Z czym kojarzy się wam Poznań? Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że to miasto, gdzie ludzie nie mówią „ziemniaki” tylko „pyry”, a wszystko, co warte uwagi, ogranicza się do rynku, na którym koziołki zderzają się głowami w ratuszowym zegarze. I tyle. Sam byłem tam jednak dwa razy w ciągu zeszłego roku na imprezach w niedawno otwartym klubie Tama i przekonałem się, że to przeszłość. Obecnie w Poznaniu dzieje się na tyle dużo, że tym razem w przemierzaniu miasta poprosiłem o wsparcie Michelle, która stamtąd pochodzi i spędziła tam całe życie. Wspólnie przejechaliśmy się Traficarem, z którym tworzymy cykl alternatywnych przewodników opowiadający o miejscach, gdzie możesz na chwilę się zatrzymać i odkryć w mieście to, co w nim najlepsze. Nasza przewodniczka przemierzyła od października z Traficarem już ponad 1000 km po stolicy Wielkopolski, więc doskonale wie, jak najlepiej poruszać się po mieście.
Dach Starego Browaru.
Videos by VICE
Zacznijmy od dworca. Wysiadam z pociąg u w molochu, który przypomina labirynt. Po 20 minutach w końcu znajduję moją przewodniczkę, która zaparkowała między peronem 1 a starym budynkiem dworca. Zaczynamy więc od narzekania: „Zdecydowanie Poznaniacy nienawidzą nowego dworca, może dlatego, że jeden z budynków wygląda jak chlebak”, rzuca na wejściu Michelle, kiedy pakuję swoją torbę do bagażnika.
Na tym koniec narzekania, bo ruszamy w kierunku Starego Browaru, dla odmiany ulubionej miejscówki mieszkańców miasta. „To miejsce jest zawsze oblegane i nie wygląda, jak większość centrów handlowych – naprawdę dużo się tam dzieje, wszystko jest w cegle, w lecie organizują różne ciekawe wydarzenia w parku obok”. W ogóle Michelle uważa, że to właśnie okolice Starego Browaru i Wrocławskiej (przy której znajdziecie pana, który od zawsze sprzedaje rurki z kremem na ulicy oraz najlepszy bar mleczny w mieście z gigantycznymi schabowymi – „U Dziadka”) są warte uwagi: „Jak w większości miast, w centrum dzieją się ciekawe rzeczy, za to na obrzeżach lepiej uważać. Jeśli nie chcesz naciąć się na kogoś, kogo naprawdę wolałbyś nie spotkać, lepiej nie odwiedzaj Wildy ani Rataj. Z drugiej strony sama wychowałam się na krańcu Poznania i dobrze wspominam okolicę, mały sklep, do którego chodziłam. Takich w centrum nie znajdziesz”.
Kiedy parkujemy na dachu Starego Browaru, skąd ładnie widać miasto, ruszamy Półwiejską – długim deptakiem prowadzącym wprost na Stary Rynek. Michelle pracuje zaraz obok, więc przechodzi tędy często i radzi nam, że prawdziwą magię czuć tu, kiedy rynek jest prawie pusty, rano, najlepiej w poniedziałek po imprezowym weekendzie. „W ciągu dnia w sobotę i niedzielę wystawiają się tutaj ludzie z produktami regionalnymi, a wieczorem wszyscy gnają na imprezę. Lubię być wśród ludzi, więc mi to nie przeszkadza, chociaż są i tacy, którzy mówią, że Poznań już zrobił się zbyt tłoczny. Za to rano zazwyczaj możesz chwilę przystanąć i popatrzyć na kamienice, bez spiny”. Na rynku omijamy jednak największą atrakcję turystyczną, czyli wieżę z zegarem i koziołkami: „Koziołki może widziałam dwa razy w swoim życiu – są nudne, chyba jestem zbyt młoda, żeby się nimi jarać. Wolę mniej turystyczne miejsca, nie interesują mnie muzea”.
Wieżowce przy ulicy Święty Marcin.
Chociaż świeci słońce, jest zimno, uciekamy więc szybko do samochodu i ruszamy dalej. Po drodze gadamy o tym, dlaczego zamiast taksówek, Michelle woli jeździć sama: „Ja po prostu lubię prowadzić, myślę, że w ogóle takie opcje jak Traficar są dla ludzi z zajawką. Dzisiaj stuknie spokojnie już ponad 1000 km, które zrobiłam z tą apką. No i to bardziej się opłaca niż jeżdżenie taksą. W zimie zaletą jest też to, że nie muszą marznąć na przystanku, czekając na tramwaj”. Poznań ma też przewagę w porównaniu z Warszawą – korki nie są tu tak uciążliwe, więc łatwiej jest wszędzie dojechać. W lecie często Michelle przesiada się jednak na rower, teraz temperatura nie zachęca do takiego zwiedzania miasta.
Mijamy miejsce, w którym na brzegu Warty zbudowano z kontenerów całkiem miłą miejscówkę, więc pytam o nią moją przewodniczkę. „Wiadomo, miasto jest zupełnie inne w lecie. Kiedy przychodzą ciepłe dni, tu zawsze jest muzyka, to jedno z ulubionych miejsc. Spędzałam mnóstwo czasu przy tych kontenerach, teraz już mnie tak nie jara siedzenie nad Wartą i picie, ale dalej tam zaglądam”. Drugą wakacyjną miejscówką, którą żyją Poznaniacy, jest Nocny Targ Towarzyski, gdzie co weekend możesz zjeść coś z foodtrucków, posłuchać kilku setów i posiedzieć ze znajomymi.
Naszym ostatnim przystankiem będzie stadion, który, jak większość takich miejsc, sprawia wrażenie, że przenieśliśmy się do przyszłości. Siedzimy chwilę, jemy coś i chociaż Poznań już nie wydaje mi się zupełnie końcem świata, podchodzę Michelle pytaniem godnym przybysza ze „wspaniałej stolicy”: „Nie nudzi ci się tu czasem?”. „Nie, słyszałam, że są miasta w Polsce, które dają więcej perspektyw i możliwości, ale jestem bardzo związana z Poznaniem, ludzie są tu świetni i bardzo dobrze mi się tu mieszka. Byłam dwa, trzy razy w Warszawie, nie odczułam tam takiego ciepła i sympatii, jak tutaj. Bardziej podobał mi się Kraków. Myślę, że Poznań jest trochę podobny do Krakowa, szybko można się tu odnaleźć. Jedyną rzeczą, której mi brakuje to takiego miejsca, gdzie mogłabym pójść, usiąść i zebrać myśli. Ostatnio się nad tym zastanawiałam”.
Stadion miejski w Poznaniu.
Michelle podrzuca mnie znowu na dworzec, za chwilę spotka się ze swoim chłopakiem i będą jechali dalej, a na koniec pytam, z czego jest najbardziej dumna w swoim mieście. „Z wielu rzeczy, na pewno Poznaniacy mogą być dumni z term, zawsze jest tam dużo wiary, uwielbiam też Palmiarnię, to zdecydowanie moje klimaty. Jako dziecko chodziłam często do ZOO i odwiedzałam Cytadelę, bo jest tam zielono i to dobre miejsce na spacer. Teraz znam już każdy kawałek tego miasta, ale długo zajęło mi jego odkrycie, bo dużo fajnych rzeczy się tu dzieje”.