Około 15 miesięcy temu główny sklep z „akcesoriami dla palaczy” w angielskim Blackburn przestał sprzedawać dopalacze. Po naciskach ze strony parlamentarzysty Jacka Strawa, urzędu norm handlowych, policji i lokalnego dziennika, Smoker’s World zaprzestało sprzedaży „artykułów kolekcjonerskich” i „odczynników chemicznych”. Założenie było proste – mniejsza dostępność, mniejsze spożycie.
Jednakże, praktycznie z dnia na dzień, handel dopalaczami wszedł w ofertę lokalnych gangów zajmujących się dilerką na dużą skalę.
Videos by VICE
Według starszego śledczego, który rozmawiał z VICE, większość zapasów sprzedano szybko (i po bardzo niskiej cenie funta – ok. 6zł – za torebeczkę) rodzinie znanej z handlu narkotykami, między innymi crackiem i heroiną. Sanjay Asal, właściciel Smoker’s World, zaprzeczył powyższym zarzutom, choć przyznał, że wspomniana rodzina dawniej kupowała u niego hurtowo.
Wykorzystując dogodną, nowo powstałą lukę w rynku, dilerzy zwiększyli swoją dotychczasową działalność na polu handlu dopalaczami (wcześniej sprzedawali je spod lady w prowadzonym przez nich „sklepie charytatywnym”) o dostawę 24/7, opartą na Facebooku i telefonach komórkowych. Większość transakcji dotyczyła syntetycznego zioła, produktu bardzo popularnego wśród nieletnich mieszkańców Blackburn.
Gang wykorzystuje ekipę młodych kurierów do rozwożenia gramowych torebeczek z mieszanką markowego produktu i sproszkowanego syntetycznego zioła kupowanego hurtowo. A jako że wszystko dzieje się na północy Anglii, dilerzy do każdego zamówienia dorzucali paszteciki.
Dopalacze sprzedawano po cenach niższych niż sklepowe – 5£ (30zł) zamiast 7,50£ (45zł) za gram – aby przyciągnąć nowych klientów i osłabić pozostałości konkurencji, czyli jeden sklep z „akcesoriami” poza centrum Blackburn. Klienci składali zamówienia w sklepie charytatywnym gangu, po czym kazano im udać się na przystanek autobusu nr 14, gdzie finalizowano transakcję.
Odloty na kwasie w więzieniu o zaostrzonym rygorze
Rezultat delegalizacji był taki, że władze pogratulowały sobie wygranej w bardzo publicznej wojnie z ogólnodostępnymi dopalaczami, a te zmieniły zaledwie sprzedawców – z legalnych sklepów na gangsterów, rozprowadzających również heroinę i crack.
„Gdy tylko główny sklep dla palaczy zaprzestał sprzedaży NSP (nowych substancji psychoaktywnych), ta rodzina objęła na nie monopol” – tłumaczy starszy śledczy. „Wciskali syntetyczne konopie dzieciom rodziców, którym sprzedawali heroinę i crack”.
„Ale to nie jest jak trawka, to raczej nowa wersja kleju. Kupują to bezbronne dzieciaki, zazwyczaj w wieku 14-18 lat, które brałyby narkotyki niezależnie od panującej sytuacji – teraz wszyscy biorą właśnie te syntetyki”.
Sytuacja z Blackburn może mieć poważny wpływ na niedawno uchwaloną przez rząd Ustawę o Substancjach Psychoaktywnych, która ma wejść w życie w kwietniu. Gdy zacznie obowiązywać, wszystkie sklepy z akcesoriami dla palaczy (szacuje się, że jest ich około 500), kioski i restauracje z dowozem w Wielkiej Brytanii nie będą mogły legalnie sprzedawać żadnych NSP. Zapewne powtórzy się sytuacja z Irlandii, gdzie w 2010 wprowadzono podobne prawo, po czym liczba takich lokali poszybowała w dół. Sklepy pozamykają się albo będą musiały zmienić asortyment, na np. e-papierosy, by utrzymać dochody.
Rządowi będzie się teraz wydawało, że zakończył swoją misję – jednym z głównych celów Ustawy o Substancjach Psychoaktywnych było rozwiązanie dość wstydliwej sytuacji, w której niewinne dzieci i nastolatkowie mogli legalnie kupować mocne narkotyki w sklepach w centrum miasta. Dobra robota!
Jednak wydarzenia z Blackburn dowodzą, że powstrzymanie sprzedaży dopalaczy nie ma zbyt dużego wpływu na tych ludzi, którzy naprawdę napędzają ten rynek, i którzy mają również łatwy dostęp do rozwiniętych, nielegalnych sieci handlu narkotykami. Co więcej, to także zwiastun tłustych lat dla lokalnych dilerów, którzy na pewno nie będą mieć problemu z przejęciem pałeczki po legalnych sklepach.
Gdy rozmawiałem z Sanjayem Asalem, właścicielem Smoker’s World (i jednym z bardziej poważanych handlarzy NSP w Blackburn przed delegalizacją, jak donoszą źródła VICE), powiedział mi, że jeszcze zanim przestał sprzedawać dopalacze, zrobiło się bardzo nieprzyjemnie między nim a rodem dilerów, nalegającym na wyłączność w handlu syntetycznym ziołem w Blackburn.
„Zaczęła się z tego robić mała wojna o terytorium. Czasami nękali moich klientów i zabierali im narkotyki, a następnie kazali kupować od nich. Cieszę się, że już w tym nie siedzę, ale wiem, że gdy ja przestałem sprzedawać, oni zaczęli działać 24/7″.
Asal powiedział mi, że zamiast sprzedać całość zapasów lokalnemu gangowi dilerów, tak jak sugerował śledczy, sprzedał je po kosztach, albo nawet taniej, swoim stałym klientom. Twierdzi, że postanowił zaprzestać dość lukratywnego handlu syntetyczną marihuaną i kokainą, widząc, jak te coraz mocniejsze substancje wpływają na jego klientów. „Byli prawie jak zombie”.
Jakich narkotyków używa Państwo Islamskie?
W Blackburn, jak i w wielu innych częściach UK, codziennie narkotyzująca się młodzież z marginesu to poważny problem. Nie tylko na ulicach i w szkołach – narkotyk stał się też tak integralną częścią życia więziennego, że osobom, które już wyszły na wolność, płaci się, by ponownie popełniały przestępstwa i przemyciły towar, wracając do więzienia.
Na ulicach Blackburn skręty z syntetycznym ziołem sprzedaje się w cenie 0,75-1,50£ (4,50-9 zł) za sztukę; najmłodsi klienci kupują na kredyt, który spłacają, gdy dostaną od rodziców kieszonkowe. Sprzedając gram substancji za 5-10£ (30-60 zł), dilerzy zaspokajają popyt na tanie, ale skutecznie działające narkotyki. Ich główna klientela to bezrobotni i młodzi przestępcy, a także byli i aktualni heroiniści, którzy NSP traktują jak mocne piwo – dobre, bo tanie i kopie.
Wraz z nadejściem kwietnia – gdy, tak jak w Blackburn, dilerzy nie będą musieli już konkurować z legalnymi sklepami – syntetyczna marihuana, podobnie jak zdelegalizowany wcześniej mefedron, trafią do wiecznie rozrastającego się menu waszych lokalnych dilerów.
Alistair Bohm z Addaction – organizacji charytatywnej poświęconej leczeniu alkoholizmu i uzależnienia od narkotyków – opisuje kolejne dowody na to, jak Ustawa jednocześnie wyrządzi przysługę dilerom i zaszkodzi społeczeństwu.
„W ramach Operacji Latarnia, przeprowadzonej w Kent w 2014, na pół roku zakazano sprzedaży tzw. dopalaczy w sklepach” – opowiada Bohm. „Mimo że doprowadziło to do zmniejszenia ilości narkotyków zażywanych przez niektórych młodych ludzi, zdajemy sobie sprawę, że osoby zażywające syntetyczną marihuaną – które były zazwyczaj pod opieką władz lokalnych albo miały do czynienia z systemem sądownictwa karnego – teraz zaopatrują się u ulicznych dilerów. To powinno być wzięte pod uwagę w nowej Ustawie. Może ona teoretycznie zmniejszyć ilość osób zażywających NSP, ale grupy ludzi podatnych na wpływy środowiska albo wykluczonych społecznie, mogą być narażone na niebezpieczeństwa związane z ulicznym i internetowym rynkiem narkotykowym”.
Jeśli nowe prawa dotyczące NSP miałyby faktycznie ograniczyć dostęp do substancji wśród najbardziej wrażliwych i bezbronnych, w więzieniu i na wolności, to usunięcie ich z legalnego obiegu nic nie da. Znacznie więcej można zdziałać, skupiając się na poprzednich ogniwach łańcucha dystrybucji – atakując ekipy hurtowo sprzedające syntetyczną marihuanę, których w Wielkiej Brytanii stale przybywa. Im będzie znacznie trudniej obronić się w sądzie.
Specjalista, z którym rozmawiałem, szacuje, że w UK są „dziesiątki, jeśli nie setki” podziemnych laboratoriów „od drewnianych chat po całkowicie profesjonalne przedsięwzięcia”, w których przeprowadza się drugi etap produkcji NSP. Ich składnik aktywny, wytwarzany w Chinach, importuje się do UK i pryska nim proszek lub zmieloną bierną materię roślinną, po czym pakuje się je w gramowe torebki.
„Jeśli możemy się czegoś nauczyć na przykładzie Blackburn, to tego, że zakaz legalnej sprzedaży NSP może powstrzymać niektórych młodych eksperymentatorów” – powiedział mi śledczy. „Nie powstrzymało to jednak tych, którzy brali od dawna. Jedyne co się zmieniło to, kto ich zaopatruje, i w jaki sposób”.