Latem zeszłego roku w Krakowie trwała najważniejsza impreza dla młodych katolików ze wszystkich zakątków Ziemi. Na Światowe Dni Młodzieży przyjechało 350 tys. pielgrzymów – to tyle, co trzy Gorzowy Wielkopolskie. A co się dzieje, jeśli zbierzesz gromadę nasto- i 20-latków z różnych środowisk w jednym miejscu, z dala od domu i rodziców? Będą imprezować. Oczywiście to porządne katolickie dzieciaki, więc można oczekiwać od nich dobrego prowadzenia się, szczególnie kiedy rano czeka msza z papieżem Franciszkiem, jednak nie mogliśmy odmówić sobie sprawdzenia, jak wygląda nocne życie podczas ŚDM.
Po przybyciu do Krakowa udaliśmy się na Kazimierz – sam dekadę melanżowałem tam nie raz do upadłego, obściskując się z dziewczynami po wąskich uliczkach tej żydowskiej dzielnicy i korzystając z dobrodziejstw miejscówek z dobrą nutą i tanim browarem. Dziś najlepsze kluby ustąpiły miejsca okienkom z fast foodem, a obskurne sklepy nocne restauracjom z prosecco – cóż, klasyk gentryfikacji. Zaczepiliśmy wesołą grupkę, która oczekiwała na zapiekanki, swego rodzaju symbol tej dzielnicy.
Videos by VICE

Mario i jego ekipa z Chorwacji. Wszystkie zdjęcia: Izabela Szumen
VICE: Cześć, skończyła się na dziś oficjalna część ŚDM – co pielgrzymi robią wieczorami? Jakaś impreza?
Mario (Chorwacja): Na razie przyszliśmy tutaj, bo słyszeliśmy, że zapiekanki to słynne danie.
Jest całkiem słynne, a co potem?
Pewnie skoczymy na jedno piwo do którejś z okolicznych knajpek. Musimy wracać do rodziny, która nas gości! Są strasznie mili, częstują nas pierogami i Żubrówką.
Mieszkacie u polskiej rodziny?
Tak, oni przyjęli do siebie 20 osób!
To musi być pałac!
No właśnie mieszkanie nie jest zbyt duże.
Dobra, smacznej zapiekanki, trzymajcie się!

Dziewczyny z Włoch
Zagadaliśmy jeszcze do czwórki młodych dziewczyn z Włoch, ale niestety nie mówiły po angielsku. Polak, który się nimi opiekował, wytłumaczył nam, że też muszą ruszać do domu, bo mieszkają u rodziny aż na Balicach, niedaleko lotniska.
Przeszliśmy się wokół Placu Nowego, żeby sprawdzić, czy gdzieś znajdziemy jakichś melanżujących pielgrzymów. Niestety, pudło. Zaczynaliśmy już podejrzewać, że wszyscy pielgrzymi idą spać o 20, ale pani w sklepie monopolowym przyznała, że przychodzą do niej uczestnicy ŚDM, nie tylko po wodę. Wtedy też zadzwonił do nas znajomy, mówiąc że do Pięknego Psa (małej alternatywnej knajpce, która istnieje na Kazimierzu od lat) właśnie wparowała spora grupa francuskich imprezowiczów. Na wejściu zaczepiłem Theophile’a, który wyszedł zaczerpnąć powietrza.

Autor w sklepie 24h
VICE: Hej, ilu was tu jest?
Theophile (Francja): Przyjechaliśmy w 100 osób z naszej małej wioski. Ale tutaj przyszliśmy w jakieś 10 osób. Jesteś dziennikarzem?
Tak, piszę artykuł o tym, czy pielgrzymi imprezują.
I czego się dowiedziałeś?
No jak na razie wszyscy idą do domu albo idą na jedno piwo. A wy?
No, my pewnie zostaniemy trochę dłużej! Chcemy wrócić do domu koło 1.

Ekipa z Francji
Co pijecie?
Piwo! Jest tutaj o wiele tańsze niż we Francji i doskonałe.
Planujecie iść gdzieś później?
Jeszcze nie wiemy. Kiedy byłem na Światowych Dniach Młodzieży w Hiszpanii, impreza po prostu trwała na ulicach. Tutaj tego nie widzę, nie słychać muzyki na zewnątrz.
Polacy chyba wolą siedzieć po knajpach albo upijać się w domu. Już cię nie zatrzymuję, wracaj do swojej imprezki!

Zacząłem rozmawiać z koleżanką Theophile’a, która była strasznie miła i otwarta, ale w pewnym momencie zaczęła mnie przekonywać, że przydałaby mi się spowiedź. Poczułem się trochę nieswojo. Zapytała, czy chcę, żeby się za mnie pomodliła (powiedziałem, że tak – przez ostatnie 27 lat mojego życia modliły się za mnie chyba tylko dwie panie, którym pomogłem wnieść walizki do pociągu). Przytuliliśmy się i poszliśmy w swoje strony – później miałem już w pamięci, że każda próba zbliżenia może się skończyć ewangelizacją. To na swój sposób miłe, ale nie byłem w nastroju.
Na dworze lało, tramwaje wypakowane po brzegi odjeżdżały na krańce Krakowa. Postanowiliśmy się powłóczyć i pozaczepiać jeszcze trochę osób. Z knajpy obok wychodziła akurat głośna grupa z wielką flagą Meksyku.

Judie, Ana, Alejandra, Jorge, Alma i Daniela z Chicago podczas wykonywania selfie z autorem
VICE: Hej, zamierzacie dziś jakoś imprezować? Planujecie tańczyć?
Judie: Pewnie, ale jeszcze nie wiemy gdzie. Damy ponieść się nocy! Teraz idziemy na lody, ale potem na pewno będziemy tańczyć. Wczoraj byliśmy na Rynku, było super. Nasz kolega z Portoryko świetnie śpiewa Hips Don’t Lie, chcesz posłuchać? Pewnie.

„After po ŚDM”
Wysłuchałem ich koweru Shakiry i zostałem zaproszony do wspólnego selfie. W tym momencie Julia, była stażystka VICE zasugerowała nam, że w klubie Szpitalna 1 (chyba najbardziej techno-miejscówce w Krakowie) odbywa się impreza pod hasłem „After po ŚDM”. Nie mogliśmy tego przegapić. Niestety, mimo talonów na darmowe szoty, o 23 nie było tam prawie nikogo. Grupa Niemców, których spotkaliśmy na wejściu, wyszła po pięciu minutach. Katolicka młodzież chyba nie przepada za modnym techno.

Zdecydowanie większa kolejka ustawiła się przed miejscem o nazwie „VIP Gentleman’s Club”. Podejrzewam, że pielgrzymi naprawdę uznali to za miejsce dla bardzo ważnych dżentelmenów – no, chyba że oglądanie striptizerek idzie w zgodzie z wielbieniem Pana. Ale chyba nie.
Pamiętając to, co powiedzieli miłośnicy Hips Don’t Lie, skierowaliśmy się na rynek. Mimo sążnistego deszczu ruch na ulicach rósł wraz z malejącą odległością. Tak, rynek to epicentrum po-ŚDM-owego melanżu. Pomnik Mickiewicza dosłownie oblepiony był ludźmi, wyglądało to jak świętowanie jakiegoś triumfu w meczu, tyle tylko, że nie chodziło o piłkę, ale o Boga. Śpiewano nawet Seven Nation Army White Stripesów, które chyba stało się jakiś czas temu futbolowym hymnem.

Po północy na ulicach przede wszystkim widać było Hiszpanów i Francuzów. Pielgrzymi z Azji i Afryki, których tak wielu widzieliśmy w dzień, pochowali się już w domach – to chyba ma sens: jeżeli przebywasz 3000 km kilometrów, żeby spotkać swojego duchowego przywódcę, to nie chcesz marnować czasu na żłopanie browara. Nie zapominajmy również, że Polska jest tanim krajem tylko dla bardzo ograniczonego wycinka świata.

Kolega z Pakistanu drugi do prawej
Po pierwszej, kiedy przemoczeni wracaliśmy do domu, po mieście poruszały się już tylko niedobitki. W podziemiach obok dworca spotkaliśmy pewnego biedaka z Pakistanu, który stracił kontakt z rodziną, która go gościła. Co nie przeszkadzało znaleźć mu nowych ziomków, z którymi w rzeczonym podziemiu grał sobie na instrumentach. Wszystko było bardzo miłe, ale w niezwykle surrealistyczny sposób – trochę jakby wszyscy wokół nas byli sćpani MDMA, tylko nie my. Ale to nie było MDMA, to był Bóg.