Parada Wolności, LSD i imprezy w pustostanach, czyli polska scena techno w latach 90.

FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Parada Wolności, LSD i imprezy w pustostanach, czyli polska scena techno w latach 90.

Weteranka łódzkiej elektroniki opowiada z pierwszej ręki, jak muzyka techno od niszowej zajawki przeszła do masowej popularności

Poniższy fragment pochodzi z artykułu Noisey Polska. Zdjęcia: Robert Laska

Bombchen to jedna z niewielu kobiet stojących za deckami, które mają tak długi staż pracy i zasłużony autorytet. Rozpowszechnia techno i elektro w Polsce od blisko 15 lat. W czasach gdy oba gatunki nie były jeszcze tak popularne i dobrze rozumiane, udało jej się zafascynować nowymi brzmieniami masę ludzi. Grała u boku legend, m.in. Terence'a Fixmera, Legowelta, Horrorista, Xenii Beliayevy, Roberta Babicza, Capitana Commodore czy Jacka Sienkiewicza.

Reklama

Mieszkałyśmy razem na jednym z łódzkich skłotów i to jej zawdzięczam wtajemniczenie w niszową elektronikę, to ona stymulowała mnie do tworzenia własnej muzy, to ona inspirowała łódzkich muzyków sceny elektronicznej i postpunkowej. Poprosiłam ją, żeby opowiedziała mi o początkach techno w Polsce.

Noisey: Czy techno to tylko muzyka, czy stoi za nim jakiś konkretny lifestyle?
Bombchen: Techno to jeden z gatunków, nazwijmy to, elektronicznej muzyki tanecznej. Bywa często używany jako termin określający cały obszar klubowej elektroniki, lub co gorsza muzyki dance, np. Scooter albo Blumchen. Teoria sugeruje, że techno jako zjawisko kulturowe, to opozycja do kultury związanej z muzyką rockową.  Charakterystycznymi cechami tej kultury są hedonizm i życie w imprezowym trybie, zainteresowanie wytworami przemysłu i techniki: sztucznymi brzmieniami w muzyce, jaskrawymi ubraniami z tkanin syntetycznych, sztucznych tworzyw, plastiku, folii, lateksu; również industrialny charakter strojów i otoczenia, w którym się przebywa. Kulturę tę charakteryzuje też tolerancja na odmienność rasową, wiek, światopogląd, pochodzenie i wreszcie tożsamość seksualną.

Jak wyglądały pierwsze imprezy techno w Polsce? 
Pierwsze wydarzenia elektroniczne odbywały się chyba z 25 lat temu w obiektach prywatnych, pustostanach, bunkrach i innych dziwnych miejscach. Toczyły się w zamkniętych surowych pomieszczeniach, ze stroboskopem jako jedynym źródłem światła i dźwiękiem generowanym z maszynek albo puszczanym z kaset. Z czasem, powoli, pojawiały się płyty. Imprezy, które szczególnie pamiętam, miały miejsce w nieistniejącym już Muzeum Artystów przy ul. Tylnej i w zlikwidowanym już podziemnym schronie w Parku Poniatowskiego. W Berlinie czy Londynie tego typu wydarzenia funkcjonowały już w wtedy klubach, u nas miały charakter zdarzeń efemerycznych.

Reklama

Do 31 marca trwa proces aplikowania do BURN Residency 2017. Inicjatywa ta jest życiową szansą dla każdego producenta i didżeja, który marzy o wyjściu ze swojego pokoju do szerszej publiki. Najlepsi poznają mekkę muzyki elektronicznej – Ibizę, gdzie spędzą 5 tygodni w jednym z tamtejszych klubów. Główny zwycięzca zgarnie dodatkowo 100 tysięcy euro.

W Polsce mamy też nagrodę specjalną dla, co najmniej, jednego uczestnika lokalnych finałów, czyli tak zwanego Mix Offa. Spośród piątki DJ-ów rywalizujących na tej imprezie, organizatorzy festiwalu Audioriver wytypują jednego lub więcej artystów, którzy wystąpią w Płocku w ostatni weekend lipca. Zagrają oni na BURN Stage, mieszczącej się na rynku Starego Miasta. Wszystko o akcji BURN Residency przeczytacie na www.burn.com


Jaki był charakter pierwszych klubów i oficjalnych wydarzeń u nas?
Pojawił się klub New Alkatraz i Parada Wolności. W New Alkatraz imprezy można już było scharakteryzować jako rave albo old school. Przychodziło tam mnóstwo ludzi, pojawiały się czasami te nieszczęsne gwizdki i rękawiczki. Nie pamiętam, dlaczego zamknęli ten klub - chyba były naciski ze strony urzędników, a chłopakom już nie chciało się za bardzo tego prowadzić. Na terenie squatu przy ul. Węglowej koło Dworca Fabrycznego, Klub Węglowa. Pierwszym oficjalnym klubem, w którym usłyszałam elektroniczną muzykę taneczną był Bagdad Cafe - zdaje się, że to był acid. Potem Monika Pacha otworzyła klub La Strada na Żeromskiego. Tam od czasu do czasu pojawiał się np. Rebus, którego muzyka wywarła na mnie chyba największy wpływ.

O Paradach Wolności było głośno w całej Polsce. Jak wspominasz ten cykl imprez?
Parada Wolności z roku na rok stawała się potężnym ogólnopolskim eventem. O ile w Berlinie, Parada Miłości była też manifestacją polityczną, to w Łodzi jej charakter był bardziej kulturowy. Ale mniejszości seksualne też w widoczny sposób zaangażowały się i wpływały na te zdarzenia: jako DJ-e, designerzy i organizatorzy, no i oczywiście jako uczestnicy imprezy. Pierwsze parady były najlepsze, a później wraz z rozwojem zaczęły się komercjalizować. Pod koniec zaczęło to mieć posmak gigantycznego festynu miejskiego, wśród nich była masa przypadkowych osób. Ale miało to korzystny wpływ na propagowanie muzyki wśród nuworyszy. Tak czy siak od momentu, kiedy Kropiwnicki [Jerzy, prezydent Łodzi w latach 2002-2010] nie zgodził się na paradę, popularność tej kultury wśród ludzi zaczęła stopniowo maleć. To samo tyczy się znaczenia Łodzi na mapie kraju.

To jeszcze nie koniec. Resztę historii przeczytasz na Noisey Polska