​Poszłam na kurs dla uwodzicielek, by dowiedzieć się jak poderwać faceta (i że zawsze robiłam to źle)

Wszystkie ilustracje: Izabela Szumen

Budowanie udanych relacji to rzecz niełatwa. Zarówno ja jak i moje znajome poświęcamy w życiu żenująco dużo czasu na analizowanie doświadczeń, szukanie w nich stałych i zmiennych, dzięki którym dałoby się stworzyć jakiś sprytny wykres czy tabelkę, ułatwiającą wchodzenie w związki z upragnionymi kawalerami. No ale sory Batory, się nie da.

Videos by VICE

Jedyna stała jest taka, że fascynują nas mężczyźni, których jeszcze nie rozgryzłyśmy, a udane związki powstają na gruncie dobrych zbiegów okoliczności i przypadków.

Internet ma oczywiście zdanie odmienne. W ostatnich miesiącach na wyżyny facebookowej popularności wspiął się kurs dla pań mający nauczyć nas „jak wyrwać faceta z klasą” (5,3 tys. osób chętnych wziąć udział). Czyżby tabelka jednak istniała?

Nie byłam nigdy entuzjastką kursów. Uważam, że nie da się przekazać wartościowej wiedzy w pięć godzin (trochę jak z książkami popularnonaukowymi – kilka ciekawych faktów i fotek nie zrobi z nas specjalistów od mumii w dwa dni). Coaching jest jednak w Polsce coraz popularniejszy – raport Polskiej Izby Firm Szkoleniowych wykazał, że w naszym kraju działa ponad 3000 trenerów personalnych, a co roku ze szkół, które ich uczą, wychodzi ponad 800 absolwentów. Trenerzy zajmują się przede wszystkim podnoszeniem kwalifikacji zawodowych, ale coraz częściej wchodzą na obszary intymne, osobiste.

Paleolit i kobiety trofea

W piątek troszkę się zasiedziałam, więc na sen zostały mi przyjemne cztery godziny – na kurs przyszłam zatem spóźniona trzydzieści minut. W jednym z kilku pokoi przestronnego mieszkania urządzonego w myśl zasady „przytulnie ale nowocześnie” usiadłam w kręgu z kilkunastoma kobietami. W centrum stała Ta Która Wie: energiczna, bardzo zadbana pani po trzydziestce, szpilki, jaskrawa kiecka kontrastująca z nienaganną opalenizną. Z początkowego letargu skutecznie wyrwał mnie obiecujący komunikat:
– Interesuje nas strategia, jak dorwać Misia Pysia.

Standardowy “Miś Pyś” – jak prowadząca lubiła określać obiekt, dla zdobycia którego pojawiłyśmy się na jej kursie – poluje na mamuty w okolicach ul. Domaniewskiej (główna ulica „Mordoru”, dzielnicy biznesowej w Warszawie) i przy odrobinie starań możemy stać się jego mamutem.

Wykład obfitował w więcej metafor opartych na życiu ludzi pierwotnych. Niech bóg nas broni, byśmy stały się padliną, na którą nasz wyśniony łowca nie zechce nawet splunąć – sierotą, która zamiast łowcę zagarnąć do jaskini, da mu dupy w krzakach darmo.

Jak stajemy się padliną? Np. mówiąc szczerze, dlaczego nie mamy czasu, wszak szczerość w relacjach nie popłaca.
– On ma was gonić, ma się zdyszeć, wasze dupsko ma być porożem nad jego kominkiem.

Pojawiło się też wiele uwag dotyczących wyglądu ciała, odzieży, wystroju domu – nasze ciała powinny być czyste, a stroje dopasowane „tak by facet widział, że nie jesteśmy w ciąży ani nie cierpimy na choroby”. Jako że wystroiłam się w wydekoltowaną obcisłą kieckę, dostałam pochwałę, ale „lepiej by było, gdyby buty były na obcasie”. Wisiorki w głębokim dekolcie też mam – więc luz, „będą się gapić”.

W domu ma być czysto. „tak by Miś Pyś wiedział, że hipotetyczne dzieci nie dostaną astmy od kurzu”. Moje kłębowiska psiej sierści w kątach są co najmniej niepożądane. Padła też niepokojąca informacja, że facet zaproszony do domu myszkuje (serio to robicie?). Podobno po wejściu do toalety zagląda nam w szuflady, żeby sprawdzić, czy mamy wkładki higieniczne – bo „ta która ma wkładki higieniczne, ma również bieliznę wysokiej jakości i dba o nią”.

Istotnym okazał się kolor czerwony na ustach i paznokciach.
– Dzięki temu Miś Pyś nie będzie się niepotrzebnie wsłuchiwał w to, co mamy do powiedzenia, będzie snuł już fantazje o naszych innych czerwonych wargach. Kiedy facet biegł przez las, interesowały go tylko jagody dojrzałe, czerwone. Jeśli był nieostrożny, mógł zerwać też trujące owoce cisu.

Ten niepokojący socjobiologiczno-owocowy wątek nie został rozwinięty, jednak już mocno odczułam, że trafiłam na przyspieszony kurs „jak zostać kobietą trofeum”. Myślałam, że takie rzeczy wyszły z mody – chyba jednak żyję w bańce.

Oczywiście prowadząca starała się nam wyjaśnić, że to tylko taka gra – z tego co zrozumiałam – on będzie myślał, że ma trofeum, ale tak naprawdę to my, jako te sprytniejsze, powiesimy sobie jego dupę nad kominkiem. Z dupy tej natomiast szerokim strumieniem będą się na nas sypać dolary.

Powiedzielibyście pewnie: jeśli się nie podobało, trzeba było wyjść. Ale jestem Polką – zapłaciłam, to wysiedzę do końca.

Bądźmy nowoczesne i przebojowe – albo „Musimy za wszelką cenę chronić swój skarb”

W pierwszej połowie spotkania wszystkie uczestniczki kursu miały okazję się przedstawić. Zwykłe dziewczyny, złota dwunastka, która – w przeciwieństwie do 5300 śmieszkujących na Fejsie – zdecydowała się przyjść. Od początku do końca czułam do nich głęboki szacunek: może poranione, może zdezorientowane, ale szukają odpowiedzi, sposobu. Szanuję ludzi, którzy szukają – nawet jeżeli robią to w kiepskich miejscach, na tym polega szukanie.

Pięć dziewczyn przyznało, że są zbyt silne i zbyt energiczne dla facetów, których spotykają. Prowadząca zakazywała im ujawniania w domu swojej osobowości i polecała zastąpienie jej udawaną bezradnością oraz bezkresnym podziwem dla ślamazarnych partnerów. Nadmierne afiszowanie się siłą charakteru może być przyczynkiem do emocjonalnej kastracji ulubieńca (spoko, tu się zgadzam, nawet empatyczna ja kiedyś jednego wykastrowałam, wynosząc śmierdzący wór śmieci za niego – sory Stachu).

Poznałyśmy też rzekomo bezbłędny sposób na tą nieszczęsną „niewkręconą śrubę” która bywa punktem zapalnym kłótni w związkach – wiele znanych mi kobiet dzielących z ukochanymi lokum, żali się na od wieków niepowieszoną półkę czy obraz.
– W żadnym wypadku go nie wyręczajcie. Niezawieszony obraz postawcie w przejściu, zorganizujcie przyjęcie, a kiedy jego znajomi zaczną się dopytywać o nietypowe umiejscowienie dzieła… tonem niepiętnującym powiedzcie: „mój Misio Pysio szuka najlepszego gwoździa na świecie”.

Mój były uznałby to za świetny żart i poszedł dalej pić z kolegami piwo.

Jedna z dziewczyn przedstawiła się jako konserwatywna katoliczka i pytała, jak poderwać przystojniaka w kościele. Otrzymała porady jak zerkać, jak huśtać ramionami przechadzając się, a by następnie zapytać: „jak ci się podobało kazanie?”.

Była też 26-latka, która nie weszła do tej pory w żaden związek. Jako dzieciak naczytała się Jane Austen i uznała miłość niezrealizowaną za najpiękniejszą. Najwyraźniej teraz ta idea jej się sprzykrzyła. Prowadząca nazwała ją przeintelektualizowaną, a następnie zapewniła, że nie ma co się załamywać, bo jako nieskalana ma wysoką wartość na rynku. Cudownie…

Potem przyszła kolej na mnie. Byłam zbyt zszokowana tym, co widzę, więc by się nie pogubić, musiałam powiedzieć prawdę.

Informacja, że po serii długich związków zakochałam się w kimś, w kim nie powinnam, a obecnie spędzam czas na romansowaniu (co sprawia mi wielką radość), wywołała poważny zgrzyt. Oczy prowadzącej odpłynęły w głąb czaszki, jakbym powiedziała co najmniej że zostałam zgwałcona przez przebierańca udającego św. Mikołaja i teraz żegnam się z każdym chłopakiem tuż przed świętami, na zawsze.

Może nie wierzyłam w skuteczność tego kursu, ale liczyłam, że kobiety podczas otwartej rozmowy o podrywaniu i doświadczeniach, nie będą przewracać oczami na wieść, że interesuję się kilkoma Misiami Pysiami na raz. Jako jedyna z obecnej załogi zostałam zapytana o samopoczucie w skali 1 na 10. Po zastanowieniu odparłam, że 9, co spotkało się z kolejnym przewróceniem oczami i machnięciem ręką. Pięknie.

Z pewnością kłamałam, bo bez tego jedynego Misia Pysia nie mam moralnego prawa się czuć dobrze. Powinnam czuć się załamana i brudna.

Chwile potem, prowadząca poinformowała grupę, że „przeciętna Polka przyznaje się do 4,4 partnerów; a lepiej będzie, jak się w ogóle do niczego nie przyznamy”, bo – o ile dobrze zrozumiałam sens wypowiedzi – nasz Paleolityczny Miś jeszcze się zeźli, żeśmy przechodzone.


Nie płyniemy z prądem. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Na bezradność, niewiedzę i głupotę

Dowiadujemy się , że by zachować Misia Pysia przy sobie, musimy obdarować go pewnymi rzeczami. Oto one:

• Zaufanie („Powinnyśmy wszak być wiernymi, ale wyglądać i zachowywać się, jakbyśmy mogły zdradzić”)
• Szacunek
• Podziw
• Aprobata

Najlepiej robić to „udając, że pewnych rzeczy nie potrafimy”. W ujęciu prowadzącej nie jest to zgrywanie idiotki, lecz „delegowanie zadań”.

Poziom cynizmu sięgnął zenitu, kiedy jedna z uczestniczek krzyknęła, że nie może tego słuchać, że przecież „facet, który ją pokocha, pokocha ją za jej intelekt i wszystko szlag trafi, kiedy po czasie zacznie zgrywać idiotkę”.
– Przepraszam, ale powiedz mi, chcesz mieć rację czy chcesz być szczęśliwa? – pyta prowadząca.

To intrygujące pytanie przewijało się w dyskusji wielokrotnie. Zostawię was z nim samych.

Przejdźmy do tego, gdzie można poderwać. Zgodnie z moim podejrzeniem: „WSZĘDZIE”. Na przykład w sklepie budowlanym – jak zaproponowała jedna z kursantek. Jak? Na bezradność! Zawsze wydawało mi się, że im więcej wiedzy o narzędziach i remontach posiądę, tym będę bardziej pociągająca dla podobnych mi majsterkowiczów, bo będą mieli pewność, że nie wywalę ich z domu z narzędziami do nieogrzewanego garażu, tylko urządzimy sobie wspólną pracownię w chacie. Okazuje się, że nie-e: swoją wiedzą i umiejętnościami podcinam budowniczym skrzydła bądź jaja.

Przy tej okazji padła też złota rada o środowisku pracy.
– Nigdy nie pokazuj facetom w pracy, że jesteś od nich mądrzejsza, bo cię udupią. Możesz ewentualnie powiedzieć „Ja zrobiłabym to inaczej, ale szef ma zawsze rację”. W odpowiedzi na głosy sprzeciwu ze strony słuchaczek otrzymałyśmy perlisty śmiech i hasło: „Biologia! Z nią nie wygrasz”.

Sztuczki, gusła i sposoby magiczne

Weszłyśmy w dział niekonwencjonalnych metod uwodzenia. Prowadząca informuje nas, że po sporządzeniu listy cech pożądanych, wyśniony kawaler pojawi się w naszym życiu (zgoda – jeśli wiemy, czego chcemy, istnieje większa szansa, by to zauważyć; warto sobie czasem podsumować marzenia i cele – nie dotyczy to tylko szukania tego jedynego, ale wszystkich dziedzin życia).

Nawet konserwatywna katoliczka zdaje się zainteresowana magicznymi metodami. Czyta listę pozytywnych cech, jakie może mieć nasz przyszły ukochany, patrząc łakomym wzrokiem. Lista jest długa, obejmuje ponad 30 haseł: uprzejmy, elegancki, bogaty, opiekuńczy, dowcipny, bez nałogów itp.

– Co jeśli chcemy wszystko z tej listy? Jesteśmy zbyt wymagające? – pyta, jakby przyszła po radę do wiedźmy. Odpowiedź brzmi „nie”.

Prowadząca podaje nazwę sklepu na Allegro, który za niewielką opłatą zaopatrzy nas w magiczne wisiorki ściągające do nas wymarzoną osobę. Allegrowy okultyzm brzmi jak subfirma biura porad pani na szpilkach.

Otrzymujemy instrukcje jak i ile razy dziennie wizualizować sobie Misia Pysia. Otrzymujemy też listę innych rytuałów, które mogą nam pomóc:
• Miłosną energię przyciągamy kwiatami wanilii, żonkili i chabrów.
• Pod łóżko wsadzamy magiczny amulet
• Zmartwienia przekazujemy laleczce zmartwień
• Palimy świece
• Do kąpieli używamy kilku kropli miłosnego eliksiru
• Nosimy przy sobie kamień księżycowy

Dodatkowo winnyśmy przygotować w domu „wolną półkę na kapciuszki Misia Pysia”.

Przyjaźń w związku nie ma prawa bytu – czyli jak poderwać intelektualistę

W skoroszytach, które otrzymałyśmy, widniała lista typów mężczyzn. Prowadząca dopytywała się grupy, który typ wzbudza nasze największe zainteresowanie. Pierwsze miejsce zajął „intelektualista”, „artysta” był na miejscu ostatnim – widocznie artyści w wyobrażeniu kobiet to wciąż ci pijani wąsacze sprzedający landszafty na Starym Mieście.

Z rubryczki poświęconej atrakcyjnemu mądrali możemy się dowiedzieć, że:
• Lubi czytać, szukać informacji
• Zwiedza, interesuje się historią
• Może być mniej towarzyski
• Raczej nie lubi hałaśliwych miejsc, tym bardziej z własnej woli nie będzie lubił robić zakupów, zatłoczonych plaż
• Przyda się, jeżeli lubisz czytać i cenisz kulturę

Jak więc takiego uwieść, jeżeli w polu naszych zainteresowań leży co najwyżej Harry Potter i poradniki psychologiczne?
– Dobre wrażenie zrobisz, jeśli nauczysz się paru tytułów znanych obrazów i spotkacie się w bibliotece.

Jedyny intelektualista, który kojarzy mi się z biblioteką, to niesławny Kajetan P. aka „polski Hannibal Lecter”. Trzymam kciuki, dziewczyny!

Zastanawiam się, co zrobić, kiedy już wyrecytujemy nazwiska impresjonistów.
– Czy po tygodniu picia kawki w bibliotece intelektualista nie połapie się, że ktoś tu ściemnia? – dociekam.
– Dobre wrażenie już zostało zrobione i na tym możemy jechać aż do kobierca – otrzymuję odpowiedź.

Znakomita większość intelektualistów, których znam, to jednak ekstrawertycy, często jednocześnie (niepożądani) artyści, do tego wielbiciele spędzania czasu w barach w grupie kolegów.

Właśnie, bary – również otrzymałyśmy bogaty zestaw rad.
– Klub czy bar to dla nich seksualna giełda, nigdy nie chodźmy tam w większym gronie, bo będziemy się wydawać niedostępne, oraz nie zabierajmy koleżanek z problemami, bo będziemy zbyt zaabsorbowane.

Koncert? Prosta sprawa:
– Najlepiej spacerować w okolicy baru lub kolejki do kibla.

Rozumiem, że tańce i śpiewy pod sceną to ostatnie, co powinno nam przyjść na myśl.

A dajmy na to, że traf sprawił, że i my jesteśmy intelektualistkami, czy wtedy można po Bożemu budować związek na przyjaźni?
– Na przyjaźni? Niech cię ręka Boska broni, żadnej przyjaźni! Przyciąganie, odpychanie, gry i zabawy. Niech się przyjaźni z kim chce, ty masz być jego samiczką.

Robi mi się przykro, tłumaczę grupie, że to samo całe życie powtarzała mi babcia, która traktowała mężczyzn jak kosmitów, na których trzeba znaleźć sposób i w żadnym wypadku się nie otwierać. Zbudowałam swoją osobowość w kontrze do jej nieludzkiego postrzegania damsko-męskich relacji.

Związki, w których byłam były piękne i oparte na przyjaźni a nie grze. Jeśli tylko wieczne trzymanie w niepewności i sztuczki mogą pozwolić na utrzymanie relacji przy życiu, to jawi mi się to jako spektakl nieszczerości. Kobieta, którą mogłabym się stać gdybym posłuchała powyższych rad to kobieta której nie chciałabym nawet spotkać.

Kilka dziewczyn prycha, jakbym im pokazywała przejechaną jaszczurkę, jedna triumfalnym tonem rzecze:
– No i gdzie cię to doprowadziło?

Epilog – albo „czas znaleźć sponsora”

Wybiegłam z budynku z uczuciem ulgi, słońce, upał, nie będę trofeum, będę kochać mężczyzn którzy będą mnie kochać za to, co do nich mówię, a nie za to, jak pomalowałam paznokcie i że mam przygotowaną półkę na ich kapciuszki.

Pięć godzin oglądałam, jak pozornie wyzwolona piękna kobieta depcze wszystkie wartości feministyczne, rekomenduje kłamstwo i chytrość jako narzędzia mogące zapewnić nam, „samiczkom”, komfort.

Mijam sklep z bielizną na którego witrynie widziałam wcześniej tak seksowny stanik, że sama bym siebie uwiodła gdybym w nim stanęła przed sobą. Przyjemna pogawędka z ekspedientką, częstuję ją cukierkami, komentujemy urodę stanika który nie nadaje się do niczego poza łóżkiem (jest zrobiony ze sznurków i nie spełnia zasadniczej funkcji biustonosza, czyli podtrzymywania biustu). Przymierzam, sprzedawczyni stoi za kotarą.

– I jak?
– No cudowny, biorę! A nie, kosztuje 670 zł. No nie, pani wybaczy, ale nie zwykłam wydawać takich sum na zabawki.
– Och, no to czas sobie znaleźć sponsora.

Znowu jest mi przykro.

Biuro organizujące kurs nie wyraziło zgody na relację przez wzgląd na komfort kursantek