Jak tworzyć sztukę, kiedy wszystko już było?

FYI.

This story is over 5 years old.

Sponsorowane

Jak tworzyć sztukę, kiedy wszystko już było?

Młodzi polscy artyści opowiedzieli nam, dlaczego warto remiksować

Artykuł powstał we współpracy z marką Zalando

Zdjęcia: Grzegorz Broniatowski

Chyba każdy, kto kiedykolwiek chciał stworzyć coś własnego – piosenkę, zdjęcie, obraz, opowiadanie – obawiał się chociaż przez chwilę, czy nie kopiuje czegoś, co już było. Brak jakiejkolwiek oryginalności czy bycie w ogonie obowiązujących trendów narażają w najlepszym wypadku na szybkie zapomnienie, w najgorszym na śmieszności. Ale jest inna droga – celowe nawiązanie do czegoś, co już istnienie i otwarte przyznanie się, że tylko się przerabia.

Reklama

Poprosiliśmy kilkoro młodych polskich artystów, którzy w swoim pracach świadomie mieszają istniejące dzieła i obiekty, żeby opowiedzieli nam o wartości remiksu w nowoczesnej kulturze.

MUZYKA: „Dzięki remiksom możemy trochę manipulować emocjami"

UnitrΔ_Δudio: Podobno żyjemy w kulturze remiksu. Wszystko jest inspirowane czymś, co było wcześniej. Nie tylko muzyka, ale również malarstwo, literatura, film i wiele innych dziedzin. Uważam, że takie rzeczy są potrzebne. Dzięki temu młodsze pokolenia mogą zainteresować się tematem i dokopać się do oryginalnych dzieł. Poza tym, starsze utwory wzbogacone o brzmienia wykrzesane z nowoczesnych technologii często brzmią po prostu lepiej. Dzięki remiksom możemy też trochę manipulować emocjami. Utwór, który oryginalnie był wesoły, w nowej aranżacji może okazać się najsmutniejszą piosenką na świecie. Spokojna ballada staje się klubowym hitem i odwrotnie.

Swego czasu myślałem, że powinny być jakieś granice, jeśli chodzi o remiksy. Że są artyści, których nie powinno się przerabiać. Głównie tacy, którzy już nie żyją; tak jakby ich dorobek był czymś świętym, a bawienie się ich dokonaniami było profanacją. Ja na początku też bałem się remiksować np. utwory Grzegorza Ciechowskiego. Później stwierdziłem, że to najlepszy sposób, żeby dać wyraz temu, jak wiele znaczy dla mnie jego twórczość.

Stworzenie remiksu jest zdecydowanie łatwiejszym zadaniem niż skomponowanie własnego nagrania. Bazujemy na czymś, co już istnieje – łatwiej jest wymyślić np. nowy układ akordów do istniejącego już wokalu, czy pociąć stary kawałek i ułożyć go na nowo.

Reklama

MODA: „Tak właśnie rodzi się nowe. Z chaosu"

Marcela Stańczyk: W miksowaniu rzeczy jest ogromna siła – w ten sposób rodzi się nowa moda. W mojej pracy dużo zależy od kontekstu, stylizacje często muszą pomóc zbudować jakąś konkretną historię, nie zawsze są tylko podsumowaniem aktualnych trendów.

Koncepcja rodzi się w mojej głowie impulsywnie – można powiedzieć, że pracuję na „żywym organizmie", a inspiracja przychodzi równocześnie z bodźcem wzrokowym. Może to być ciuch, ale może to być intrygująca twarz czy to, co dzieje się wokół.

Moją ikoną miksowanej mody jest zdecydowanie Chloe Sevigny, ale uwielbiam też Vivienne Westwood i Malcolma McLarena, którzy dali początek brytyjskiej modzie punk. Wydaje mi się, że Brytyjczycy od zawsze są świetni w miksowaniu. Patrząc na dzieciaki dziś – nastolatki mają ogromną potrzebę wyróżniania się, buntu… Nieustannie poszukują i prowokują. I tak właśnie rodzi się nowe. Z chaosu.

SZTUKA: „Im bardziej przenosimy się do internetu, tym większa nostalgia i obsesja na punkcie analogowego świata przeszłości"

Emma Dajska: W sztuce taktyka zapożyczenia i powtórzenia to już w zasadzie stary temat i pewna oczywistość. Z jednej strony jest stare jak świat hasło, że wszystko już było, a z drugiej strony przeczucie, że różne niszowe zjawiska z przeszłości pozostało jeszcze nieodkryte – wielu twórców staje do takiego wyścigu poszukiwaczy skarbów. Ale jeśli spojrzeć szerzej, na współczesną kulturę w ogóle – z muzyką, modą, projektowaniem, serialami czy ilustracją, którą sama się zajmuję – to faktycznie ma się wrażenie, że im bardziej przenosimy się do internetu, tym większa nostalgia i obsesja na punkcie analogowego świata przeszłości. Tak już chyba jest, że w nieprzewidywalnych czasach, kiedy trudno wyobrazić sobie nawet najbliższą przyszłość, ludzie odruchowo zwracają się ku znanej, oswojonej przeszłości – czasem po to, żeby uciec, ale też po to, żeby zobaczyć „co poszło nie tak" i poddać to krytyce.

Wykorzystanie rozpoznawalnych obrazów i reprodukcji słynnych dzieł sztuki zawsze było (i nadal jest) mocnym nurtem wśród twórców używających techniki kolażu. Taka forma komentarza, żartu, czy polemiki jest bardzo atrakcyjna i ma swoich mistrzów, z którymi nie próbowałabym nawet stawać w szranki. Mnie jednak chodzi o coś trochę innego: świadomie nie korzystam z tej taktyki, nie używam zdjęć-ikon i generalnie staram się unikać „ładnych" i „dobrych" materiałów graficznych. Pracuję głównie analogowo, korzystam z amatorskich zdjęć i książek ze śmietnika. Staram się szukać czegoś fajnego w samej materii papieru (kiepski tani papier fajnie się starzeje) i niedoskonałościach pospiesznego offsetowego druku. Jeśli już podejmuję jakąś grę z treścią, to raczej jest to gra z samymi schematami obrazowania, wynikającymi z niedoskonałości technicznych albo zdezaktualizowanych wzorców kulturowych. Jak kiedyś się sztywno ustawiało modelki, i jak nieapetycznie fotografowało się jedzenie – aż się prosi, żeby za pomocą kolażu wywinąć to na lewą stronę.

To jest trochę jak zakładanie najnowszych, futurystycznych najków do vintage'owych garsonek Chanel – bardzo spektakularne, ale dzisiaj już trochę zbyt oczywiste, i w sumie i tak mnie na to nie stać (śmiech). W moim stylu byłoby raczej takie dobranie no-name'ów z lumpeksu, żeby wyglądać na lepiej ubraną i lepiej zorientowaną w modzie, niż jestem w rzeczywistości.

Więcej o najnowszej kampanii Zalando Remix Fashion przeczytasz w artykule i-D