Jest zagadką jak być nastolatką

Cholera jasna. Jak sobie przypomnę, co się działo zeszłej nocy, to nogi w mig robią się miękkie, a oczy wychodzą z orbit. Zaraz. Zacznę od tego, że to wcale nie było wczoraj, ale trzy tygodnie temu, a…- Trzy tygodnie temu? Ach, rzeczywiście! Masz rację. – Przestań mówić do siebie i przejdźmy do rzeczy. Tak. Trzy tygodnie temu historia znalazła swój początek na ulicy głównej, długiej, bez końca. Ktoś zadzwonił, zaprosił, jadę. Wiecie jak to jest, obce miasto, ogromny potencjał, liczne mistyfikacje, stłumione, niespełnione wyobrażenia. Zrezygnowałam z  taksówki, w nadziei, że spotka mnie kilka przygód już na wstępie. Mówiąc przygód, wcale nie miałam na myśli ludzi, ale widać, tam na górze zinterpretowali to inaczej. ‘Kurde balans! Jak zimno’- myślę sobie. Sto czterdzieści numerów ulicą w dół. Wokół mnie kilku pijaków i opętana kobieta. Wcale się nie boję, bo w żyłach mam promil, może trochę więcej. Ale nerwowo sprawdzam, czy telefon aby na pewno jest w mojej kieszeni. Jest. Już tylko czterdzieści numerów zostało. ‘Czy masz może zapalniczkę? –   pyta trzech studentów. Nudnych by się wydawało, ekonomistów, ale mimo to miło normalnych nudziarzy spotkać w obcym mieście i otoczeniu pijacko-zdradzieckim. Wokół przyczajone szakale, a za krzakiem czai się zło. Pogadaliśmy i poszli. Dotarłam na miejsce, w pobliżu skrzypiąca huśtawka i jęki przyszłych alkoholików. Dotarli docelowi towarzysze, ale to wciąż mieszkańcy upiornego, przemysłowego miasta. To jeden z tych przypadków, kiedy przejeżdżasz się na własnych oczekiwaniach, bo ci towarzysze-wybawcy, niby byli, ale tak jakby ich nie było. Weszliśmy, udaję, że mi wesoło, drink, piwko, nowe znajomości, ale chcę już iść. Niestety jest tu z nami, z nimi, ten docelowy obiekt, więc rezygnować podświadomie, ani mi się śni. Zupełnie nie wiem jeszcze, że tym samym skazuję mój wieczór na kompletne fiasko. Nadal udaję, ale męczę się, męczę. Nagle, tak, wychodzimy. On proponuje, ja ulegam (z pozoru spontanicznie). ‘Może taksówką?’- myślę, ale on wybiera studencką piechotę. Godzinę szliśmy, żeby się okazało, że kluczy nie mam ani ja (skąd właściwie miałabym je mieć), ani on. Godzinę idziemy. Przeciwny kierunek, ta sama droga. Tym razem, postanowiłam, że zrobię unik, bo to już wszystko jakoś zrobiło się na szaro, rezygnuję. Ten moment zapamiętajcie, bo tutaj pierwszy raz wsiadam do taksówki. Nareszcie docieram do warszawskich przyjaciół, ale oni zaczynali ów wieczór w innym punkcie, więc niestety i tu nie pasuję. Chwilę jestem, jednak nie. Znowu taksówka i jadę. Ale dokąd? To była, z tego co pamiętam, tak zwana ‘objazdówka’, czyli: ‘Do domu proszę!’, ‘Czyli gdzie konkretnie?’, ‘Do dużego pokoju.’ Znalazłam się w delcie ponownie, ludzie ciągle ci sami, ‘docelowy’ z panienką paluszek na haczyk, mknie. Coś tam bym chciała do niego powiedzieć, a tu nagle, ktoś mnie cap, za płaszcz. Taksówkarz, że nie zapłaciłam. Pięć razy jechałam. Dwieście pięćdziesiąt złotych winnam była zapłacić w sumie i co ja teraz zrobię, jak wybrnę? ‘Docelowy’ już w drodze z kluczami w prawej tylnej kieszeni sztruksowych spodni i z panienką na haczyk. 

W toalecie spędziłam dwadzieścia pięć minut, po tym jak uciekłam krzycząc, że ten pan w czapce z daszkiem usiłuje mnie porwać. Refleksję mam, do dziś trwa, jacy ci ludzie pod wpływem, już sama nie wiem czego, są naiwni. Uwierzyli i napadli, na stratnego w gruncie rzeczy, taksówkarza. Z powrotem do taksówki. Litery na wyświetlaczu płyną, ja natychmiast muszę zadzwonić do ‘docelowego’, że już nigdy, żeby się nie odzywał i koniec. Telefon się urywa. Kursów było jeszcze kilka. Żeby była jasność, za żaden opłaty nie uregulowałam. Ci pijani może są naiwni, ale jacy kreatywni. Opowiadałam. Dużo. A to, że mnie porzucono. Raz chyba mnie zgwałcono. Jestem ofiarą patologii, jestem nieuleczalnie chora, nie mówię po polsku. Mimika także grała rolę. ‘Docelowego’ udało mi się skreślić, ale już dwa dni później, kiedy przez przypadek znaleziono mnie u niego w łożu. Niby przypadkiem, że nie wiedziałam, czy jakoś tak – nikt nie uwierzył. Bzdura. W każdym razie z ‘docelowym’ koniec. Koło ratunkowe jednak warto mieć, na wypadek, gdyby gonił was dziwny pan w czapce z daszkiem, albo waszą jedyną ostoją byliby ci studenci-nudziarze z wydziału ekonomii. Tak. Nigdy nie zapominajcie, że koła, to sprawa do załatwienia, przed pierwszym łykiem procentowego napoju w obcym mieście.

Videos by VICE

Poprzednie przygody Nastolatki:

Dużo hałasu o nic, czyli przejażdżka do Płocka i z powrotem

Jak zakochać się w geju i nie stracić dla niego głowy?