Już w najbliższy weekend w wyjątkowych wnętrzach Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN odbędzie się tegoroczna edycja największego święta diggerów – Record Store Day. O to jaki pseudo muzyczny rak może zaatakować świetlaną przyszłość płyty winylowej, początkach kopania i roli dyskontów w życiu miłośnika wosku porozmawialiśmy z Maciejem Kopciem i Magdą Zarzycką, głównymi sprawcami całego weekendowego zamieszania.
Na czym polega niegasnący czar płyty winylowej?
Przede wszystkim jej walory, czyli kształt, forma w jakiej jest wydawana i brzmienie, które do tej pory nie zostało zastąpiony przez inny nośnik. 12″ daje ponad 30 cm zapisu ciepłej, analogowej muzyki, okładka jest formą sztuki (zdjęciem czy grafiką) za którą stoją znani lub mniej znani artyści z różnych nurtów i z różnej stylistyki. Obserwując rynek mam wrażenie, że ludzie wolą coś fizycznego, namacalnego od płaskiej “empetrójki”, która ginie gdzieś w czeluściach naszego twardego dysku. Większość płyt z czasem nabiera na wartości, a jaką wartość ma plik na dysku komputera?
Videos by VICE
Opowiedz od jakiego albumu i w jakich okolicznościach zaczęła się Twoja przygoda z czarną płytą.
Zbieram płyty od prawie 20 lat, pierwsze winyle jakie trafiały do mojej kolekcji to rzeczy z takich wytwórni jak Mo Wax, Warp, Ninja Tune, Metal Heads czy mocniejsze brzmienia jak Tresor, Basic Channel czy Axis Rec. Zawsze intrygowały i zarazem fascynowały mnie niezależne wytwórnie z różnych muzycznych “szufladek”. Ich wyznacznikiem była jakość. Ciężko mi jednak równoznacznie stwierdzić co było pierwsze tak naprawdę. W latach 90′ sporo płyt kupowałem w nieistniejących już sklepach takich jak Schron, Recordheadshop czy w późniejszym okresie Wax Box, SideOne i tak naprawdę w dużej mierze to one kreowały moja muzyczne gusta. Zapewne pierwsza płyta w mojej kolekcji to “Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, którą w wieku 5 lat odtwarzałem sobie na soundsystemie Bambino marki Unitra.
Komu dedykowany jest Record Store Day?
Na pewno kolekcjonerom winyli, ale przede wszystkim osobom dla których muzyka jest ważną częścią życia. Na RSD w Warszawie wszystko kręci się wokół muzyki, nie tylko wokół płyt. Będzie tu grana muzyka na żywo, DJ sety w dużej mierze grane z winyli, warsztaty, wystawy czy filmy, jednym słowem jest to jedno z największych świąt muzycznych tej wiosny.
Co odróżnia tę edycję od poprzednich?
Przede wszystkim rozmach, ilość atrakcji i wydarzeń jej towarzyszących. No i miejsce w którym się odbywa, które dla wielu jest dość kontrowersyjną i niespodziewaną lokalizacją. Ale czy to nie świadczy o super otwartości tego miejsca? Umówmy się – w którym muzeum w Warszawie można zorganizować dwudniowy festiwal muzyczny? Chyba tylko w POLINie.
Wśród artystów, którzy swoimi występami uświetnią tegoroczny RSD od razu rzucają się w oczy reprezentanci U Know Me Records. Czy to miłość włodarzy wytwórni do czarnej płyty zdecydowała o ich doborze?
Na pewno jest to bardzo ważny czynnik. Jednak przede wszystkim w wyborze U Know Me chodzi o muzykę. To co wydają naszym zdaniem jest po prostu świetne, artyści UKM reprezentują poziom światowy i wyjątkowo oryginalny. Na imprezie tego rodzaju nie wyobrażamy sobie pójścia na łatwiznę. Musi być ambitnie. Poza UKM jest wielu innych, ważnych artystów, którzy przyjadą do nas specjalnie z UK. Chociażby Andrew Ashong – jest znanym diggerem, który sety grywa na przykład z Floating Points czy Four Tet, Joe Davis z Far Out Rec. – wielki fan i wydawca muzyki brazylijskiej, polski label Lanquidity Rec, prowadzony przez dwóch pasjonatów Adriana Magrysa i Mateusza Surmę, który promuje polski jazz na londyńskiej scenie czy Goldierocks, która konsekwentnie promuje nowe brzmienia z wysp brytyjskich na arenie światowej za sprawą audycji The Selector Radio. Dobór obsady artystycznej nie jest przypadkowy…
O czym świadczy dystrybuowanie płyt winylowych przez siec dyskontów z robaczkiem w logo? Czy to już znak pełnej popularyzacji wosku? Taka “masówa”? Czy takie praktyki nie szkodzą niewielkim sklepom z płytami prowadzonymi przede wszystkim przez prawdziwych muzycznych freaków, które promujecie w ramach RSD?
Wiesz co? Ciężko powiedzieć tak naprawdę… Jednym szkodzi, drugim zupełnie nie. Statystyczny Polak cieszy się, że może kupić swój ulubiony album wśród kiełbasy, cebuli, pieluch i ziemniaków. Prawdziwy digger raczej się tym nie zajara, bo nie zależy mu na tym, żeby pójść do pierwszego lepszego dyskontu i kupić płytę z 10-15 tytułów tam dostępnych za 49,99 PLN, sztuką jest polować na płytę latami i w końcu ją wyjąć na giełdzie, targach, w sklepie płytowym czy bazarku za dużo mniejszą kasę, w dodatku w first pressie. Nie zmienia to faktu, że popularność płyt winylowych wzrosła diametralnie. W UK sprzedaż winyli znacznie przekroczyła streaming, u nas w kraju także znacznie wzrosła w stosunku do ubiegłych lat. Z jednej strony jest to trochę przykre, bo winyl stał się nośnikiem popularnym, a nie unikatowym czy wręcz elitarnym, tak jak to było dawniej…
Jaka przyszłość czeka płytę winylową?
Patrząc na obecny progres – świetlana. Dopóki nie wydadzą disco polo na winylu… A tak na serio, to tendencja dyktowania przez tłocznie coraz wyższych cen płyt winylowych, spowodowana hajpem na nie zaczyna spadać, coraz więcej tłoczni pojawia się na rynku światowym ale także i polskim, a zasada rynkowa jest oczywista – im większa podaż tym niższa cena. To na pewno optymistyczna prognoza.