Na zdjęciu autor tekstu. Fot: Piotr Książek
„O kurwa, jebany czarnuch”, słyszałem to w swoim życiu setki razy. Zdarzały się też bójki. Raz nawet pamiętam, jak po przyjechaniu policji, funkcjonariusze ruszyli najpierw na mnie i mojego czarnego kumpla, a nie za dresikami, którzy nas zaatakowali w przejściu nad Wisłą.
Myślę, że wiele osób w Warszawie jest oderwanych od codziennej rzeczywistości reszty Polski. Niektórzy w tym mieście traktują je często jak centrum postępu, kolebkę zachodnich standardów. Tyle że to nie do końca prawda, a bardziej życie w bańce. Przypominam sobie o tym za każdym razem, gdy widzę zdziwienie na twarzach nowo poznanych osób, pytających, czy spotyka mnie tu czasem coś rasistowskiego. Tak. W sumie codziennie. Od 12 lat, kiedy przeprowadziłem się do stolicy. Gdzie się urodziłem? We Wrocławiu, na serio i nie, nigdy nie byłem w Afryce. Jestem Polakiem.
Klasykiem są już jednak sytuacje, w których ja i moi czarni znajomi mówimy płynnie po polsku, czyli w naszym ojczystym języku i słyszymy od osób słowa podziwu, że tak dobrze nam to wychodzi. Czasami nie daję za wygraną i zwracam im uwagę, ale zazwyczaj po prostu uśmiecham się potulnie, bo tak oto przechodzimy do stworzonej przeze mnie klasyfikacji. Sytuacja powyżej to klasyczny wariant rasizmu biernego, który wywodzi się niekoniecznie z ignorancji, a z czystej niewiedzy. Podpinam pod to też brak wiedzy o fizycznych cechach ludzi o różnym pochodzeniu etnicznym – stąd słyszę pytania, czy kręcę włosy lokówką lub, czy się opalam na słońcu.
Dalej w kolejce stoi rasizm czynny, od osób, które są stricte rasistami. Na ten typ ludzi, ja i moi kumple musimy uważać najbardziej. Charakteryzuje ich niechęć wobec „innych” i podejrzliwość. To polska flaga tylko dla białych ludzi i sos do kebaba mieszany, bo biało-czerwony. Ale błagam, co to za pierdolony bełkot, biorąc pod uwagę, że jednak jesteśmy krajem wymieszanym narodowościowo, czy się komuś to podoba, czy nie.
Videos by VICE
Czasem ciężko jest dojebać komuś po prostu za nic, tylko po to, by poczuć się lepiej. Potrzebny jest jakiś powód, żeby moc usprawiedliwić wylewanie na zewnątrz swojej spowodowanej strachem złości. „Murzyn” jest do tego idealny, bo no cóż, ma czarną skórę. Jest tym obcym, nie naszym. „Murzyn” – nie lubię tego słowa, bo moim zdaniem ma ewidentnie rasistowskie konotacje. „Sto lat za murzynami”, „robić za murzyna”, „murzyn zrobił swoje”. Nie no, spoko, to nie rasizm? Serio uważasz, że osoby o konkretnym kolorze skóry potrzebują specjalnej nazwy, a nie określenia: biały, czarny, czy żółty?
Wcześniej istniał „Murzynek Bambo” (ciągle czytacie to dzieciom?), może i była wizja czarnoskórych pociesznych głuptasków co tam daleko siedzą w chatkach, ale dopiero przykład z Zachodu uformował w Polsce koncepcje współczesnego rasizmu. W polskich komediach po 89. roku obraźliwe rasistowskie sceny osiągnęły miano kultowych. Mam na myśli chociażby przemowę postaci granej przez Cezarego Pazure w „Chłopaki nie płaczą”, o krwi potomków niewolników i łapaniu w siatki. To wszystko ku uciesze gawiedzi i dla wywołania tępego uśmiechu. Skorupka nasiąka już od dawna.
Jestem czarny i spotykam się z rasizmem tak samo, jak ci, którzy nie mają jednego białego rodzica. Nie bez powodu Barack Obama jest nazywany pierwszym czarnym prezydentem w Stanach, a nie pierwszym prezydentem mulatem. Kiedy natomiast jesteś mulatem w Polsce, budując swoją tożsamość, masz zazwyczaj dwie możliwości wyboru: albo przejęcie jakiejś przerysowanej kopii zachowań rodem z amerykańskiego filmu, albo brak własnej identyfikacji jako czarnego Polaka, czarnej Polki. Warto wspomnieć, że możesz mieć trochę więcej szczęścia i urodzić się ładną mulatką, w takim przypadku trochę rzadziej spotkasz się z rasizmem czynnym, bo przecież „jebać murzynów, ale czekoladkę by się pykło”. Można przez jakiś czas udawać, że jest okej, ale prędzej czy później ktoś przypomni takiej osobie, że rzeczywistość wygląda inaczej i nie do końca powinna czuć się jak w domu. Identyfikacja i szacunek do samych siebie są potrzebne do tego, by otrzymać wsparcie i móc po prostu być sobą, bez grania.
Bycie czarnym chłopakiem w Polsce wiąże się z tym, że wytworzyłem w sobie instynkt ciągłego przygotowania na konfrontację, podobnie „umiejętności” odkryło w sobie wielu moich „kolorowych” przyjaciół. Zawsze muszę mieć oczy dookoła głowy, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa – wierzę, że każde moje działanie to dla wielu Polaków reprezentacja całej „rasy”. Dlatego w Polsce jestem PR-owcem wszystkich czarnych ludzi. Czy tego chcę, czy nie.