Ciekawe momenty muzycznej kariery Rahima
Rahim; zdjęcia: Magdalena Salbert

FYI.

This story is over 5 years old.

Wehikuł Czasu

Ciekawe momenty muzycznej kariery Rahima

Przy okazji wspominek sprawdźcie także nowy teledysk Pokahontaz.

Tym razem zamiast wywiadu rzeka, przygotowałem rzecz luźniejszą, bardziej przekrojową. Wspólnie z Rahimem wybraliśmy siedem ciekawych momentów jego muzycznej kariery. Jest o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, pierwszym krążku, nagranym w ramach zespołu Pokahontaz, ale też o inspiracjach czyhających w… kościele, czy gościnnym występie na koncercie z okazji 20-lecia "Księgi tajemniczej. Prolog". Miłego odbioru!

Reklama

Przy okazji wspominek sprawdźcie także nowy teledysk Pokahontaz.

Pożegnalny koncert Paktofoniki

Ten koncert był na pewno największym koncertem hiphopowym, który zrzeszył fanów jednego zespołu w jednym obiekcie. Sprzedaliśmy ponad pięć tysięcy biletów, do tego należy doliczyć nasze rodziny, media i bardzo obszerne listy gości. Naszym jedynym ograniczeniem było to, że mieliśmy wynajętą tylko płytę - na trybunach mogli siedzieć wyłącznie ludzie z listy gości. Ku naszej uciesze, sprzedaliśmy wszystkie bilety. Oczywiście pomogła nam w tym ranga wydarzenia. Ludzie wiedzieli, że jak nie pójdą na tę imprezę, to koncertu Paktofoniki mogą już nie zobaczyć. Dla nas koncert w takim miejscu był spełnieniem marzeń. Zaznaczyliśmy to nawet w naszym filmie. Często, przechodząc obok "Spodka", widzieliśmy bilbordy promujące koncerty tych wszystkich zespołów. Pamiętam, że zawsze marzyliśmy sobie - jak fajnie byłoby, gdyby na tym bilbordzie pisało "Paktofonika w Spodku". Kilka lat później się to udało. Ubolewam tylko nad tym, że niestety już bez Magika. Wiem, jak bardzo chciał tam zagrać.

Wyjazd do Stanów Zjednoczonych

Do Stanów lecieliśmy na wiosnę w 2003 roku, chwilę po koncercie w "Spodku". Na pewno ten wyjazd był dla nas bardzo ważny, bo w końcu lecieliśmy do Ameryki, tej, której się tyle naoglądaliśmy na teledyskach, w filmach, w "YO! MTV Raps" (śmiech). Spełnialiśmy swoje kolejne marzenie! Najlepsze jest to, że nie lecieliśmy tam na 2-3 dni, tylko na blisko miesiąc! To było piękne, gdyż mogliśmy doznać tej Ameryki, pozwiedzać, pobyć w ciekawych miejscach. Było nam trochę mało Nowego Jorku, ponieważ byliśmy tam tylko kilka dni. Zagraliśmy w Stanach chyba 3, czy 4 koncerty. Frekwencja na każdym z nich była ogromna, pobijaliśmy wszelkie rekordy polskich koncertów. Koncerty przyjęły się na tyle dobrze, że zaprosili nas na jeszczę jedną trasę po Ameryce, tego samego roku! Opowiem fajną anegdotkę o tym, jak poczułem, że jestem w Stanach (śmiech). Pamiętam, że kiedy przylecieliśmy do Nowego Jorku, to przyjechali po nas wypasionymi limuzynami - pierwszy raz miałem okazję podróżować taką furą, ale to wiadomo, nie robiło na mnie jeszcze dużego wrażenia, bo to tylko samochody. Wiedziałem, że śpimy na Brooklynie, no to już wiadomo - podjarka całkowita. Przyjeżdżamy na Brooklyn, wszędzie ciemno, bloki, generalnie nic specjalnego. Jedyne co wiedziałem, to to, że nie będę się tutaj nigdzie zapuszczał samotnie, tylko idziemy prosto do naszego mieszkania. Budzimy się rano i pierwsza propozycja jaka padła to podróż na Manhattan. No to jedziemy. Wsiadamy do metra i ruszamy w kierunku centrum. Wiadomo, wszyscy zachwyceni, bo jedziemy nowojorskim metrem (śmiech). Jedziemy, jedziemy i nagle obracam głowę w lewo, patrzę, a tu sami czarnoskórzy ludzie, odwracam w prawo, sami czarnoskórzy ludzie. Mówię do chłopaków, że jesteśmy jedynymi białymi ludźmi w tym całym pociągu (śmiech). Wtedy naprawdę zrozumiałem, że jestem w Ameryce (śmiech).

Reklama

Pierwszy album Pokahontaz

Po pierwszej płycie Paktofoniki zrobiliśmy projekt Pijani Powietrzem, później pojawił się "Experyment: Psyho" i "Archiwum kinematografii". Nagrania, które wtedy robiliśmy szły w zupełnie inną stronę, niż te, które realizowaliśmy na pierwszej płycie Paktofoniki. Szukaliśmy nowych rozwiązań, nowych brzmień, chcieliśmy iść do przodu. Miejsce, w którym byliśmy nam nie wystarczało i chcieliśmy pójść o krok dalej. Efektem tego był krążek "Receptura". Większość albumu wyprodukowałem sam. Album zrobiony był w takim, a nie innym klimacie trochę z premedytacją. Nie zależało nam na tym, by rozwiązać Paktofonikę formalnie i zrobić krążek, który jest kopią naszych wcześniejszych działań. Bez sensu. Inne rzeczy czuliśmy, innymi się jaraliśmy. Przy tym albumie inaczej wyglądało też chodzenie na kompromisy, bo było nas tylko dwóch. Jeśli jednemu coś się nie podobało, to automatycznie to wyrzucaliśmy. Dużo łatwiej było dojść do konkluzji, a z trzeciej strony, było to nieco węższe spojrzenie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że tym albumem wyszliśmy trochę przed szereg. W momencie, gdy ukazała się "Receptura" wiele osób ją krytykowało. Minęło kilka lat i ludzie uważają ten krążek za genialny. Jak wrzucam na facebooka jakiś kawałek z tej płyty, to komentarze często brzmią jednoznacznie: "klasyk". Wiem, że za kilka lat, nasze inny płyty będą miały takie same miano, no ale my będziemy już o krok dalej. Jak już jesteśmy przy Pokahontaz. Przypomniała mi się jedna historia, odnośnie kawałka "Życie jest piękne" (śmiech). Przy ostatnich płytach Pokahontaz wyjeżdżaliśmy sobie z Fokusem na odludzie, by się trochę zresetować, odpocząć, pobyć ze sobą, pogadać o kawałkach. Pewnego dnia budzimy się rano i postanawiamy iść do sklepu po śniadanie. Przed samym sklepem mijamy dwóch chłopaków, w wieku około 17 lat, obaj bez koszulek. Jeden z nich trzyma wino w ręce i mówi do tego drugiego najebanym głosem: "Stary, wiesz co? Życie jest piękne" (śmiech). Uznaliśmy to za fajną inspirację i tak powstał kawałek z albumu "Reversal" (śmiech).

Reklama

"Podróże po Amplitudzie"

Sytuacja z tym albumem jest o tyle ciekawa, że ciężko szło mi pisanie tekstów. Nie chodzi o to, że brakowało mi pomysłów, ale o to, że wszystko co wymyślałem, wydawało mi się słabe. Postawiłem sobie w głowie tak wysoko poprzeczkę, że nie umiałem do niej doskoczyć. Okazało się, że zacząłem od siebie wymagać więcej, niż mógłbym chyba stworzyć. Dzięki temu stałem z materiałem w miejscu. W pewnym momencie stwierdziłem, że to pieprzę i napiszę to, co myślę, to co czuję. Pamiętam, że kiedy pisałem "Pasażera", to nie wiedziałem jak ugryźć ten numer - miałem pomysł, wiedziałem, co chcę powiedzieć, ale nie miałem pojęcia, jak zacząć. No i dokładnie takim tekstem rozpocząłem: "Nie wiem od czego zacząć, ale muszę przestać ślęczeć nad pustym arkuszem…". Praca nad krążkiem nie była taka trudna, jak sobie wcześniej myślałem, jedyne ograniczenia jakie miałem, były we mnie. Wpadła mi teraz do głowy anegdotka a propos kawałka "Zachęta". Ja mam taką manię, że patrzę ludziom po butach(śmiech). Gdzie bym nie był, zawsze na nie patrzę. Poszedłem kiedyś z moją żoną do kościoła. Stoimy w tym kościele, no i tak sobie zerkam po tych butach. W kościele, jak to w kościele, większość miała na sobie lakierki, czy jakieś inne eleganckie obuwie. Patrzę wzrokiem wyżej i okazuje się, że wszyscy mają na sobie ubrania koloru czarnego lub szarego - nikt nie miał innego koloru. Patrzę na siebie, a tu turkusowa koszulka, kolorowe spodenki, jasne buty (śmiech). Stoję i nagle sobie myślę: "szary narodzie, wydobądź z wnętrza barwy szczęścia…". No i dobra, ale jak ja to mam teraz zapisać? Musiałem to zapamiętać. Całą mszę powtarzałem tę frazę, by jej przypadkiem nie zapomnieć. Powiem więcej, na tej mszy zbudowałem cały refren! Jak tylko wyszliśmy z kościoła, moja żona coś tam do mnie gada, na co ja - nic do mnie nie mów, chodźmy do domu, muszę zapisać tekst (śmiech).

Reklama

Film "Jesteś Bogiem"

Z perspektywy czasu uważam film za bardzo udane przedsięwzięcie. Mogę powiedzieć, że im bardziej film stawał się popularny, tym pojawiało się więcej wrogich nastrojów z drugiej strony barykady. Co za tym idzie, robiła się typowa fala krytyki i niezadowolenia. Spotkałem wielu ludzi, którzy wspominali mi o filmie i 80% z nich uważa ten film za coś świetnego. Naturalnie, zawsze pada pytanie - czy to było tak naprawdę? To jest standardowe pytanie, które zadaje praktycznie każdy (śmiech). 20% uważa, że film im się nie podobał. Mówili, że oni pamiętają te czasy inaczej, że według ich, my byliśmy inni. Albo po prostu przyczepili się teorii, że w produkcji pojawiają się elementy fikcji literackiej, więc pewnie jest to jakaś ściema. Mi też jakoś specjalnie nie zależy na tym, by komukolwiek to tłumaczyć. Ja w momencie, kiedy otrzymałem scenariusz i zacząłem go czytać, to strasznie się oburzyłem i od razu zadzwoniłem do Maćka, a zadzwoniłem do niego po przeczytaniu zaledwie kilku pierwszych stron, a gdzie tam 120 stron. Maciek Pisuk mnie uspokoił i przypomniał, że to film fabularny. Tłumaczył mi to w ten sposób - pewne fakty, które wydarzyły się w naszym życiu, (opowiedzieliśmy mu pięć lat naszego życia) musiał skompresować do dwóch lat. Jest tam 120 stron, każda strona odpowiada mniej więcej jednej minucie w filmie. Gdyby miał w tym scenariuszu napisać wszystko, co mu opowiedzieliśmy, to musiałby zapisać 500 stron. Pięciogodzinny film? Nikt by tego nie zobaczył, musiałby powstać chyba serial. Przykładowo moment, w którym stałem się fanem Magika i zarapował mój tekst (tam Magik rapował mój tekst, nie z kawałka "plus i minus"), to według Maćka był moment na tyle istotny i ważny dla mojej kariery, że musiał go wkomponować. Żeby to miało jakikolwiek sens, to Maciek nie zaznaczył, że miało to miejsce dwa lata wcześniej, tylko że odbyło się to w momencie, kiedy się poznaliśmy i że zarapował mi "Plus i Minus", a nie mój kawałek. To wszystko jest kwestią pewnej kompresji. W tym momencie zacząłem ten scenariusz czytać od nowa. Okazało się, że ten scenariusz mnie wciągnął - przeczytałem go od deski do deski, mimo że scenariuszy wcale łatwo się nie czyta. Przyznaję, że trochę obawiałem się jak zostanie to przeniesione na duży ekran, ale kiedy miał miejsce pierwszy pokaz (film nie do końca był jeszcze udżwiękowiony, odpowiednio pokolorowany itd), na którym pojawił się Leszek (reżyser), Fokus i ja, to odetchnąłem z ulgą, bo widziałem, że idzie to w dobrą stronę. Kiedy zobaczyłem już właściwą premierę na festiwalu w Gdynii, to byłem strasznie zadowolony z tej produkcji. A jak zobaczyłem brawa, które padały przez ileśdziesiąt sekund po premierze filmu, to tylko bardziej się w tym utwierdziłem. Tam nie byli ludzie, którzy musieli to robić. Tam przybyły osoby, które interesują się filmem, którzy na filmie się znają albo są po prostu widzami, lubiącymi kino. Nie było tam osób bezpośrednio powiązanych z tematem Paktofoniki. To są dla mnie cenniejsze rzeczy, niż napinka ludzi, którym coś w tym filmie nie odpowiada.

Reklama

Wspólny album z Buką

Ten album był tak naprawdę wielką sztuką kompromisu. Jak można się domyślić, jesteśmy zupełnie innymi raperami - wiekowo, stylowo i nawet dążeniowo. Pierwszy raz, przy pracy nad albumem, musiałem pewne rzeczy wręcz negocjować (śmiech). Na zasadzie, ja popuszczę w tym kawałku, Buka w innym (śmiech). Z drugiej strony, to było fajne, bo pokazuje, że mamy inne spojrzenia, a mimo wszystko potrafimy znaleźć kompromis i wspólny mianownik dla naszych utworów. Od początku było tak, że Buka jarał się jednymi bitami, ja drugimi. Więc szukaliśmy tych, które przypadły do gustu nam obu. Podobnie było z tekstami - raz ja coś zaproponowałem, raz mój kolega. Album powstawał głównie na odległość, gdyż dzieli nas 600 kilometrów. Często było tak, że ja pisałem do kawałka zwrotkę i refren, wysyłałem Buce, a Buka dopisywał swoja kwestię. Później Mateusz przyjechał dwa razy na Śląsk i nagrywaliśmy wokale w naszym MaxFloStudio, w Katowicach. Sam proces nagrywania był stosunkowo krótki, bo zajął około miesiąca.

Koncert z okazji 20-lecia "Księgi Tajemniczej. Prolog"

Bardzo mi miło, że zostałem na ten koncert zaproszony, bo Kaliber 44 to część mojego muzycznego początku. Wiadomo, że moim pierwszym zespołem był 3x Klan, ale na Kalibrze w kawałku "Psychodela" miałem swój oficjalny debiut. Prawda jest taka, że "Psychodelę" grałem tylko raz na żywo, dawno temu pod "Spodkiem" - jest na necie nawet filmik z tej imprezy. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek będzie mi dane zagrać ten numer, a tu taka niespodzianka. Co więcej, miałem zaszczyt wystąpić jeszcze z chłopakami z "Psychozą", gdzie gram zwrotki mojego muzycznego guru - Magika. To było dla mnie ogromnym wydarzeniem. Tutaj też mam fajną anegdotkę (śmiech). Pojechałem na próbę przed koncertem, ćwiczymy "Psychozę" i nagle okazuje się, że rapuję zwrotki Magika, chłopaki "podbijają", ale coś im te podbitki nie wchodzą w to, co ja nawijam. Zastanawiam się, o co chodzi. Mówię: "muszę sobie tego kawałka posłuchać". Słucham tej "Psychozy" z płyty i mówię do siebie - przecież ja znam zupełnie inną wersję, co jest grane? Okazało się, że ja doskonale znałem zwrotkę, ale z wersji demo pierwszego Kalibra! Ja znałem akcentowanie Magika z tej wersji demówkowej, która na płycie się nieco zmieniła. Gadałem z Dabem i Joką i okazało się, że oni sami zapomnieli, że była taka wersja (śmiech). Mimo, że to było ponad 20 lat temu, to znałem akcenty, które Magik stawiał w "Psychozie" w wersji pierwszej. Ostatecznie, na koncercie zagrałem wersję z demo, nie grałem wersji albumowej. Sam koncert był dla mnie czymś cudownym. Niestety widziałem go zza sceny, bo występowałem. Żałuję, że nie mogłem widzieć go z przodu, jak normalny fan - z tymi wszystkimi wizualami, światłami, no i z odpowiednim dźwiękiem, bo do mnie docierał dźwięk z odsłuchów. Szczerze mówiąc, poczułem się tego dnia jak nastolatek, jakbym znów był w technikum i miał te naście lat. Przeżywałem na tej imprezie każdy numer, każdą nutkę. Kiedy usłyszałem "Zakon Marii", to poczułem się tak, jak wtedy, gdy słyszałem ten kawałek po raz pierwszy w "Mega Clubie". Świetne doznanie, cudowna podróż do przeszłości. Znów tylko pozostaje żałować, że brakowało jednej osoby…