Jak ludzie unikali ciąży przed powstaniem współczesnej antykoncepcji

Artykuł pierwotnie ukazał się na Tonic

Nie ma wątpliwości, że rząd coraz śmielej wchodzi z butami do sypialni Polaków. Rok temu pojawił się projekt Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, w którym znalazły się postulaty, żeby m.in. wprowadzić w kraju całkowity zakaz aborcji, zdelegalizować antykoncepcję hormonalną, wprowadzić kary więzienia dla osób rozprowadzających środki wczesnoporonne oraz te o działaniu antynidacyjnym (czyli uniemożliwiające zajście w ciążę), oraz zmienić program nauczania w szkole na taki, w będzie się „zarodki i płody uznawać za ludzi już od poczęcia”.

Videos by VICE

Jednocześnie kilka miesięcy temu weszła w życie ustawa zakazująca kupowania tabletek „dzień po” bez recepty, więc kobiety, których nie stać na prywatną wizytę u lekarza, mają utrudniony dostęp do antykoncepcji awaryjnej. „Codziennik Feministyczny” donosi, że od końca października Poczta Polska przestała dostarczać paczki zawierające tabletki „dzień po” oraz zestawy leków służące do wykonania aborcji farmakologicznej – mimo że „przeprowadzenie aborcji w domu za pomocą tabletek poronnych jest legalne”. Choć sprawa jest świeża, a Poczta Polska nie wystosowała jeszcze żadnego oświadczenia, widać, że w Polsce kobietom coraz trudniej decydować o własnym ciele.

Na szczęście społeczeństwo nie pozostaje obojętne na takie łamanie praw człowieka. Oddolnie zostały zorganizowane już dwa „czarne dni” – zeszłoroczny Czarny Poniedziałek i tegoroczny Czarny Wtorek – a do tego powstała grupa „Lekarze Kobietom”, która zrzesza medyków gotowych wystawiać kobietom recepty na tabletkę ellaOne „pro publico bono/za symboliczną złotówkę/rezygnując z części opłaty za wizytę w gabinecie prywatnym”.

Jednak takie wydarzenia sprawiają, że człowiek zaczyna się zastanawiać, co robili ludzie, kiedy jeszcze nie istniała nowoczesna antykoncepcja – i czy w dystopijnej, konserwatywnej przyszłości będziemy musieli znowu polegać na środkach z zamierzchłej przeszłości.


OBEJRZYJ: Czy warto inwestować czas i pieniądze w zamrażanie jajeczek?


Jak się okazuje, ludzi od zawsze pociągała idea uprawiania seksu bez ryzyka zajścia w ciążę. W naszej historii wypróbowaliśmy nieskończoną liczbę dziwnych metod, a pierwsze z nich powstały już 4000 lat temu. (Istnieją świadectwa praktyk aborcyjnych z tamtego okresu oraz teksty, w których opisano historyczne formy antykoncepcji). Starożytna kontrola narodzin wykraczała daleko poza podstawowe metody i polegała na m.in. faworyzowaniu seksu nieprowadzącego do reprodukcji – oralnego, analnego, homoseksualnego – oraz na mało skutecznym stosunku przerywanym.

Niektóre formy antykoncepcji stosowane przed okresem nowożytnym wydają się nie tyle nieskuteczne, co wprost szalone. W średniowieczu część europejskich ludów, starając się uniknąć ciąży, stosowało amulety zrobione z ziół, kawałków martwych zwierząt, krwi menstruacyjnej i innego losowego szajsu – czasem w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jednym z najdziwniejszych amuletów było jądro łasicy, które podczas seksu wiązało się wokół szyi lub uda. Wierzono również w moc mistycznych rytuałów, takich jak na przykład krążenie wokół miejsc obsikanych przez ciężarną wilczycę.

Takie metody jak kichanie po seksie (popularne w starożytnej Grecji) lub picie mikstury z ołowiu, rtęci i arszeniku w Chinach mają jednak całkiem racjonalne wyjaśnienie. Pierwszy sposób polegał na tym, że kobieta miała się odsunąć, kiedy tylko poczuła w sobie wytrysk mężczyzny, podskoczyć, przykucnąć i wyskrobać z siebie nasienie. Idea, żeby utrzymać spermę jak najdalej od szyjki macicy, faktycznie jest sensowna i może pomóc uniknąć ciąży, chociaż nie należy ślepo wierzyć w skuteczność takich zabiegów, ponieważ plemniki poruszają się bardzo szybko. W pewien pokrętny sposób druga metoda również ma sens: pijąc truciznę, niszczysz całe swoje ciało – łącznie z tym, co jest w twojej macicy.

Jednak część badaczy sądzi, że niektóre starożytne metody kontroli narodzin naprawdę mogły być skuteczne (chociaż oczywiście nie tak bardzo, jak pigułka antykoncepcyjna czy wkładka domaciczna). „Starożytne, średniowieczne i nowożytne kobiety wiedziały, jakie należy spożyć zioła, by zapobiec poczęciu” – wyjaśnił John Riddle, emerytowany profesor historii medycznej na Uniwersytecie Stanowym Karoliny Północnej, który uważa, że pewne starożytne formy kontroli narodzin faktycznie działały. Utrzymuje on, że zdominowanie przez mężczyzn edukacji medycznej sprawiło, iż metody wcześniej przekazywane z ust do ust przez ludowe uzdrowicielki i szeptuchy, zostały skrytykowane i stracono w nie wiarę.


Dobrze wiedzieć. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Niemal w każdej kulturze stosowano różne bariery, które miały zablokować drogę spermy do szyjki macicy: w Południowej Afryce były to strąki roślin, a w rejonie Pacyfiku zwitki wodorostów, wosk pszczeli, kamienne dyski lub jądra zwierząt. Niektóre z tych barier zmieniały wręcz ekosystem pochwy, przez co stawał się on plemnikobójczy. Działało tak na przykład powszechne w starożytności stosowanie zwierzęcego łajna – w Egipcie była to kupa krokodyla – lub popularne w Mezopotamii mieszanie kwaśnych owoców akacji, miodu i daktyli, a następnie nakładanie tego na kawałek bawełny (używano tego podobnie jak tamponów). Hinduski natomiast wkładały do pochwy kryształy soli, tym samym zmieniając tam pH. Metody te były popularne jeszcze na początku epoki nowożytnej: XVIII-wieczny włoski playboy Giacomo Casanova jako odpowiednika dzisiejszego kapturka używał pół cytryny.

Starożytnym miksturom poświęca się znacznie mniej uwagi niż takim barierom, ponieważ – jak uważa Riddle – historycy często „uważają je za nieskuteczne ludowe zabobony”. Jednak ich picie naprawdę mogło pomagać w zapobieganiu ciąży, ponieważ zawierały substancje, które stosowane przez dłuższy czas wpływały na hormony kobiet. Mieszkańcy krajów śródziemnomorskich stosowali sylfion, roślinę rosnącą w Cyrenie (mieście w północnej Afryce), której popularność była tak duża, że pierwszym wieku naszej ery całkowicie wyginęła. Na Bliskim Wschodzie oraz w Azji Środkowej wciąż są stosowane podobne rośliny i wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście mają one pewne działanie antykoncepcyjne (chociaż u szczurów laboratoryjnych działają znacznie lepiej niż u ludzi).

„Wszystko zaczęło się od badania przeprowadzonego przez weterynarzy w celu wyjaśnienia, dlaczego u niektórych wypasanych zwierząt występuje niski współczynnik dzietności” – powiedział Riddle. „Teraz już wiadomo, że pewne rośliny wpływają na hormony i między innymi stymulują lub hamują produkcję estrogenu oraz progesteronu”.

Znacznie mniej wiemy o innych olejach, nasionach i ziołach, które starożytni spożywali w ramach antykoncepcji. Istnieje jednak możliwość, że niektóre z nich faktycznie wpływały na procesy związane z płodnością. Jasne, większość prawdopodobnie była kompletnymi niewypałami, tak jak chociażby olej wężowy. Jednak napar z ziaren marchwi zwyczajnej, o którym wzmianki pojawiają się już w starożytnych tekstach greckich, do dzisiaj jest pity przez mieszkańców Appalachów jako środek antykoncepcyjny. Riddle uważa, że warto byłoby przeprowadzić na jego temat szczegółowe badania.


OBEJRZYJ: Przedszkole bez płci


Chociaż wiele metod starożytnej antykoncepcji obecnie wydaje nam się przedziwna, jedna rzecz się od tamtych czasów nie zmieniła: odpowiedzialność za zabezpieczanie się spoczywa na kobietach i to one muszą znosić ich nieprzyjemne skutki uboczne. Sól i cytryna w pochwie? Ajaj. Akcesoria, które przypominały prezerwatywy, pojawiły się już tysiące lat temu, ale podejrzewa się, że wiele z nich pełniło jedynie funkcję dekoracyjną (np. koteka, która miała ozdabiać członka). Pierwsze prototypy dzisiejszych gumek powstały dopiero w średniowieczu, ale i tak do momentu wynalezienia lateksowych prezerwatyw w XX wieku ich skuteczność była bardzo mała.

Riddle zwrócił uwagę na to, że istniało kilka mikstur przeznaczonych dla mężczyzn i substancje przypominające lubrykanty. Jałowiec rozmazany na penisie miał tak silne działanie, że w niektórych niemieckich miastach został on zakazany (bezskutecznie, oczywiście). Riddle wspomniał również o tym, że Rzymianie oraz średniowieczni mnisi jedli korę, by stłumić swój popęd płciowy. Jednak wyraźnie widać, że w tamtych czasach równość płci w zakresie odpowiedzialności za antykoncepcję praktycznie nie istniała.

Wszystko wskazuje na to, że starożytna antykoncepcja to coś więcej niż przesądy i desperacka próba uniknięcia ciąży. Niektóre mikstury i bariery zasługują na ponowne przebadanie w celu ustalenia, czy mogą one jeszcze bardziej urozmaicić istniejące formy kontroli narodzin. Oczywiście nie mamy na razie żadnych dowodów na to, że rzeczywiście stanowią one bezpieczną alternatywę dla współczesnej antykoncepcji, której używa większość z nas. Dlatego miejmy nadzieję, że politycy nie cofną nas do czasów, kiedy naszą jedyną opcją było smarowanie ptaka jałowcem i łykanie nasion marchwi, które być może pomagały nam uniknąć ciąży.


Więcej na VICE: