FYI.

This story is over 5 years old.

mieszkanie

Poznaj historię starszej pani, która przez 35 lat terroryzowała luksusowy hotel

Dzięki luce prawnej Fannie Lowenstein całe lata mieszkała za pół darmo w nowojorskim hotelu Plaza i uprzykrzała życie jego pracownikom. Nawet Donald Trump musiał się z nią liczyć

Niewiele rzeczy wzbudza w nowojorczykach równie duże zainteresowanie, co losy mieszkań chronionych prawem o czynszu kontrolowanym. Ostatnie lokale objęte tym rzadkim, niemal mitycznym statusem, który uniemożliwia podwyżkę czynszu, od 1971 roku niezmiennie zamieszkują ci sami najemcy lub ich potomkowie. Właściciele tych mieszkań nienawidzą swoich lokatorów, przeważnie starszych ludzi, natomiast reszta nowojorczyków zazdrości im czynszów zdecydowanie poniżej średniej rynkowej. W 2012 roku, kiedy statystki miejskie ujawniły, że niektórzy seniorzy płacą jedynie 55 dolarów (195 złotych) miesięcznie za mieszkanie w SoHo, czyli jednej z najdroższych dzielnic Nowego Jorku, dziennik „New York Post" ogłosił, że „najlepsza oferta najmu znajduje się w SoHo, gdzie pewne dwupokojowe mieszkanie kosztuje tyle, co dobry rostbef wołowy".

Reklama

Mimo to w historii lokali z kontrolowanym czynszem zdecydowanie wyróżnia się Fannie Lowenstein, która przez 35 lat płaciła około 500 dolarów (1772 złote) miesięcznie za trzypokojowy apartament w hotelu Plaza z widokiem na Central Park oraz Piątą Aleję, czyli główną ulicę Manhattanu. Obecnie taka kwatera kosztuje ponad 1000 dolarów (3500 złotych) za jedną noc.

Pracownicy hotelu wspominają ją jako prawdziwe utrapienie i manipulantkę, która wykorzystywała luki w przepisach dotyczących kontrolowanego czynszu równie sprawnie i subtelnie, co najwyższej klasy prawnik specjalizujący się w nieruchomościach. Była ekscentryczną postacią w mieście pełnym intrygujących osób. Jednak co czyni ją szczególnie ciekawą, to że ostatnie lata swojego życia spędziła w budynku należącym do Donalda Trumpa, najsłynniejszego obecnie zarządcy nieruchomościami na świecie.

Adwokat Gary Lyman był głównym doradcą hotelu Plaza w latach 1977-2004. Podczas tych 27 lat współpracował z kilkoma właścicielami przybytku, w tym z obecnym prezydentem USA. Jednak nawet mimo tak długiego doświadczenia, to właśnie Lowenstein szczególnie zapadła mu w pamięć. „Narzekała na wszystko. Ciągle wrzeszczała, widziałem to na własne oczy. Wszyscy się jej bali, tej drobniutkiej, osiemdziesięcioletniej kobiety" – wspomina Lyman. „Mówiliśmy o niej »Eloise z piekła«".

Historia Lowenstein i jej apartamentu zaczyna się po II wojnie światowej. W tamtym czasie niektóre z wielkich, nowojorskich hoteli (w tym Plaza) cienko przędły, więc zaczęły przyjmować u siebie długoterminowych najemców, aby zapewnić sobie stały dochód. Jednym z owych lokatorów był Leo Lowenstein, który pracował na Giełdzie Papierów Wartościowych w Nowym Jorku. Chociaż najprawdopodobniej mógł sobie pozwolić na płacenie rynkowych stawek, trafił do lokalu z regulowanym czynszem. W 1958 roku status głównego najemcy apartamentu przepisał na świeżo poślubioną przez siebie Fannie, która zaledwie trzy lata później została wdową. (Jak napisano w nekrologu w „New York Timesie", para nie miała dzieci).

Reklama

Po śmierci męża Fannie Lowenstein pozostała w hotelu.


Tylko ciekawe historie. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


José Arbona był barmanem w Plazie w latach 1991-1997, a później w innych hotelowych restauracjach, w tym w Palm Court, ulubionym miejscu Lowenstein. To właśnie tam okoliczni dziwacy w ubraniach drugiej jakości spotykali się przy herbatce z prądem, podczas gdy w tle przygrywał im na żywo kwartet smyczkowy. Jak wspomina Arbona, gromadzili się tam przede wszystkim kawalerowie maltańscy, w tym „książę, który nosił monokl i ozdobne naramienniki z frędzlami". Według Arbony Lowenstein zawsze chodziła w „tej samej fioletowej sukience".

Lyman to potwierdził i dodał, że „nie miała zbyt wielu ubrań". Zazwyczaj pojawiała się długim płaszczu (nawet w lecie) i z maleńką torebką. Kolejną charakterystyczną cechą, którą zapadła w pamięć Lymanowi, był jej głos. „Chociaż nie pochodziła z Anglii, mówiła jak Brytyjka i starała się brzmieć jak najbardziej wyrafinowanie. Do tego zachowywała się, jakby była właścicielką Plazy".

Arbona wyjaśnił: „Mówiła jak arystokratka. Zamiast powiedzieć »pójdź sobie stąd«, mówiła »Byłoby tak miło, gdybyś tu już nie przebywał«". Według niego „kelnerzy musieli obsługiwać ją jak VIP-a, mimo że nie traktowała ich dobrze i zdecydowanie nie sypała groszem". Jak się okazuje, była tak okropna w stosunku do pracowników, że jeszcze wiele lat po jej śmierci, kiedy w Palm Court miało miejsce jakieś nieprzyjemne zajście lub coś się zepsuło, wszyscy krzyczeli „FANNIE!!!", ponieważ święcie wierzyli, że nawiedza ich jej złośliwy duch.

Reklama

Również w stosunku do hotelowego zarządu zachowywała się jak zołza. „Prawo [o kontrolowanym czynszu] obejmowało przepis, że lokator był uprawniony do wszystkich usług, które przynależały mu w momencie podpisania umowy najmu" – wyjaśnił Lyman. „W tamtych czasach przynajmniej raz w miesiącu robiono dokładne sprzątanie pokoju, które obejmowało odkurzanie pod sufitem, czyszczenie odpowietrzników i innych trudno dostępnych miejsc. Do tego co kilka lat należało odmalowywać pokoje. [Lowenstein] doskonale znała swoje prawa i wykorzystywała do maksimum".

Według artykułu opublikowanego w „Newsday", na początku lat 80. Lowenstein pozwała Westin Corporation, ówczesnego właściciela Plazy, z powodu wadliwej wykładziny. Kiedy pozew został odrzucony, Fannie od razu zaczęła twierdzić, że Westin próbuje ją zabić za pomocą toksycznej farby. Hotel zatrudnił ekspertów, aby pobrali próbki zarodników. Kobieta nawet zadzwoniła do nowojorskiego oddziału Ministerstwa Zdrowia, ale oni również nie wykryli żadnych nieprawidłowości.

W 1987 roku Trump postanowił kupić Plazę od rodziny Bassów. W 2016 roku powiedział w wywiadzie dla „New York Timesa", że „Plaza była dla [niego] jak wspaniały obraz". Kiedy rozpoczęto negocjacje, zapytał o wszelkie nieuregulowane zobowiązania. Według „New York Timesa" oznajmiono mu, że „największym problemem jest Fannie Lowenstein". W tym samym artykule możemy przeczytać, że Trump „ostatecznie zaproponował jej apartament w hotelu Plaza, który był prawie dziesięć razy większy niż jej pokój, a do tego miał widok na Central Park. Za darmo, do końca życia. Do tego z nowymi meblami, nową zastawą stołową i całym wyposażeniem. Niechętnie się na to zgodziła. Jednak domagała się również fortepianu. Dostała Steinwaya".

Reklama

Lyman jednak zaprzeczył temu, jakoby Lowenstein kiedykolwiek mieszkała w Plazie bez czynszu lub przeniosła się ze swojego trzypokojowego apartamentu, oczywiście z wyjątkiem sytuacji, kiedy odbywał się tam remont. Thomas Barrack Jr, negocjator, który opowiedział tę anegdotę, poprzez swojego rzecznika odmówił komentarza na ten temat, podobnie jak Trump Organization.

Według słów Lymana, kiedy Trump w końcu zrealizował transakcję, Lowenstein zażądała spotkania z nim. Udało się jej. „Myślę, że patrzyła na to tak: »Donald Trump nie tylko będzie miał przyjemność zobaczyć się ze mną, ale i zrozumie, z kim ma do czynienia«" – wyjaśnił Lyman. Na spotkaniu wysunęła kolejne żądanie: „Musi pan wyprosić pana Lymana z pokoju". Trump tak uczynił; wybrał ścieżkę najmniejszego oporu. Lyman podkreśla, że był „absolutnym dżentelmenem" w stosunku do Lowenstein.

Niestety, miesiąc miodowy nie mógł trwać bez końca. Kiedy w końcu zaczęła podupadać na zdrowiu, Lowenstein wmówiła sobie, że jej pokój był nieodwracalnie zanieczyszczony „toksyczną" farbą. Przeniosła się do luksusowego hotelu Park Lane – tam płacąc już normalną cenę za dobę – gdzie umarła 28 kwietnia 1992 roku w wieku 85 lat. Była ostatnią osobą, która z powodu kontrolowanego czynszu odmówiła opuszczenia Plazy.

W momencie jej śmierci hotel przynosił Trumpowi olbrzymie straty; w 1992 roku ogłoszono bankructwo, a trzy lata później został sprzedany. W ciągu następnych 20 lat Plaza zmieniła się z luksusowego hotelu w skupisko pokoi na wynajem i prywatnych mieszkań, pod którymi zbudowano podziemne centrum handlowe. Kwartet smyczkowy nie przygrywa już dłużej gościom, a elitarny bar The Oak Room został zamknięty. Fannie Lowenstein zniknęła, podobnie jak jej Nowy Jork. Nie sposób nie poczuć lekkiej nostalgii za okresem świetności tamtego hotelu – no, chyba że miało się nieszczęście poznać lokatorkę apartamentów 1001-1003.

Reklama

Więcej na VICE: