej na wysokim poziomie dyskografii.

Reklama

Jamiroquai "Automaton" (31 marca)

Trudno w to uwierzyć, ale aż siedem lat upłynęło od premiery "Rock Dust Light Star", poprzedniego longplaya Jay Kaya i spółki. Grupa podzieliła ten okres na trzy etapy - najpierw przez blisko cztery lata intensywnie koncertowała, potem przyszła pora odpoczynku i zbierania pomysłów, aż w końcu weszli do studia i zarejestrowali kilkanaście nowych numerów. Ostatecznie na "Automation" trafi dwanaście z nich. No chyba, że zdecydujecie się na edycję wypuszczoną na rynku japońskim, wówczas dojdzie jeden bonusowy utwór. O ile tytułowy singiel pozostawiał trochę do życzenia, to już "Cloud 9" przypomniał o wszystkim, co u wyspiarskich królów funku kochamy najbardziej.

Nelly Furtado "The Ride" (31 marca)

Nelly Furtado porzuca bąbelkowe r&b, znane doskonale z przebojowego "Loose" czy nieco mniej popularnego późniejszego "The Spirit Indestructible". Co zatem czeka nas na "The Ride"? Niekoniecznie będzie to powrót do korzeni, czyli radiowego popu na miarę "I'm Like a Bird". Zapowiedzi w postaci numerów "Pipe" czy "Cold Hard Truth" sugerują, że Nelly sięgnęła po nieco przesterowane brzmienie, gitarowe podrygi i odrobinę elektroniki. Czyżby Furtado chciała się przypodobać wszystkim tym, którzy lubują się w słowie alternatywa?

Tinie Tempah "Youth" (31 marca)

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto usiedział spokojnie, gdy z głośników dobiegało "Girls Like". Niespodziewany singiel z Zarą Larsson zaskoczył bardzo mocno, ożywiając nieco brytyjską scenę. Dobrze, że kolejne single, w tym urocze "Text from Your Ex" z gościnnym udziałem Tinashe, podtrzymują założenie wydawnictwa pełnego ładnych treści i jeszcze przyjemniejszych melodii. Niech obecna scena na Wyspach nie kojarzy się tylko i wyłącznie z surowym i mrocznym grimem.

Julia Holter "In The Same Room" (31 marca)

"Moja muzyka może sprawiać wrażenie bardzo skomplikowanej, przygotowuję kompozycje wcześniej, jest w nich sporo obszarów stałych, które kontroluję. (…) Pozostawiam jednak przestrzeń na błędy i pomyłki, bo to tę muzykę bardziej uczłowiecza" - zdradziła nam Julia Holter w wywiadzie przeprowadzonym podczas wizyty na Ars Cameralis. Trudno nie zgodzić się z tą oceną wokalistki. Zarówno "So Lillies", jak i "Horns Surrounding", mogą wywołać skrajne emocje, ale to właśnie największa wartość twórczości Julii.