FYI.

This story is over 5 years old.

VICE Czyta

​Dlaczego księża rezygnują z kapłaństwa?

Wspólnota „Prezbiter" pomaga byłym i wątpiącym duchownym, siostrom zakonnym, a także kobietom, które pozostają w związku z duchownymi. „Już znalezienie dachu nad głową stanowi dla człowieka opuszczającego plebanię lub klasztor duże wyzwanie"
Zdjęcia: Dominika Witaszczyk

Miałem szkolnego przyjaciela, ukochane dziecko Boże, któremu niegdyś – jako cyniczny bojownik na rzecz wolnej od religii społeczności – nieustannie uprzykrzałem życie docinkami. Przyjaciel postanowił powiązać swoje życie ze służbą Chrystusowi i wstąpił do seminarium. Niemałym zaskoczeniem było dla mnie, kiedy jakiś czas dowiedziałem się, że nie zamierza dokończyć swojej teologicznej edukacji. Większą sensację wzbudziła we mnie wiadomość o jego zbliżającym się ślubie.

Reklama

Temat porzucenia stanu kapłańskiego zaintrygował mnie na tyle, że zacząłem poszukiwać podobnych historii. Nie istnieją publiczne dane, które mówią, ilu polskich księży zrzuciło sutannę. Józef Strżyński – współzałożyciel wspólnoty PREZBITER, która skupia byłych i wątpiących duchownych, siostry zakonne, a także kobiety, które pozostają w związku uczuciowym z duchownymi – powiedział mi: „Nie prowadzimy statystyk ani nie mamy listy członków. Ludzie przychodzą i odchodzą w samodzielne życie. Czasami znów kontaktują się z nami, a pewna liczba zaprzyjaźnionych osób odzywa się systematycznie".

Zdjęcia: Dominik Witaszczyk

Jakie problemy stają przed kapłanem, który zrezygnuje z posługi? Według Strżyńskiego zakłada się, że „służba kapłańska lub życie zakonne wypełniać będą czas aż do śmierci. Sprawę komplikuje dodatkowo obawa przed brakiem społecznej akceptacji dla odchodzącego i strach przed trudnościami cywilnego życia, do którego nie posiada się jakiegokolwiek przygotowania. Już znalezienie dachu nad głową stanowi dla człowieka opuszczającego plebanię lub klasztor duże wyzwanie".

Kwestią czasu był moment, w którym wpadła mi w ręce książka autorstwa ks. Piotra Dzedzeja, Porzucone sutanny. Opowieści byłych księży. Mimo że napisał ją pozostający w Kościele ksiądz, lektura nie piętnowała zachowania duchownych, którzy zdecydowali się na rezygnację. Był to po prostu szereg wywiadów z przeróżnymi pod względem charakteru osobami.

Reklama

Często nie mówi się o tym, że kapłaństwo to męczeństwo. Trzeba to mówić otwarcie. Może za rzadko wspomina się o tym w seminarium. Nie głosi się całej prawdy

Wybrałem się zatem w odwiedziny do księdza Piotra, by poznać powód, dla którego zdecydował się napisać książkę przytaczającą historie byłych, mimo że sam nadal pozostaje czynnym duchownym. Ksiądz odebrał mnie z dworca w podszczecińskim Goleniowie, gdzie jako wikary zamieszkuje na plebanii parafii pw. św. Jerzego. Z początku wyglądał na zakłopotanego, ale z biegiem czasu na jego twarzy coraz bardziej malowała się pewność siebie.

VICE: Co skłoniło księdza do napisania tej książki?
Ks. Piotr Dzedzej: Bezpośrednio – odejście mojego kolegi ze stanu duchownego. Jak się jest w stanie duchownym, to stanowimy jakąś rodzinę. Przez sześć lat formacji tworzy się wspólnota, tworzymy rodzinę rocznikową, w tym samym czasie przyjmujemy święcenia. Jego odejście było dla mnie szokiem, bo raz, że na studiach się znaliśmy, a dwa, nikt nie spodziewał się po tej osobie takiego zachowania.

Wielu bohaterów książki narzeka na proces formacji. Cytując jednego z nich: „Śmiać mi się chce na samo wspomnienie udawania mojego wielkiego modlitewnego skupienia. Czujne oko przełożonych wszystko widzi". Jak wyglądały lata seminarium w przypadku księdza?
Jeżeli chodzi o moje doświadczenia formacji, to nie widzę większych elementów, które by zniekształcały bycie księdzem. Może poza jednym. Właśnie ta atmosfera „żeby nie podpaść". Takie myślenie, że ktoś może cię złapać na czymś, chociaż niczego się nie robiło.

Reklama

Jak młody ksiądz, który wychodzi po sześciu latach seminarium ma zrozumieć codzienną rzeczywistość, której nie widzi przez tak długi okres?
No, od razu nie zrozumie. Powiedzmy, że seminarium to przygotowanie, tak jak przygotowanie do zawodu lekarza, nauczyciela. Ono też nie powoduje, że ktoś wychodzi i od razu ogarnia wszystkie problemy czy zadania, które stoją przed nim.

Czy zastanawiał się ksiądz kiedykolwiek nad koniecznością przeprowadzenia pewnych reform w procesie formacyjnym? Młody człowiek, który żyje przez tyle czasu w zamkniętym światku, nagle ląduje w świecie diametralnie różnym od tego, w którym obracał się do tej pory.
To nie jest jakieś panaceum, żeby wychodzić, żeby być otwartym.

Część księży opowiada o homoseksualnych kontaktach mających miejsce w trakcie nauki w seminariach. Pozostali, heteroseksualni klerycy, z dnia na dzień wychodzą na świat pełen pokus. Czasem kończy się to ciążą – w większości przypadków to one były powodem rezygnacji?
Nie, to są indywidualne sprawy. Nie można tak tego generalizować. To powoduje taką zasadę, że spuścili psa z łańcucha i zaczął szaleć. Nie ma doskonałej formy przygotowania, ale jeżeli weźmiemy za i przeciw, no to jednak za obecną przemawia więcej argumentów. Swoją drogą, często nie mówi się o tym, że kapłaństwo to męczeństwo. Trzeba to mówić otwarcie. Może za rzadko wspomina się o tym w seminarium. To jest spowodowane tym, że często nie głosi się całej prawdy. Chociażby o tych, którzy rzucają.

Często hierarchowie i samo środowisko księży wykluczają byłego kapłana, jak gdyby nigdy nie istniał. Dlaczego tak się dzieje?
Tak bywa, ale nikt nie ma wytycznych jak ma się zachować. To wszystko zależy od człowieka. Człowiek jest biskupem, człowiek jest księdzem i wszystko zależy od tego, jakim jest. Jeden będzie starał się pomóc, zrozumieć problem, a inny od razu wypisze suspensę [zawieszenie w czynnościach kapłańskich] i „do widzenia, nie mamy o czym gadać".

Księża, którzy decydują się na rezygnację, niejednokrotnie narażają się w swoich miejscowościach na społeczny ostracyzm. Z czego to wynika?
To również indywidualna sprawa. Ci, którzy podchodzą do tego zdroworozsądkowo od strony moralnej, potrafią zrozumieć upadek. A tacy płytcy stawiają księdza wysoko, choć w tym czasie krążą wokół niego i szukają dziury w całym. Chcą sensacji, przyłapać go na czymś złym. I się cieszą.