Kiedy zbierałam chętnych do tych zdjęć, pierwsza odpowiedź była negatywna – „Nie, bo wtedy będę samotny już oficjalnie i zapłaczę się na śmierć”. Nie przejęłam się tym zbytnio, potem jednak padały odpowiedzi typu – „sorry, mam bajzel” albo „nie chcę pokazywać swojej nory”. Niektórzy w ogóle nie odpisali. W jednym przypadku nawet polecono mi popracować nad empatią.
To miał być wesoły materiał o ludziach, którzy z przypadku bądź celowo wybrali życie w pojedynkę, okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. Czy bycie samotnym jest wstydliwe? Albo czy dokumentowanie tego stanu to jakiś rodzaj złej wróżby, przyklepania obecnego stanu? Mamy udawać, że tego nie ma i czekać aż los łaskawie się odmieni?
Videos by VICE
Jestem sama od blisko dwóch lat, bywa fatalnie, bywa też wspaniale. Jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało, całe życie byłam seryjną monogamistką i dziarsko wierzę, że prędzej czy później coś dobrego w końcu mnie spotka. Jednocześnie nie neguję obecnego stanu, ale odnajduję w nim jakoś i myślę, że jest po coś.
Bycie singlem w moim przypadku, kiedy właściwie od liceum z kimś byłam, jest pełne zaskakujących zalet. Brak ultra bliskiej osoby, która nieustannie krytykuje i ocenia każdy twój ruch (bo każdy twój ruch może pośrednio wpłynąć na jej własny los) jest zbawienną cechą samotności.
Można wypróbować sto dróg, na każdej z nich polec jak idiota i nikt oprócz matki i najlepszego przyjaciela, nie powie ci „Stara, co ty robisz ze swoim życiem?”.
W efekcie tych prób robionych na własny rachunek można znaleźć coś, co jak nic wcześniej uszczęśliwia i na czym w dodatku nie polegniemy. To samo tyczy się seksualności, jedzenia, muzyki, kształtowania przestrzeni, w której żyjemy i co tam sobie jeszcze wydumacie.
Podsumowując górnolotnie – nie wstydźmy się naszej samotności, korzystajmy z niej jak nastolatek ze 100PLNów i pozwoleniem na powrót do domu po północy.
Ten materiał jest o przestrzeni prywatnej, o tym, jak ona się zmienia lub pozostaje taką samą, kiedy panujemy nad nią niepodzielnie i jesteśmy sami.
Maria
VICE: Jak długo jesteś i mieszkasz sama?
Od jakichś pięciu czy sześciu lat.
Czy ten stan ci odpowiada?
Tak
Co się zmieniło na dobre i na złe, od kiedy mieszkasz sama?
Pierwsza rzecz to to, że mogę aranżować albo nie aranżować przestrzeń tak jak mi się podoba, zachowywać się, tak jak chcę i nikt nie ogląda moich głupich małych rytuałów i dziwnych zwyczajów. Wiem, że to jest absolutnie moja przestrzeń, która wszystko przyjmie.
Słabe jest to, że jak gdzieś są robaki albo coś obrzydliwego to nie ma osoby, która by natychmiast to usunęła za mnie. Zawsze jednak można do kogoś zadzwonić. Czasem miłe jest móc z kimś pogadać, jak się wróci po całym dniu pracy. Zawsze można do kogoś zadzwonić.
Kasia
VICE: Jak długo mieszkasz i jesteś sama?
Od 19 czerwca 2015 roku. Czyli 7 miesięcy i dwa dni.
Czy ten stan ci odpowiada?
Na początku nie, ale to wynika z tego, że musiałam się nauczyć czegoś, czego nie miałam wcześniej przez ponad 6 lat. Teraz stwierdzam, że jest to świetny stan, bo nikt nie ogranicza mnie ani co najważniejsze ja nie ograniczam drugiej osoby. Uważam też, że bycie samemu wzmacnia, kiedy jest się w związku, jest się słabszym, uzależnionym od drugiej osoby.
Co się zmieniło na dobre a co na złe, od kiedy mieszkasz sama?
Obecnie mieszkam z rodzicami, chwilę mieszkałam w pojedynkę, ale byłam zmuszona wyprowadzić się z tej własnej przestrzeni, bo nie umiałam być zupełnie sama. Okazało się, że by nauczyć się być samą potrzebowałam mieszkać z kimś.
Fajne jest to, że nie muszę zawsze golić nóg, mogę mieć bałagan, nikt nie wchodzi w moją przestrzeń. Gorsze jest to, że nie mam się do kogo przytulić, że nie można się podzielić wrażeniami, ale zawsze wtedy zostają niezawodni przyjaciele na czacie. Prędzej czy później odpowiedzą, a jest też paru takich, którzy zawsze są w pogotowiu.
Ja – Izabela, dla znajomych Pia
Jestem sama od prawie dwóch lat, od roku mieszkam z przyjacielem.
Po miesiącach przebojów i różnorakich udręk wynikających ze zmiany sytuacji nareszcie doceniam ten stan. Przez pierwszy rok nie robiłam tego, ale na pewno skrzętnie korzystałam z możliwości, które daje. Teraz już jestem spokojna, polubiłam siebie i przestałam traktować dom jak schronienie przed deszczem i wiatrem czy poligon do sprawdzania mocy głośników.
Jesteśmy też na Facebooku. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska
Co dobrego? Na pewno swoboda popełniania wszelkiej maści błędów, aż dotrze się do czegoś wartościowego, bez narażania się po drodze na krytykę. W sensie mieszkaniowym widzę, że kiedy wszystko przestaje być wspólne, staje się trochę infantylnym. Wróciłam do modelu z czasów liceum, kiedy sypialnia, pracownia i salon mieściła się w jednym pomieszczeniu. Wieszam jakieś duperele na ścianach, tworzą się z nich dziwaczne ołtarze, kiedy zrobię bajzel i on trwa, nikomu nie psuje tym humoru, a kiedy zrobię porządek, ten stan może trwać tygodniami i zależy to tylko ode mnie. Co złego? Bywa cholernie smutno, ale zawsze za ścianą siedzi mój przyjaciel Krzyś a obok moja psina. No i jest błogosławiony internet.
Katarzyna
VICE: Jak długo jesteś i mieszkasz sama?
7 miesięcy.
Czy ten stan ci odpowiada?
To jest bardzo miły stan po 4 latach w związku, pod tym kątem, że uczysz się nowych rzeczy i raz jeszcze uczysz się siebie. Jest to oczywiście bardzo stresujące i wywołuje duży niepokój, ale jednocześnie przyjemne, bo jesteś w kontakcie ze sobą, znowu.
Co się zmieniło na dobre a co na złe, od kiedy mieszkasz sama?
Na złe to, że kiedy przychodzę do domu, nikogo w nim nie ma. To bardzo miłe, kiedy ktoś jest, niekoniecznie partner, może być współlokator.
Dobre jest to, że nie ma ingerencji w moją przestrzeń, a niestety jestem dość terytorialna. Możesz tak naprawdę robić, co tylko chcesz, bez konieczności uzgadniania i chodzenia na kompromisy. Jest to przyjemne.
Śledź autorkę tekstu na jej profilu na Facebooku
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.