Jestem jedną z wielu osób, która złamała ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii i została zatrzymana za posiadanie marihuany. W chwili zatrzymania, moją pierwszą myślą było: „kurwa… nici z zajebistego wieczoru”. Nie zastanawiałem się nad konsekwencjami, ani o tym, że tamtejszą noc spędzę w areszcie. Byłem zły na bezsens polskiego prawa. Z chwilą, gdy gruby funkcjonariusz poprosił mnie o wejście do radiowozu, wszystkie obawy i cała złość wyparowała. Pomyślałem: „kolejna przygoda, o której będę mógł opowiadać wnukom!”.
Zatrzymanie
Czasami zdarza się tak, że nie masz gdzie spierdolić, ani jak pozbyć się towaru, bo biorą cię z zaskoczenia. Tak było i tym razem. Zza winkla wytoczył się gruby osobnik w akompaniamencie wyższego i szczupłego kolegi. Od razu było widać, że szczupły jest w porządku. Zaczęli zadawać standardowe pytania: „A co się tu wyprawia? A co tu się pali? A co macie w kieszeniach?”.
Videos by VICE
Gdy przeprowadzili formalności i poinformowali przez radio o swojej cennej zdobyczy, zostałem przez nich zaproszony do środka radiowozu. W tym wszystkim najbardziej zafascynowały mnie kajdanki, którymi byłem skuty. Skuty to nie do końca trafne określenie, albowiem tylko mój prawy nadgarstek znajdował się w niewoli. Gruby chyba nie do końca wiedział, co robi. Od razu wdałem się w dyskusję ze Szczupłym (zostańmy już przy tych nazwach), bo wydawał się osobą, która tylko przez przypadek znalazła się w policji. Zaczęliśmy rozmawiać o studiach, kinie, motoryzacji – dało się wyczuć, że nie jest typowym krawężnikiem, i tak też było.
Komisariat
Na komisariacie zaczęło się całe przedstawienie. Gruby poszedł po papiery i wagę, a ja zostałem ze Szczupłym, zapaliliśmy papierosa i kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Powiedział: „Jeszcze nigdy nie zatrzymałem nikogo tak normalnego i fajnego. Dlaczego palisz to gówno?”. Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą, że wolę zapalić jointa i siąść ze znajomymi w atmosferze śmiechu, niż ojebać pół litra i spuścić komuś wpierdol za to, że się krzywo na mnie patrzył. Miałem mu zadać pytanie, czy kiedykolwiek palił, ale w tamtym momencie wrócił Gruby w towarzystwie dwóch policjantów kryminalnych.
Z twarzy jednego z nich biła informacja: mama używała mojej głowy zamiast młotka do wbijania gwoździ. Czułem się jak na lekcji historii w podstawówce, gdzie oglądało się ilustracje australopiteków. Miałem naprawdę duże szczęście – oto jeden stał przede mną. Drugi z nich był osobnikiem mającym na oko jakieś 170 cm wzrostu i 60 kilo wagi. Tamtej nocy dotarło do mnie, że jedna z zasad dotycząca psów, dotyczy też ludzi. Im mniejszy tym bardziej się rzuca i ujada. Próbował mnie straszyć, że pójdę do więzienia na trzy długie lata, że w areszcie wrzucą mnie do celi z największymi gnojami, że nie dam sobie rady.
Na jego nieszczęście jestem osobą, która dosyć dobrze zna prawo, więc słuchałem jego wywodów z uśmiechem na ustach. Gdy skończył, wyszła ze mnie strona prowokującego skurwysyna. Zacząłem go edukować. Cytowałem ustawy i artykuły z satysfakcją patrząc, jak jego twarz robi się coraz bardziej czerwona. Byłem zatrzymany pierwszy raz w życiu. Nie miałem przy sobie nawet pół grama, więc wszystko co mówił miałem głęboko w dupie.
Areszt
W drodze do aresztu cały czas rozmawiałem ze Szczupłym. Jak już dojechaliśmy na miejsce Gruby wyszedł z radiowozu, bo były jakieś problemy z otworzeniem bramy. W tym czasie, mój towarzysz rozmowy zapytał, czy po tym jak mnie wypuszczą, wybrałbym się z nim na piwo, które on będzie stawiał bo ma wyrzuty sumienia. Powiedział: „Gdybym wiedział że jesteś jaki jesteś to nie robiłbym ci problemów. Głupio się czuję z tym, że przeze mnie spędzisz noc na dołku i będziesz miał nieprzyjemności”. Uśmiechnąłem się, powiedziałem że chętnie i szkoda, że poznaliśmy się w takiej, a nie innej sytuacji.
Wchodząc do aresztu pomyślałem, że nie jest tak źle. Wszystko wyglądało schludnie, a ja jako doświadczony student spędzałem noce w dużo większych melinach. Otrzymałem swój koc, poduszkę, poszewki, a moje sznurowadła zostały zabrane wraz z okularami (jakbym miał w planach się nimi zabić). W celi, poza mną, znajdował się jakiś najebany typ, który głośno chrapał i jeden młody, normalnie wyglądający człowiek. Zapytałem za co go zamknęli, odpowiedział że za niewinność. Podobno jego ziomek zajebał opony od wózka widłowego, a spadło na niego. Śmietanka kryminału.
Na dołku najgorsze były trzy rzeczy: to że całą noc mieliśmy włączone światło, zapchany kibel (strażnik powiedział żebym się odlał do umywalki) i jedzenie. Na śniadanie dostaliśmy gorącą wodę zabarwioną na brązowo, która podobno była herbatą i dwie kanapki suchego chleba z cholera wie czym. Nie wiem, czy to było mięso, czy galareta w kolorze mięsa, w każdym razie nie dało się tego zjeść. Razem z Wulkanizatorem Zbrodni oddaliśmy nasze porcje wcześniej chrapiącemu typowi. Bardzo mu smakowało.
Komisariat, vol. 2
Poranne przesłuchanie. Siedzę na tym samym komisariacie, na którym byłem poprzedniej nocy i spowiadam się ze swoich grzechów. Tak, miałem marihuanen. Tak, zamierzałem ją spożyć. Nie, nie jestem dilerem. Pozostało tylko przeszukanie mieszkania i znowu będę wolnym człowiekiem. Po raz kolejny trafiłem na swoiskich przedstawicieli prawa. Przed wejściem do domu jeden z nich mnie zapytał:
– Masz jakieś puste samarki w środku?
– No mam.
– To idź je szybko wypierdol, żebyśmy nie mieli się do czego przyczepić.
BENG. Sprawa umorzona.
Grand Finale
2 dni po opuszczeniu przeze mnie aresztu otrzymałem telefon:
– Siema! Tutaj Szczupły, wszystko dobrze? Umorzyli ci sprawę?
– Tak jest, wszystko git.
– No to kiedy masz czas na jakiś browar? Pasuje ci dzisiaj o 20?
– Jasne! Do zobaczenia!
Spotkaliśmy się w jednym z warszawskich pubów. Szczupły był trochę zestresowany, bo myślał, że zbiorę ziomków i mu wpierdolimy za to, że mnie aresztował. Nie miałem jednak takich planów, a Szczupły dotrzymał słowa. Zaczęliśmy pić.
Prowadziliśmy całkowicie normalną rozmowę, dowiedziałem się że fizyczne szkolenia policjantów, czy ich kursy samoobrony to pic na wodę. Szczupły stwierdził, że jeżeli zatrzymaliby kogoś, kto zna się na sztukach walki i postanowił się stawiać, to dostałby srogi wpierdol, bo przecież nie zastrzeli człowieka.
Dowiedziałem się też, że policjantem nie został z powołania, a z musu. Wszyscy wiemy, jak wygląda rynek pracy w Polsce, a on musiał czymś nakarmić swoje dzieciaki. Będąc policjantem zarabiał ponad 2 tys. zł miesięcznie, więc ledwo ledwo, ale jednak jakoś wiązał koniec z końcem. Powiedział, że zanim poszedł do policji o funkcjonariuszach mówił „kurwy”, a do tej ścieżki kariery zmusił go brak pracy w zawodzie.
W sumie spędziliśmy na piwie z dobre sześć godzin. Poruszyliśmy wiele tematów i szczerze się polubiliśmy. Okazał się całkowicie normalnym człowiekiem, a samo zatrzymanie było bardzo dla mnie ciekawym przeżyciem socjologicznym.
Morał tej historii jest krótki, jak to mawia mama mojego przyjaciela: pies to charakter, policjant to zawód.