– Moes to koci skurwiel, OK? – ostrzega mnie Rosa z Fonteyn Pub.
„Dobrze – myślę sobie – to jest dokładnie to, czego szukam”.
Videos by VICE
Nie tak dawno temu otwarto pierwszą holenderską kocia kawiarnię, gdzie ludzie mogą przyjść i spędzić czas, tuląc się do kocich futerek. Super, ale bez wątpienia nie można tego porównywać z prawdziwymi kotami z pubów Amsterdamu – grubymi i wiecznie naburmuszonymi kocurami leżącymi na barze przez całe dnie. Jeśli choć raz byłeś w tym mieście, na pewno je znasz. Są nieodłącznym elementem lokalnej pubowej kultury.
Pod koniec 2014 r. Smokey, koci 20-latek znany w całej stolicy Holandii, został zmuszony do opuszczenia swojego Café Loosje. Powód? Holenderski naczelnik ds. żywności i sprzedaży (NVWA) zaczął rozprawiać się z mruczkami mieszkającymi w barach i kawiarniach z kuchnią. Czy to oznacza koniec amsterdamskich kotów barowych?
Miejmy nadzieję, że nie. Jednak to najwyższy czas postawić kilka zarzutów pod adresem prawdziwych kocurów Amsterdamu.
Gdy zapytałem Rosę, czy Moes to prawdziwy pubowy kot, ta dostała niekontrolowanego ataku śmiechu:
– Absolutnie tak! Moes to zadziorny uparciuch.
A nie wygląda. Jak każdy gruby i rozpieszczony kot, śpi na sofie, podczas gdy na patio panuje zgiełk.
– Przez większość czasu Moes leniuchuje – przyznaje Rosa. – Ale potrafi też być złośliwy. Raz skoczył na psa, musiałam interweniować, a na mojej ręce pozostały krwawe ślady.
Nie ma powodu, żeby się z nim rozstawać?
– Nie, absolutnie nie! On należy do tego miejsca. To właśnie osobliwy charakter Moesa sprawia, że jest tak kochany. Jest zupełnie samowystarczalny. Prawie w ogóle go nie karmimy, a on nigdy nie dopomina się o jedzenie. Tutaj nie brakuje myszy i sądzę, że zna kilka adresów w sąsiedztwie, które dostarczają mu mysich specjałów.
Wyobraź sobie, że otwierasz najlepszy gejowski klub w Holandii i nazywasz go Prik. Jakie imię dostanie twoja kotka? Prikkiedik, oczywiście [z hol. prik – kutas, dik – gruby].
Zostałem jej fanem. Prikkiedik ma dziewięć lat, tak samo jak Café Prik.
– Żartujemy, że Prikkiedik to zrzędliwa lesbijka – mówi barman Jelger. – Nie zawsze jest przyjacielska. Klienci czasem ją głaszczą, ale gdy nie ma na to ochoty, wyraźnie o tym informuje.
Uprawiamy kocią jogę z ludźmi, którzy znają się na kotach:
Co więcej, Prikkiedik stała się prawdziwą diwą. Pije wodę z lodem tylko z kieliszka do martini.
Ta aryskotratka sprawia jednak czasem problemy.
– Raz zarzygała jednej dziewczynie włosy. Gdy to się stało, nie mogłem opanować śmiechu. Innym razem odwiedził nas klient z małym psem. Prikkiedik najeżyła ogon i zaatakowała. W geście obrony facet podniósł psa nad głowę, ale ona wspięła się po nim. Prawdziwe piekło rozpętało się, gdy przyniosła do kawiarni żywego gołębia – pióra fruwały wszędzie.
Czy mógłby się z nią kiedyś rozstać? Nie ma mowy – z całą miłością tego świata Jelger dolewa wody do kieliszka do martini.
W kawiarni Hegeraad czas się zatrzymał. Tutaj ludzie mówią prawdziwym, amsterdamskim dialektem. Z tyłu pubu pod stołem leży Fiep – otyły czarny kot, który potwierdza wszystkie kocie stereotypy.
– To dość trudny charakter – mówi mi barmanka Gonny.
Z Fiepem nie wiąże się wiele historii. Czasem myślę, że chciałbym, aby cały świat był tak prostolinijny jak on. Fiep śpi. Fiep jest gruby. Fiep jest czarny. To właśnie jest Fiep. Patrzy na mnie głupio, gdy Gonny go podnosi.
Zapytałem, czy Fiep kiedykolwiek zrobił coś zabawnego.
– Kiedyś przyniósł klientowi mysz. Facetowi niespecjalnie się to spodobało – odparła.
Odwiedziłem też Maupie z kawiarni Blaauwhooft.
– Wzięliśmy go ze schroniska, gdy miał dwa lata. A przynajmniej tak nam tam powiedziano – mówi Katya. – Żyje tu już od sześciu lat, więc ma osiem. Zaraz, on ma osiem lat?! A wciąż jest tak młody, młodzieńczy!
Młody, młodzieńczy Maupie wygląda jak Fiep – grube i czarne kocisko. Maupie również śpi, ale to trochę bardziej skomplikowane.
– Potrafi pokonać te wszystkie koty bez podnoszenia łapy – przyznaje dumnie Katya. – Czasem się z nim bawię, a on nagle pokazuje pazury. Wiem, że je pokaże. Wiem nawet, kiedy je pokaże. Jednak wciąż nie rozumiem, dlaczego to robi. Maupie to typowy barowy kot. Jest bardzo stoicki – ale cóż innego ci pozostaje, gdy głaszczą cię całymi dniami. No i mógłby non stop jeść.
Katya jest świadoma obostrzeń NVWA:
– To, co zrobili ze Smokeyem, jest niedorzeczne. Rozumiem, że zwierzęta powinny trzymać się z dala od kuchni, ale walka z gryzoniami jest bardzo problematyczna. Gdy masz zwierzaka, który jest generalnie czysty, już nigdy nie będziesz miał problemu z myszami. Bez kota musisz improwizować z pułapkami i pudełkami z trucizną. Czy to bardziej higieniczne? Potem znajdujesz w kuchni martwe myszy, a to już w ogóle nie jest fajne.
Przytulaśne mruczki niech lepiej zostaną w domach. Te w pubach mają być naburmuszone, aroganckie i złośliwe. NVWA powinno zająć się innymi sprawami, bo gdy barowego kota nie ma, myszy harcują.