FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Polak, który skłotował londyńskie kościoły

​Artur skłotował w Londynie porzucone kościoły, były posterunek policji, pub, korporacyjne biurowce – obiekty z historią, która trwała do wyburzenia albo wykupienia przez deweloperów

Artur skłotował w Londynie porzucone kościoły, były posterunek policji, pub, korporacyjne biurowce – obiekty z historią, która trwała do wyburzenia albo wykupienia przez deweloperów. Mieszkałam na jednym z nich, w kościele gospel przy Oakley Place. Duży zamknięty kościół dla Czarnych, z witrażami z postaciami religijnymi o ciemnych skórach, z salą prób dla muzyków w piwnicy, kuchnią, łazienką, mrocznym oświetleniem planu centralnego z wielobarwnych lampek choinkowych, przekrojem ludzi z różnych kultur, głównie młodych, z mieszanych środowisk, od działaczy społecznych i artystów po ćpunów. Odezwałam się do niego podczas ostatniej podróży przez Londyn.

Reklama

Kto pomógł ci założyć pierwszy skłot?
Artur: Przyjechałem do UK po maturze w 2002 roku na wizie turystycznej, pracować na czarno. Wróciłem wtedy do Polski z niemiłymi wspomnieniami, ponieważ doznałem ostrych nadużyć od pracodawców. Wróciłem po przystąpieniu Polski do UE i po paru miesiącach pracy dorywczej dostałem etat w klubie z kręgielnią. Tam poznałem Viniego, studenta biznesu. Namówił mnie, żebym został w Londynie i znalazł mi pierwszy budynek do skłotowania. Pracę straciłem nagle i bez odprawy – to było nielegalne, ale mój angielski był wtedy za słaby, żeby walczyć o swoje prawa czy złożyć zażalenie. Vini zaproponował miejscówkę. Do jego domu przylegał budynek, który był pusty od paru lat. Powiedział, że muszę się tam dostać i będę mógł tam mieszkać, dopóki czegoś innego nie znajdę i nie ogarnę nowej pracy.

Są różne sposoby sprawdzania, czy budynek jest pusty, np. wsadza się małą, niewidoczną z bliska karteczkę pomiędzy drzwi i futrynę. Jeśli kartka jest tam tydzień później, to dobry znak

Zacząłem uczyć się prawa skłotowego, temat mnie wciągnął. Na początku trwa to zwykle do tygodnia, żeby upewnić się, że nikt nie mieszka w budynku, który chce się tymczasowo przejąć. Wtedy mieliśmy już to rozpracowane dzięki Viniemu. Są różne sposoby sprawdzania, czy budynek jest pusty, np. wsadza się małą, niewidoczną z bliska karteczkę pomiędzy drzwi i futrynę. Jeśli kartka jest tam tydzień później, to dobry znak. Inny sposób to sprawdzenie śmieci. Najlepiej, jeśli ich nie ma, a jeśli są pozostawione, można po nich ocenić, kiedy ostatnio tam ktoś mieszkał. Długofalowy plan musi przewidywać różne opcje działania, ponieważ nie wiadomo do końca, jak może się zachować agresywny policjant czy właściciel, który sam do końca nie zna prawa. Zawsze trzeba być przygotowanym na różne warianty wydarzeń.

Reklama

Jak działał pierwszy skłot?
Mieliśmy dużo szczęścia. Udało nam się tam żyć przez siedem miesięcy. Ten czas mogłem poświęcić na poprawę mojego angielskiego i dostanie się na uniwersytet. Po dwóch latach właściciel tego miejsca wrócił z Azji i wyraził chęć nawiązania współpracy. Dom nie był wtedy w idealnym stanie do wynajęcia, a on nie miał zbyt dużo pieniędzy na inwestycje. To był bardzo miły starszy pan, który spędził lata życia pracując jako prawnik broniący praw człowieka. Był dla nas ciekawą postacią. Wynajęliśmy od niego dom za nieduży czynsz i pracowaliśmy nad poprawieniem warunków. W sumie wydaje mi się, że wszyscy na tym skorzystaliśmy. Mieszkaliśmy tam przez trzy lata, dopóki nie dostałem się na lepsze studia.


Opowieści mniej zwyczajne. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Jacy ludzie z tobą skłotowali? Tylko znajomi czy braliście też ludzi z zewnątrz?
Na pierwszym squacie mieszkali ze mną tylko znajomi Polacy, którzy ledwo wiązali koniec z końcem. Bardzo szybko zrozumiałem, że tu chodzi nie tylko o przetrwanie znajomych, ale też wszystkich obcych ludzi, którzy są w stanie żyć w społeczności i ją kreować. Kiedy w czasie studiów moja sytuacja finansowa się skomplikowała, wróciłem do skłotowania.

Staraliśmy się otwierać na ludzi w potrzebie. Np. młody muzułmanin z Gambii był bezdomny, siedział kiedyś przed naszym kościołem i prosił o schronienie. Gdy było wystarczająco dużo miejsca, to staraliśmy się przyjmować ludzi, bez znaczenia skąd się wzięli przed naszymi drzwiami. Czasami byli to ludzie z problemami z alkoholem, czasami z narkotykami, ale staraliśmy się ich nie odrzucać, do momentu do kiedy nie stanowili większego zagrożenia. Nie wszystkim członkom załogi zawsze się to podobało i często musieliśmy głosować. Zdarzali się ludzie, którzy nie nadawali się w tym momencie ich życia do mieszkania w takiej społeczności i wtedy byli proszeni o odejście. W ekstremalnych przypadkach usuwani siłą, kiedy ich wybryki przechodziły granice tolerancji.

Reklama

Skłotowali z tobą ludzie w każdym wieku, w tym osoby po pięćdziesiątce. Czy skłoting jest dla każdego?
Z mojego punktu widzenia w grupie potrzebne są różne osoby i charaktery. Najlepiej jak mają pewną samoświadomość, potrafią myśleć progresywnie i tolerancyjnie. Równocześnie, ważne jest przestrzeganie pewnych żelaznych zasad, dbanie o swoich kumpli i kumpele z załogi.

Czym się zajmowali na co dzień ci skłotersi, jakie było ich podejście do życia?
Każdy squat jest inny, jeśli chodzi o liczbę ludzi zaangażowanych w działania anty-kapitalistyczne, antysystemowe, czy antyfaszystowkie. Na początku nie rozumiałem, jak ważne jest mieszkanie z osobami, które mają taką samą świadomość. Nigdy nie mieszkałem w grupie, która składałaby się tylko z radykalnych antysystemowców, ale poznałem parę takich grup. Uważam, że są tak samo potrzebne jak grupy bardziej tolerancyjne, które przyjmują większość ludzi i równocześnie zaczynają ich edukować. Staraliśmy się organizować pokazy filmowe o antyfaszystowskich załogach (szczególnie z Francji i Rosji), o problemach globalistycznych i ekologicznych, o tematyce antykapitalistycznej. Nie każdy zawsze był zainteresowany, ale większość tych, którzy nawet nie byli, z czasem doceniali to, co robiła część ludzi społecznie aktywnych.

Niektórzy lokalsi cieszyli się, że w końcu ktoś coś z tym miejscem robi – inni byli bardzo zdziwieni, że już nie odbywają się tam msze, ponieważ uczęszczali tam lata temu

Reklama

Jaka jest specyfika skłotowania kościołów? Jak traktowali was sąsiedzi?
Nasza ekipa okupowała pewien duży, zaniedbany i nieużywany kościół przez jakieś półtora roku, w okolicznych świątyniach mieszkały jeszcze dwie ekipy. Niektórzy lokalsi cieszyli się, że w końcu ktoś coś z tym miejscem robi – inni byli bardzo zdziwieni, że już nie odbywają się tam msze, ponieważ uczęszczali tam lata temu.

Zajęliśmy nasz kościół parę tygodni przed świętami i postanowiliśmy zaprosić do nas sąsiadów. Przeszliśmy dwie ulice sąsiadujące z nami, żeby zaprosić ludzi na przedświąteczną kolację – nie było dużo zainteresowanych, ale reakcje z reguły były dość entuzjastyczne. Wydaje mi się, że ze strony lokalnej społeczności jest zdecydowanie większe przyzwolenie na skłotowanie w niewykorzystywanym kościele, ponieważ świeccy mieszkańcy Londynu uważają, że tego typu budynki po prostu się marnują i powinny być oddane potrzebującym.

Jaki stosunek ma do tego duchowieństwo?
Nie mieliśmy z nimi kontaktu. Pewnego razu po pierwszej rozprawie z nimi w sądzie o potwierdzenie ich praw do budynku, podeszła do nas jedna z kobiet, która kiedyś była częścią tego kościoła. Zwróciła się do nas po wyjściu z sądu myśląc, że jej duchowni zafundowali nam eksmisję i powiedziała, że Bóg nam pomoże! To raczej nie był Bóg, ale udało nam się nie dostać eksmisji na tamtej rozprawie.

Jak skłotowanie się kończy? Opowiadałeś mi o tym, jak grupy antyterrorystyczne wbijają na skłot przez okna.
Skłotowanie zawsze kończy się inaczej. Mieliśmy akcje, gdy byliśmy wyrzuceni na bruk w czasie 15 minut od wejścia do budynku, czasami był to dzień, innym razem 2 tygodnie, pół roku, a czasami dwa lata. Jeśli udaje się utrzymać budynek przez ponad pół roku, to bardzo ciężko jest otrzymać eksmisję bez uprzedzenia. Czasami mieliśmy nieudolne eksmisje, które trwały godzinami.

Jedna z najbardziej hardkorowych, jakie mieliśmy, zdarzyła się po około pół roku, gdzie zajmowaliśmy biurowiec pewnej dużej komputerowej korporacji. Około 8 rano zaczęło do naszych drzwi walić kilkanaście osób ubranych na czarno – jakby w mundurach, ale bez oznaczeń. Gdy tylko oznajmiliśmy im, że nie mają prawa nas wyrzucić bez uprzedzenia, usłyszeliśmy krzyki na ostatnim pietrze budynku, gdzie grupa takich samych komorników Sądu Najwyższego wskoczyła do budynku przez otwarte okna z dachu budynku na linach. Natychmiast założyli kajdanki na drzwi na ostatnim piętrze, co uniemożliwiło wielu ludziom spakowanie swoich rzeczy.

Niestety najbardziej brutalna eksmisja, jaką widziałem, odbyła się w Poznaniu

Z kolei jedna z najszybszych eksmisji, jakich byłem świadkiem, to wykop z byłego posterunku policji w południowym Londynie. Udało nam się utrzymać ten budynek cztery dni. Chociaż wielu z nas domyślało się, że skończy się to ostrą eksmisją, najsprawniejsi członkowie grupy postanowili przejąć ten budynek po miesiącu tułania się od miejsca do miejsca.

Policja w Wlk. Brytanii jest brutalniejsza niż ta w Polsce?
Niestety najbardziej brutalna eksmisja, jaką widziałem, odbyła się w Poznaniu, gdzie bardzo silna grupa policji wyglądającej na antyterrorystów wykopała brutalnie młodych ludzi próbujących zająć pustostan i zorganizować w nim inicjatywę społeczną.