
Fot. via Twitter.
Istnieją dwa przypadki sukcesu walki z terroryzmem – tryumf brutalności i tryumf niezmąconej konsekwencji. ISIS zaadoptował wnioski z pierwszego z podejść. Przed Zachodem test wytrzymałości i konieczność zredefiniowania roli mediów w tej wojnie.
Medialna wojna
Gdyby nie arabska inskrypcja, wyglądałyby jak przestrzelone pociskiem dużego kalibru, a gdyby nie głośne tłumy pod nim, wyglądałyby jak żałobne. Choć powietrze nad pustynnym krajobrazem jest rozgrzane, czarne flagi zimno łopoczą na wietrze – od przedmieść Bagdadu po Turecką granicę. Z czego wynika ich sukces? Nie ze strat zadanych armiom, nie z wyrządzonych szkód, ale z psychologicznego efektu ich działań, o którym chętnie informują media. Zuchwałe czyny, okrucieństwo i barbarzyństwo, którego nie powstydziłby się ani Idi Amin ani Czerwoni Khmerzy, wbrew wszelkiej logice wpływają pozytywnie na pozyskiwanie zwolenników i zwiększają morale Czarnych Flag w walce z Koalicją. Każdy dzień istnienia państwa islamskiego dowodzi jego mieszkańcom, że Zachód nie potrafi go zniszczyć.
Videos by VICE
Lekcja historii dla ISIS
Pośród setek przegranych wojen, historia tylko dwa razy była świadkiem sukcesu w walce z terroryzmem. Pierwszy z nich to niechlubna historia tłumienia rebelii Bractwa Muzułmańskiego przez Hafiz Al-Asada w Syrii. Ojciec walczącego obecnie o przetrwanie Baszira Al-Asada, w obliczu narastającej liczby ataków terrorystycznych dążących do jego obalenia, na wieść o wybuchu rebelii w mieście Hama otoczył je dwunastotysięczną dywizją i otworzył w jego kierunku ciężki ogień artyleryjski. Zrównawszy je z ziemią, zabijając kilkanaście tysięcy cywilów, chętnie zaprosił do zrujnowanego miasta media, w celu udokumentowania swojego dzieła. Zwłoki rozrzucone po ulicach i płonące domy tak skutecznie przemówiły do wyobraźni terrorystów oraz pozostałych obywateli Syrii, że, straciwszy jakiekolwiek poparcie społeczne, Bractwo Muzułmańskie uciekło poza granice Syrii, pozostawiając reżim w spokoju na kilka dekad.
Nie każdy muzułmanin to terrorysta. Stąd tak ważna rola edukacji i mediów w tym konflikcie.
Niestety, ówczesna metoda walki z terroryzmem w Syrii została obecnie podchwycona przez samych terrorystów. Transmisje ich brutalności działają na mniej zdeterminowanych i gorzej wyszkolonych obrońców porządku tak, jak zdjęcia z Hamy na Bractwo Muzułmańskie. Kiedy Boko Haram dokonywało rzezi dwóch tysięcy mieszkańców wsi na nigeryjsko-czadzkiej granicy, stacjonujący tam żołnierze uciekali razem z cywilami. Wciąż słabo wyszkolona armia iracka po powstaniu ISIS uciekała przed jego bojownikami, porzucając całe bazy wojskowe. Brutalność, początkowo nagrywana głównie przypadkowymi telefonami komórkowymi, przełożyła się na realną przewagę w walce. Dostrzegłszy to, ISIS szybko posunął się dalej w wykorzystaniu mediów w swojej wojnie.
Praca domowa dla ISIS
Carl von Clausewitz, wybitny teoretyk sztuki militarnej, pisał, że wojna jest zmaganiem moralnym i fizycznym. W cyfrowych czasach, mass media odgrywają kluczową rolę we wpływaniu na psychikę nieprzyjaciela. Okrucieństwo ISIS jest precyzyjnie przemyślane. Słodcy dwunastolatkowie rozstrzeliwujący rosyjskich szpiegów i tryumfujący na tle słońca, homoseksualiści zrzucani z dachów bloków prosto pod nogi tłumu, złodzieje krzyżowani w centrum miasta. Przesłanie jest jasne: ISIS jest bezlitosny, ale sprawiedliwy. Wysadza starożytne miasta, a obrazy eksplozji dobitniej niż słowa mówią: „Zrywamy z przeszłością – czas na nowy, radykalny porządek. Posłuszni będą wynagrodzeni, a wszyscy zdolni do noszenia broni proszeni są o jej odbiór, aby palić, burzyć i zabijać w imię wiary”. Zachodnie media nigdy by nie pokazały długich i monotonnych odczytów religijnych pogróżek, wygłaszanych przez zamaskowanych dżihadystów. Teraz nie ma już takiej potrzeby – pokazując walące się antyczne kolumny, bezlitosną „sprawiedliwość” i kolejne akty terroru ISIS, niczym tuba propagandowa docierają do najbardziej podatnych na wpływ spośród muzułmanów rozsianych po świecie, gotowych uwierzyć w świętą wojnę i powstanie Państwa Islamskiego.

Fot. VICE News.
Sprytnie zaprogramowane kampanie medialne budują także wizerunek Państwa Islamskiego za granicą. Skoro ISIS jest w stanie włamywać się na konta Centralnego Dowództwa Amerykańskiej Armii (CENTCOM) na Twitterze czy Youtubie i ośmieszać je, publikując zdjęcia w stylu „Kocham Cię ISIS”, to może jednak nie jest już tylko zbieraniną niewykształconych, nieokrzesanych i seksualnie sfrustrowanych ofiar prawa szarijatu, niemogących pozwolić sobie na utrzymanie żony i przenoszących swoje frustracje na kolejne ofiary w średniowiecznym, krwawym szale? Może jest coraz lepiej zorganizowanym semi-państwem, posiadającym już nawet jednostki wyspecjalizowane w prowadzeniu cyberwojny? Ta sprytnie zaprogramowana maszyna ma z jednej strony przestraszyć przeciwnika, zasiać niepokój w sercach społeczeństw Zachodu, a z drugiej zapewnić poparcie w radykalnym świecie muzułmańskim.
Brytyjska lekcja historii dla Zachodu
Drugi, mniej krwawy, sukces w walce z terroryzmem – a dokładniej z irlandzkim terroryzmem IRA – ma na swoim koncie Wielka Brytania. A wszystko dzięki żelaznej samokontroli, z jaką Brytyjczycy w drugiej fazie tego konfliktu odpowiadali na ataki i prowokacje terrorystów. Walcząc za pomocą karabinów snajperskich i przy pozorach poszanowania prawa, precyzyjnie wyprowadzali oni uderzenia w przeciwnika, unikając ofiar cywilnych, a tym samym nie wzniecając przeciw sobie nienawiści. Doprowadziło to do tak silnego spadku poparcia dla IRA, że z czasem przestała się ona powiększać, a celne akcje przeciw jej członkom doprowadziły do jej praktycznego upadku. Tak w Wielkiej Brytanii, jak i w Syrii i Iraku, kluczowe dla zwycięstwa nad terroryzmem będzie wykorzenienie społecznego poparcia dla niego.
Praca domowa Zachodu
Wojna z terroryzmem to wojna o serca islamskiej społeczności, która zradykalizowana i pozbawiona dostępu do informacji, staje się wrogiem Zachodu i demokracji. Nowoczesne, precyzyjne naloty Koalicji i operacje wywiadowcze są w swojej istocie bardzo bliskie brytyjskim celnym uderzeniom snajperskim. Utrącają głowy chimery i omijając ludność cywilną budują zaufanie do Zachodu. „Nie bójcie się, Zachód jest z wami” – szepczą swoimi silnikami myśliwce, wspierając morale tych muzułmanów, którzy zdecydowali się walczyć z terrorem. Jednak, jeśli Zachód chce wygrać, naloty ani nawet ofensywa lądowa nie wystarczą. ISIS nauczył się już wykorzystywać środki masowego przekazu w walce z Koalicją i czas, aby i Zachód wydał Państwu Islamskiemu wojnę medialną. Jak mawiał Henry Kissinger: „Siły porządkowe, o ile nie wygrywają, przegrywają.” Dla zwycięstwa konieczna będzie iście brytyjska konsekwencja militarna oraz iście zimnowojenna propaganda w facebookowej odsłonie.
O komentarz w tej sprawie poprosiłem Krzysztofa Liedela, specjalistą w zakresie zwalczania terroryzmu, byłym dyrektorem Departamentu Prawa i Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz dyrektorem Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.
Dlaczego ISIS wysadza antyczne świątynie?
Krzysztofa Liedel: Przyczyny są dwie. Z jednej strony jest to działanie propagandowe – ugruntowujące ideę Kalifatu. Radykalna interpretacja Koranu zakazuje tworzenia podobizn i pomników o charakterze religijnym. Pozbywając się miejsc innego niż muzułmański obrządku, ISIS pokazuje swoją całkowita podległość zasadom religijnym, co ułatwia pozyskanie poparcia radykalnej ludności muzułmańskiej. Ponadto – kulturowa obcość i powiązanie tych pomników z okresami historii, w których islam był „ciemiężony”, powoduje, że ich niszczenie jest swoistą manifestacją dążenia do zwycięstwa absolutnego. Wreszcie, wysadzanie świątyń to typowe działanie terrorystyczne, mające przykuć uwagę świata. Jak powiedział Brian Jenkins – terroryzm to teatr skierowany do tych, co patrzą, a nie do tych, co giną.

Fot. via Twitter.
Dokąd prowadzi ta ścieżka? Co chce osiągnąć ISIS?
Długoterminowo, celem ISIS jest, aby cały świat funkcjonował według prawa szariatu. Drogą do celu jest światowy dżihad. Terroryści zdają sobie jednak sprawę, że zamachami nie pokonają Zachodnich armii ani społeczeństw. Kolejne akty terroru to puzzle, budujące obraz strachu i zamętu w oczach Zachodu. Kiedy będziemy się bali, nie będziemy jeździli na wakacje, nie będziemy korzystać z usług linii lotniczych – ISIS chce sparaliżować nasze społeczeństwa. Paraliż i strach po naszej stronie, buduje jego pozycję negocjacyjną przy stole omawiania warunków, na jakich Państwo Islamskie będzie w przyszłości funkcjonować. Stąd np. taktyka „samotnego wilka” – niedużych zamachów przeprowadzanych przez osoby zradykalizowane, niepowiązane bezpośrednio z organizacjami terrorystycznymi. Duża liczba małych zamachów pozwala osiągnąć takie same cele propagandowe, co jednorazowe duże wydarzenie, w stylu 11 września. Krótkoterminowo zaś, celem ISIS jest ugruntowanie władzy i zwierzchnictwa na terenach, które ma pod swoim władaniem.
Czy w takim razie Państwa zachodnie mogą stanąć w obliczu konieczności zaakceptowania Państwa Islamskiego, aby ukrócić koło terroru? I czy Państwa Zachodnie są gotowe na uznanie ISIS?
Zachód Państwa Islamskiego nie uzna. Militarnie, moglibyśmy względnie szybko pokonać ISIS. Problem w tym, że rozgrywka polityczna między mocarstwami w tym regionie paraliżuje działania. Przykładem jest Syria – Assad nie odda władzy, a jego najbliższy sojusznik – Rosja, łatwo nie pozwoli mu upaść. Przed krajem maluje się widmo podziału. Walka o strefy wpływów między USA a Rosją, czy Iranem a Arabią Saudyjską uniemożliwia szybkie rozwiązanie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Póki nie będzie rozwiązania politycznego, póty konflikt z ISIS pozostanie żywy.
Jaką strategię Koalicja powinna przyjąć w walce z ISIS?
Bez dobrze zorganizowanej operacji lądowej, nie da się osłabić potencjału operacyjnego Państwa Islamskiego. Stany prowadzą operacje wywiadowcze żeby osłabić trzon dowódczy, podczas gdy naloty osłabiają potencjał militarny ISIS. Jednak dla zwycięstwa konieczna jest dobrze przygotowana operacja lądowa.
Czy kraje arabskie są gotowe na demokrację?
Mówienie o zaprowadzaniu demokracji w naszym rozumieniu w krajach arabskich jest pomyłką. Różnice społeczne, kulturowe i religijne sprawiają, że trzeba wypracować nową formułę ustroju, który nie będzie dyktaturą i który będzie przypominał częściowo naszą demokrację. Pozytywne doświadczenia ma w tym obszarze Tunezja i miał przez chwilę Egipt. Niestety, nie mamy obecnie jednej, sprawdzonej receptury.
Jak ISIS wykorzystuje media?
Jeśli terroryzm to teatr, to media są jego sceną i reżyserem. W rękach terrorystów, pełnią one cztery główne funkcje. Po pierwsze propagandową. Egzekucje jeńców w pomarańczowych uniformach i detonacje antycznych świątyń – to jak już wspomniałem wcześniej – przedstawienie skierowane zarówno do ludności terenów okupowanych jak i społeczności międzynarodowej. Co więcej, o ile kiedyś rekrutacja do szeregów organizacji terrorystycznych miała miejsce w meczetach czy miejscach modlitw, o tyle teraz proces rekrutacji ma miejsce przy użyciu prasy, telewizji i w szczególności Internetu. Warto podkreślić, że w procesach rekrutacji ważną rolę spełniają socjotechniki (np. ciągłe powtarzanie, że walczymy o wolność, o przetrwanie, za religię). Po drugie, media umożliwiają terrorystom komunikację. Nigdy synchronizacja działań różnych organizacji terrorystycznych działających nawet na innych kontynentach, nie była tak łatwa. Pod trzecie, zamachowcy wykorzystują media do dezinformacji, a w końcu także do zbierania informacji potrzebnych do przygotowywania zamachów.
Jak zbudować karabin automatyczny w swoim garażu?
Jak zatem zachód powinien wykorzystywać media?
George Bush powiedział swego czasu, że wojnę o rząd dusz mimo najlepszych technologii wciąż przegrywamy. Mimo coraz bardziej doskonałych systemów bezpieczeństwa, nie jesteśmy w stanie dorównać organizacjom terrorystycznym w sferze wojny propagandowej i psychologicznej. Przed nami konieczność zdefiniowania nowej roli mediów w konflikcie z terroryzmem.
Czy pokusiłby się Pan o zdefiniowanie takiej roli?
Media powinny pełnić funkcje podobne do tych, które pełnią w rękach terrorystów. Po pierwsze, propagandowo, media powinny prezentować przekaz wyraźny, jasno sformułowany tak, by akcentować, że zamachowcy to mordercy, bandyci czy zabójcy. Rzeczy musimy nazywać po imieniu. Po drugie, komunikacyjnie, media powinny dostarczać rzetelnej informacji o zdarzeniach, zamachach, problemach komunikacyjnych czy zachowaniu w obliczu zamachu. Po trzecie, media mogą być wykorzystywane w celu dezinformacji. Np. po zamachach z 11 września, CIA przeprowadziło zakrojoną na szeroką skalę akcje mającą zdyskredytować Osamę Bin Ladena, ukazującą go spożywającego alkohol czy też w towarzystwie kobiet. Po czwarte, należy używać mediów w celu zbierania informacji o terrorystach – analizując dokładnie zamieszczane przez nich nagrania, np. pod kątem ich stanu uzbrojenia czy miejsc ukrywania się.
Pierwsze trzy z przedstawionych przez pana postulatów odnośnie funkcjonowania mediów brzmią, jak potencjalne zagrożenie dla ich wolności. Czy czekają nas ograniczenia wolności mediów związane z wojną z terroryzmem?
Ograniczenia mediów w walce z terroryzmem to nie jest dobre rozwiązanie. Nie powinnyśmy pod żadnym warunkiem rezygnować z wolności słowa. Traktowałbym wspomniane funkcje mediów raczej, jako element ich misji.
Czy czeka nas wojna religii i starcie cywilizacji?
Terrorystom zależy, żeby tak właśnie odbierać obecny konflikt – jako wojnę cywilizacji. My musimy robić wszystko, aby do takiego postrzegania obecnej sytuacji nie dopuścić. Nie każdy muzułmanin to terrorysta. Stąd tak ważna rola edukacji i mediów w tym konflikcie.
Czy myśli Pan, że ISIS może planować akcję w Polsce? Jakie obiekty mogłyby być zagrożone?
Poziom zagrożenia terrorystycznego dla Polski pozostaje cały czas niski. Moim zdaniem raczej nie będziemy w najbliższej przyszłości celem ataków, choć oczywiście nasza obecność w strukturach UE i NATO podnosi poziom ryzyka. Co do celów to myślę, że mogłyby to być obiekty związane z USA czy Izraelem – ambasady, symbole historyczne, placówki banków. Koszt zamachu na takie obiekty w Polsce byłby relatywnie niewielki, a skutek byłby szybko nagłośniony poza Polską.
Czy mniejszość muzułmańska w Polsce może być czynnikiem ryzyka?
Nie wydaje mi się. Mniejszość muzułmańska zamieszkująca w Polsce to głównie potomkowie Tatarów, będący dobrze zasymilowani z naszym społeczeństwem mało podatni na radykalizację i chętnie współpracujący z administracją. W kategoriach ryzyka bardziej rozpatrywałbym przyjezdną ludność muzułmańską. Szczególnie w sytuacjach ryzyka związanego z masowym napływem migrantów, także nielegalnych. Europa stoi w obliczu poważnego kryzysu, który wymaga wypracowania nowych rozwiązań w obszarze bezpieczeństwa.
Jak Pan ocenia gotowość Polski do walki z terroryzmem?
Polska posiada coraz lepiej funkcjonujący mechanizm antyterrorystyczny. Mamy plany, mechanizmy, procedury, przeszkolone kadry i coraz bardziej świadome społeczeństwo. Jedyny element, którego niestety, a zarazem na szczęście, nam brakuje to doświadczenie. Co do samej organizacji systemu antyterrorystycznego w Polsce to jest on wielopłaszczyznowy i wielopodmiotowy – tzn. wiele służb zajmuje się przeciwdziałaniem i postępowaniem w razie ataku, ale docelowo jedna z służb koordynuje działania pozostałych. I tak za zapobieganie atakom odpowiada przede wszystkim Centrum Antyterrorystyczne ABW, przy czym w tym systemie niemal każda instytucja zajmująca się bezpieczeństwem w naszym kraju ma wydzielona komórkę zajmującą się terroryzmem. W razie wystąpienia ataku, główny ciężar odpowiedzialności za koordynację działań spoczywa z kolei na MSW i podległych mu służbach.
A czy jesteśmy gotowi na atak cyberterrorystyczny?
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego niedawno opublikowało doktrynę cyberbezpieczeństwa Polski. Wiemy, jakie są cele, co trzeba zrobić, ale pozostaje wprowadzenie praktycznych rozwiązań. Mówiąc w skrócie – jesteśmy dopiero na początku drogi. Najbardziej zaawansowane są struktury MON – posiadają zarówno zdolności defensywne jak i ofensywne. Niemniej jednak, w tym obszarze mamy jeszcze sporo do zrobienia.
More
From VICE
-
Fujifilm X100VI – Credit: Fujifilm -
Indecision suuuucks – Credit: Jacobs Stock Photography Ltd via Getty Images -
Screenshot: Shaun Cichacki -
Photo: Getty Images