Reklama
Reklama
Reklama
Złap wszystkie nasze artykuły na nowym fanpage'u VICE Polska
Jednak to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Bo to Pokémony. I to wieloosobowe. Bo pod każdą skrzynką pocztową może czaić się Ekans, a nawet nudny jak flaki z olejem finał Mistrzostw Europy zostaje urozmaicony Venomothem pojawiającym się na twarzy Cristiano Ronaldo. Wtedy myślisz sobie „Hej, to naprawdę działa". Siedząc w autobusie w drodze do pracy zauważyłem za oknem Magmara – dziwną, ognistą kaczkę – i nie zdążyłem go złapać. Poczułem autentyczne rozczarowanie. Jutro chyba pójdę na spacer nad rzekę, żeby nałapać trochę Pokémonów typu wodnego.
Nie jestem w tym poczuciu osamotniony. Wiele osób zagadało do mnie w sprawie „Pokémon Go". W tym ludzie niebędący zapalonymi graczami – współpracownicy, starzy znajomi, niegdysiejsi fani, którzy nagle przypomnieli sobie, jak bardzo kiedyś szaleli za Pokémonami i cieszą się, że znów stały się ważne.Hope somebody caught that Venemoth on Ronaldo =/ #Euro2016Finale pic.twitter.com/n94ZZMbGqS
— Mike Adebajo (@L1keMike) 10 lipca 2016
Reklama