Pomyślałem, że o fotografii pomyślę inaczej

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Pomyślałem, że o fotografii pomyślę inaczej

Na czym polegają wystawy fotograficzne i właściwie dlaczego ludzie chodzą do galerii sztuki?

Na czym polegają wystawy fotograficzne i właściwie dlaczego ludzie chodzą do galerii sztuki? Zastanawiałem się nad tym, ilekroć sam brałem udział w podobnym wydarzeniu, ta myśl to krążyła gdzieś w mojej głowie, to znów się kryła. Wreszcie zebrałem siły,przygotowałem się w chłonny umysł, szeroko otwarte oczy i gotowość do zadawania pytań i postanowiłem myśl zamienić w czyn. Nie musiałem długo szukać, opcja, by poczuć to na własnej skórze pojawiła się sama. Trochę Inny Festiwal Fotografii we Wrocławiu wbił się w mój plan w pierwszym podejściu jak klin. Opening trwał 24 godziny i miał w repertuarze multum ciekawych wydarzeń i wystaw. Pomyślałem „idę na wszystko!" i, chociaż przegapiłem otwarcie wystawy głównej, na której można było zobaczyć prace Daisuke Yokota, Ester Vonplon, Hans Christian Schink, Gert Jochems, nie złożyłem broni.

Reklama

Piątek, 5 Września, godzina 20.03.

Debiut Tatiany Pancewicz, jej pracę znałem wcześniej z tumblera, przed wejściem stoi food truck. Nie jest tak źle, ludzkie jedzonko pomyślałem, wchodzę więc do środka bez strachu. Galeria malutka, ale z klimatem, wina już nie ma i wszyscy zbierają się do wyjścia. Przynajmniej w spokoju obejrzę jej prace, na razie passa trwa. Pierwsza myśl, gdzieś to już widziałem. Erwin Olaf „Fall"? Czytam opis, napisane, że Tatiana i, że chce zerwać z nieskazitelnym wizerunkiem współczesnej modelki. Zacieram ręce i do roboty.

I runda:

Czy czerpałaś inspiracje z tej serii? 
Tatiana Pancewicz - Nie, absolutnie. Byłoby to kłamstwo, gdybym powiedziała, że nie oglądam innych prac. Nie da się inaczej, żyjemy w kulturze obrazkowej, więc obrazy same do mnie trafiają. Inspiruje się tym co mnie otacza bezpośrednio, co widzę, co mnie bawi, denerwuje i tak dalej. To wszystko staram się w jakiś sposób pokazać poprzez zdjęcia albo film. Jestem twórcą internetowym, jak większość teraz, więc posługuję się też formatami przestrzeni wirtualnej. Ciężko było przenieść je do rzeczywistości. 

Właśnie, znam różnrodność Twjego repertuatu i wiem, że nie chcesz zamykać się na jedno medium, ale czy nie jest Ci trudno połączyć tego wszystkiego?
W ogóle nie jest trudno. Najważniejszy jest odpowiedni dobór medium do pracy. Czasem nie wszystko możesz pokazać zdjęciem, z kolei wideo pokaże czasem zbyt wiele. Ta różnorodność i możliwość wyboru jest bardzo ważna.

Reklama

Kolejny krok w karierze to…?
W karierze, jak to brzmi (śmiech). Następnym krokiem, który planuję jest mój autorski, w pewien sposób osobisty projekt. Najprawdopodobniej fotograficzny, choć jeszcze nie podjęłam decyzji. Teraz, kiedy jeszcze buduję narrację projektu, ciężko jest mi wybrać medium, ale będzie to projekt o znikaniu. Na razie robię zdjęcia na instagram i traktuję to poniekąd jako szkicownik, ponieważ w dzisiejszych czasach chyba łatwiej nam zrobić zdjęcie niż zapisać jakąś myśl. Choć zawsze mam też przy sobie notatnik, w którym zapisuję swoje myśli i zbiegi okoliczności, bo przecież im zdjęcia zrobić nie można.

Szybka wymiana zdań, postałem jeszcze chwilę, pooglądałem i poszedłem, kurs - kolejna wystawa. Gdzie ta galeria? Ludzie powinni mieć wbudowane systemy GPS. Znów spóźniony po nieplanowanym spacerze, ale dotarłem, jestem. Wchodzę, wnętrze zapełnione ludźmi, znów skończyło się wino, zanim poddałem je osobistej degustacji. Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to przepiękny sufit galerii Entropia. No ale jestem tu dla wystawy, choć traktuję to jako nienajgorszy bonus. Do rzeczy. Na ścianach wiszą martwe zwierzęta zamrożone na czarno-białych fotografiach. Opis traktuje, że to zdjęcia Wiesława Rakowskiego, który dokumentował zwierzęta będące eksponatami w muzeum, w którym pracował od 1924 roku. Znawcą sztuki nie jestem i obawiam się, że po tym wciąż nim nie będę, moje wrażenie to w tym wypadku brak wrażenia. Jak dla mnie to było zbyt głębokie i zamiast nachwilę zanurzyć się w sztuce, musiałbym w nią wpaść. Nie , nie tego szukałem, ale przynajmniej doceniłem sufit.

Reklama

Następny punkt na mapie, to wystawa dwóch pozostałych debiutantów, Łukasza Filaka i Wawrzyńca Kolbusza. Wchodzę do kamienicy, wkręcam schodami na piętro pierwsze, otwieram drzwi i wchodzę jak na domówkę znajomej znajomego. Mieszkanie Gepperta, to galeria, która od razu porywa klimatem. Wystawianie w takiej przestrzeni jest tak dobre, że mogłoby być karalne. Dwóch wystawców, dwa pomieszczenia. Przypatruję się pierwszej wystawie i widzę wojnę, autor jednak kategorycznie temu zaprzecza. Iluzja, fortel - jest dobrze.

II Runda

Skąd pomysł na taki projekt?
Wawrzyniec Kolbusz - Pierwszym źródłem projektu był film „Mongołowie" Parviza Kimiaviego. To dość niszowy film, nawet w Iranie, ale poruszający istotne sprawy. Chciałem pokazać powracający temat najazdu w historii Iranu oraz produkowania w tym kontekście sztucznych obrazów wojny w sztuce, muzealnictwie i propagandzie Iranu na przestrzeni wieków. Ostatecznie jednak skoncentrowałem się na ostatnim okresie. A drugim istotnym źródłem jest teoria symulakr. Żyjemy otoczeni tym zjawiskiem, które dotyka najbardziej sfer komercji i polityki. Chciałem się tym zająć ale w kontekście wojny i konfliktu. Okazuje się, że tu także najważniejszą rolę odgrywa polityka, a sztucznie generowane obrazy są podstawowym narzędziem komunikacji. Głównie propagandy, zarówno Irańskiej jak i Zachodniej.

Jakiego chciałbyś dalszego losu dla tych zdjęć?
Najbardziej chciałbym go pokazać, w Iranie, w Teheranie i nad tym pracuję. Bardzo chciałbym skonfrontować te fotografie z tamtą publicznością..

Reklama

Ten projekt jest dość skomplikowany, złożony. Nie czujesz, że na starcie postawiłeś sobie zbyt wysoko poprzeczkę? 
Wawrzyniec Kolbusz - Dziękuję, ale nie wiem, nie mi oceniać. Lubię takie wielowątkowe podejście.  Zobaczymy jak wyjdzie kolejny projekt…

 Pracujesz już nad kolejnymi projektami?
Mam teraz trzy pomysły, nad którymi pracuję. Dla mnie praca znaczy tak naprawdę zastanawianie się nad nimi. Często zrealizowanie jest krótsze niż ten proces przetwarzania w głowie. Dlatego uważam, że pracuje, chociaż nic nie robię (śmiech).

Drugie pomieszczenie Mieszkania Gepperta. Gdzie są zdjęcia? Chwila zastanowienia, konsternacji, widzę pustą ramę, świecący krążek na ścianie i uchylone drzwi, zza których wyłania się światło. Myślę sobie „dobra, to tam, tutaj nie mogę się zgubić". Za„drzwiami" jest jednak jedynie zwykła biała ściana i oświetlająca ją lampa. Z boku srebrna kotara, wchodzę za nią i widzę odbicie świetlnego krążka. Zrozumiałem, to pomieszczenie to „camera obscura".

III Runda

Skąd pomysł na pracę, która tak bardzo odbiega od klasycznego postrzegania fotografii? 
Łukasz Filak - Zacząłem się kiedyś zastanawiać, czy można wykonać fotografię bez wykorzystania aparatu i z tego zastanowienia jest ten pomysł. Operowanie światłem jest dla mnie bardziej istotne niż sama naświetlona już  fotografia a naciśnięcie spustu migawki jest naprawdę ostatecznością. Dlatego zbudowanie przestrzeni świetlnej lepiej wpływa na odczucie fotografii. Po prostu możesz w nią wejść, zamiast zwyczajnie się przyglądać. Jeśli ktoś będzie odczuwał brak namacalnego obrazu, takie zdjęcie może przecież wykonać na miejscu. Z kolei taki zabieg jak oprawienie światła w ramę jest najczystszą formą prezentacji tego medium. Nie chciałem za jego pomocą tworzyć treści tylko dokonać analizy wizualnej.

Reklama

Masz już plan na kolejne projekty?
Łukasz Filak - Teraz chciałbym się skupić na cieniu a potem na czasie. Skoro opowiadałem o świetle to teraz czas na cienie. Mówiąc krótko: chcę poszerzyć temat. Aktualnie on zaprząta mi głowę i myślę, że w jakiejś bliskiej czasoprzestrzeni się zobaczymy (śmiech).

Po ekspress wywiadzie czas na następną rzecz: sekcja publikacji, gdzie można było zobaczyć holenderskie albumy pełne pięknych obrazów oraz Fotograficzną Publikację roku 2014. Wszystko miało miejsce przy bardzo specyficznych, folkowych dźwiękach w niedawno odremontowanej przestrzeni galerii Studio BWA. Mieści się ona w kamienicy, gdzie udekorowane muralami podwórze stanowiło kolejną przestrzeń festiwalową: tu można było zobaczyć pokaz slajdów z muzyką na żywo i przeżyć (bądź nie!)afterparty.

Nie wiem, do której balowali inni, ale ja skończyłem o świcie,gotów na kolejny dzień pełen wydarzeń festiwalowych. Po wejściu do kina Nowe Horyzonty, gdzie odbywały się spotkania autorskie, przemiły gest ze strony organizatorów - stół z lemoniadą. Well done Nowe Horyzonty! Na spotkaniach między innymi:

Łukasz Filak, który opowiadał o tym, jak zrobił drukarkę ze swojej papugi (kosmos kosmos!), montując na dnie jej klatki role papieru, na której zwierzę zapisywało swoją (jakby nie patrzeć) gównianą historię

Gert Jochems prezentował zdjęcia dokumentujące życie seksualne regionu, w którym mieszka. Pomyślałem wtedy , że muszę zobaczyć wystawę główną i udałem się do Muzeum Współczesnego. Prace Gerta przedstawiały reportaż z Rosji. Nie był wprawdzie wyuzdany, jak prace, które prezentował wcześniej, ale zdjęcia naprawdę przypadły mi do gustu. Oprócz tego obejrzałem tam zdjęcia Daisuke Yokota i Ester Vonplon. Na sam koniec części artystycznej nie było rozczarowania, także w dobrym klimacie wyszedłem przeżyć finisz.

Reklama

24 godziny festiwalu już powoli dobiegają końca. Została jeszcze impreza zamykająca w formie domówki. Zazwyczaj trudno jest przystosować sztucznie miejsce tak, by ludzie czuli się jak na chacie u swojego ziomka, ale o dziwo wyszło naturalnie, brawo.Wszyscy debiutanci mówili o tym jak świetnie współpracowało im się z galeriami i kuratorami ich wystaw. Opowieść Wawrzyńca o tym, że na godzinę przed otwarciem do sali z jego pracami wszedł robotnik i stwierdził, że trzeba wyburzyć ścianę, bo sąsiadom rura poszła, była bezbłędna.

Festiwal inny, niż można się spodziewać, niż sam się spodziewałem, ale wszystko działało i było kilka naprawdę mocnych punktów.Wiele przestrzeni, dużo luzu, niebanalne postacie, młode wilki sztuki tak zwanej niezależnej. Konkluzja na koniec? Zwyczajnie o fotografii = niezwyczajnie o fotografii. Zwyczajnie można myśleć o tym co się zje jutro na obiad, sztuka natomiast zawsze, bezwględnie na to, czy dobra, czy absurdalnie nadęta i do niczego, jest „inna", niecodzienna. Rzeczywistość zaklęta w ideę, idea w obraz. Nie ma mowy o normalności.