Jak to było umawiać się z Lou Reedem

Poniższy tekst stanowi fragment biografii „Lou Reed. Zapiski z podziemia” Howarda Sounesa, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Kosmos Kosmos.

We wrześniu 1961 roku studentka pierwszego roku Shelley Albin była podwożona do akademika, kiedy kierowca wskazał palcem na idącego poboczem studenta. „To jest Lou Reed” – powiedział, zwalniając aby zaproponować mu podwózkę. „Jest naprawdę zły”.

Videos by VICE

Shelley zaintrygował młody człowiek, który wsiadł do samochodu. Lou przechodził wtedy fazę folkowo-beatnikową i był ubrany w czarne sztruksowe spodnie, koszulę i kurtkę, z włosami sięgającymi kołnierzyka. „Był milusi” – mówi Shelley. „Miał wygięte do góry usta i dobrą skórę. Był drobnej budowy ciała. Jakieś sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, chudy… słowem gość wagi lekkiej, niezbyt umięśniony… Miał budowę dwunastolatka [oraz] mnóstwo kręconych włosów”. Obserwowała Lou w lusterku wstecznym i zobaczyła, że patrzy na nią. Odwróciła się, aby odwzajemnić spojrzenie. „Kiedy spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, poczułam coś dziwnego: wiem, o co ci chodzi. To wszystko to tylko gra. Był w samochodzie może ze dwie minuty, ale kiedy wysiadł, wiedziałam, że się odezwie. I rzeczywiście, nie upłynęła nawet godzina”.

Był to początek pierwszego znaczącego związku Lou, który stał się inspiracją dla kilku ważnych piosenek, włączając w to Pale Blue Eyes, gdzie Lou cytował ochrzaniającą go Shelley. „[Powiedziałam mu], „«W dół dla Ciebie to do góry». Lubisz mieć depresję… Ale nie wyżywaj się na mnie”. Shelley mówi też, że inny klasyk Velvet Underground, I’ll Be Your Mirror również został zainspirowaną jedną z ich rozmów. „Są to moje słowa do niego… ale przypisuje się je Nico”. Dziewczyny muzyków często wierzą, że znają „prawdziwe” tło powstawania znanych piosenek, a sami muzycy często schlebiali swoim dziewczynom pozwalając im w to wierzyć, podczas gdy w rzeczywistości źródła inspiracji były rozmaite. Chociaż Shelley była niewątpliwie ważną muzą, wątpliwe jest, aby była jedynym natchnieniem Lou. Nie wolno zapominać o wpływach literackich. „Pale Blue Eyes” to fraza zaczerpnięta z powieści Williama Burroughsa Ćpun: „Patrzył na mnie swoimi bladoniebieskimi oczami, które wydawały się nie mieć żadnej głębi”. Z kolei inspiracją dla I’ll Be Your Mirror mogła być inna z jego ulubionych książek, City of Night Johna Rechy’ego, w której masochistyczny Neil mówi: „Będziesz [sic!] istniał w Moich Oczach! Stanę się lustrem!”.


Słuchamy uważnie. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Na pewno bezpośrednie nawiązanie do Shelley znalazło się w oryginalnej wersji I Can’t Stand It. Również inne piosenki, włączając w to New Age, być może zawierają aluzje do ich związku. Shelley była dość atrakcyjną, inteligentną i przyjacielską dziewczyną, która mogła inspirować chłopców do pisania piosenek. Była urodzoną w Illinois Żydówką studiującą historię sztuki. Z początku ubierała się konwencjonalnie, w długie spódnice i kardigany. Jednak podobnie jak Lou, miała buntowniczą naturę i szybko zmieniła styl na bardziej swobodny. Lou intrygował ją od samego początku. „Od pierwszej sekundy wiedziała, że nie jest zwykłym człowiekiem”. Jedną z pierwszych rzeczy, o których jej opowiedział była historia z elektrowstrząsami. „To był jego sposób na przedstawianie się. «Przydarzyła mi się ta straszna rzecz… Jestem jak torturowany i nic nie pamiętam. Jestem tym, jestem tamtym i jestem nieco dziwny jak na typowego studenta, a przy tym nieco niebezpieczny»”.

„Wcale się ciebie nie boję” – powiedziała.

Zaczęli umawiać się. „Patrz” – zwierzył się z dumą przyjacielowi – „trudno wyobrazić sobie coś lepszego”.

Fakt, że Lou był w stałym związku z dziewczyną miał ogromne znaczenie. Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zadeklarował się publicznie jako gej, wcześniej starając się unikać tego tematu. W jednym z wywiadów wspomniał swoją młodość, sugerując, że w college’u udawał hetero z dziewczynami, ale tak naprawdę pociągali go studenci. Szczególnie podobał mu się jeden chłopak, ale nic z tym nie zrobił i opowiadał potem, jakie przechodził w związku z tym męki: „Pamiętam ten czas na studiach, rozmyślania, zbieranie się do kupy żeby «zrobić to dobrze» – i mam teraz żal. To było męczące”. Sugerował też, że to doświadczenie uczyniło go tak zgorzkniałym. Zgorzknienie było jedną z jego cech charakterystycznych. „Jeśli miłość staje się czymś zakazanym, większość czasu spędza się eksperymentując z nienawiścią”. Dodał, że jego brak zainteresowania kobietami przewrotnie przyciągał dziewczyny. „Będąc gejem przekonałem się, że wiele kobiet – istot żyjących złudzeniami – interesuje się tobą, gdyż ty nie jesteś nimi zainteresowany… to coś absolutnie niesamowitego”.

Chociaż brzmi to prawdopodobnie, nie jest to cała prawda. Lou prowadził aktywne heteroseksualne życie, zarówno w college’u jak i później. Na tyle aktywne, że jego dziewczynom, jak na przykład Shelley, z trudem przychodzi uznać go za geja. „Nigdy nie myślałam o nim jako geju, ani nawet biseksie”. Raczej, jak sądziła Shelley i inne kobiety, które pojawiły się później, Lou flirtował z homoseksualnością, aby zbudować swój wizerunek i wywołać reakcję. „Zawsze chodził w bardzo kobiecy sposób, ale było to starannie wystudiowane” – mówi Shelley. Oglądał się za przystojnymi mężczyznami, ale jej zdaniem był to swego rodzaju żart. „Był taki facet, którego oboje bardzo lubiliśmy i którego często spotykałam na zajęciach… „Lou powiedział: «Naprawdę mi się podoba i będzie mój». Ja na to: «Nie, on jest dla mnie». Żadne z nas nie poszło jednak dalej. Chociaż może Lou coś z tym zrobił… Jednak wątpię”.

Lou był do pewnego stopnia zależny od matki i bardzo z nią zżyty. Był mamusinym syneczkiem i jej żydowskim księciem… Lou potrafił łatwo manipulować rodzicami. Widziałam jak to robi – Shelley Albin

Shelley lepiej zrozumiała swojego chłopaka, kiedy zaprosił ją do domu na święta. Lou wcześniej przygarnął psa o imieniu Seymour, pierwszego z licznych czworonogów, które miał w swoim życiu, ale będąc na studiach nie mógł odpowiednio się nim opiekować. Jedną z przyczyn wyjazdu do domu było pozostawienie psa u matki. Wystarczył krótki czas spędzony przy Oakfield Avenue, aby Shelley doszła do wniosku, że Toby Reed rozpieściła Lou. „Lou był do pewnego stopnia zależny od matki i bardzo z nią zżyty. Był mamusinym syneczkiem i jej żydowskim księciem… Lou potrafił łatwo manipulować rodzicami. Widziałam jak to robi”. Zdawał się też czerpać przyjemność z wkurzania ojca. Shelley zauważyła, że w obecności Sida Lou bardziej eksponował kobiecą stronę swojej natury. „Widziałam, że [Sid] był sfrustrowany zniewieściałością Lou, a z kolei Lou w jego obecności jeszcze bardziej to podkreślał. Gestykulował dłońmi i kręcił tyłkiem”. Pomimo tego, co Lou opowiadał o swoim ojcu, Shelley lubiła Sida. Nauczyła się też, aby nie wierzyć we wszystko, co mówi jej Lou. „Patrząc na tego człowieka, zawsze widać było błysk w oku oraz ciepły, miły uśmiech”. Wielu przyjaciół Lou przyznaje, że przedstawiał ojca w niezasłużenie niekorzystny sposób. „Sid roztaczał aurę ciepła i widać było, że jako rodzic troszczy się o syna, a zarazem nie potrafi zrozumieć jego zachowania”.

Sid był bardzo zadowolony, że Lou przywiózł Shelley do domu. Zwiększył jego kieszonkowe, aby Lou mógł ją zapraszać na randki i pozwolił im korzystać z rodzinnego samochodu. Lou zawiózł Shelley do Hayloft, nocnego klubu niedaleko Baldwin. „Nie pamiętam, czy Lou uprzedził mnie, że jedziemy do baru dla gejów”. Chociaż heteroseksualni przyjaciele Lou z Long Island starannie omijali Hayloft, Lou był tam starym bywalcem i przez jakiś czas również tam pracował. Kiedy Richard Sigal wypytywał go o tę dorywczą pracę, powiedział, że klienci czasami go dotykali.

„Co z tym robiłeś?”

„Nic, po prostu się śmiałem”.

„Lou lubił eksperymentować” – kończy Richard, w późniejszym życiu socjolog, który prowadził wykłady na temat czegoś, co nazywa „dewiacyjnym zachowaniem”. „Sądzę, że ciągle eksperymentował. Tak też traktowałem jego seksualne przygody, gdyż jako dzieciak czułem, że Lou pociągali chłopcy, a jednak trzykrotnie był żonaty. Najwyraźniej lubił kobiety”.

To właśnie w Hayloft Lou prawdopodobnie po raz pierwszy spotkał transwestytów i transseksualistów, którzy wzbudzili u niego fascynację. Candy Darling, o której Lou pisał w Candy Says i Walk on the Wild Side to alter ego Jamesa Slattery, który pochodził z pobliskiego Massapequa na Long Island. Shelley sądzi, że Lou po raz pierwszy spotkał go w Hayloft, a lepiej poznał w Nowym Jorku. Shelley przyjęła naturalnie wizytę w gejowskim klubie, a taniec z dziewczyną okazał się całkiem przyjemny. „Uważał, że taniec z dziewczyną był świetnym pomysłem… i chciał mnie namówić, abyśmy pojechali z nią do domu lub na jakiś parking. Nie byłam tym w ogóle zainteresowana, ale on zawsze tworzył różne scenariusze”.

W przerwie świątecznej Lou zawiózł Shelley na Manhattan – kupić narkotyki w Harlemie. Co ciekawe, 50-kilometrowy dojazd do miasta był najbardziej przerażającą częścią ekspedycji. Z uwagi na wadę wzroku i problemy z koncentracją, Lou był kiepskim kierowcą. „Pamiętam jak myślałam, o mój Boże, to straszne, on musi być najgorszym kierowcą świata! Byłam bardziej przerażona jego prowadzeniem niż wycieczką do Harlemu”. Wtedy, podobnie jak teraz, narkotyki kupowało się na rogu Lexington Avenue i 125th Street, skrzyżowaniu przywołanym przez Lou w pierwszej linijce I’m Waiting for the Man; również w łącznikach pomiędzy pobliskimi blokami. „Pamiętam, jak powiedział: «Musimy odebrać narkotyki» – i że była to heroina”. Weszli do jednego z budynków, gdzie spotkali faceta wydającego się być znajomym Lou. Posiedzieli dziesięć minut gadając, a potem pojechali posłuchać jazzu w Greenwich Village. „Miałam wrażenie, że lubił szokować mnie wycieczkami do Harlemu. Wiedział, że nie powinniśmy tam jeździć, ale zabierał swój – jak zwykł mnie nazywać – «kwiatuszek ze środkowego zachodu» – do serca złego [miasta]. Podobało mu się to [i] lubił się bać”.

Było oczywiste, że handlował. Sprzedawał narkotyki w dużych ilościach. Gdyby został złapany, miałby spory kłopot – James Gorney

Chociaż Shelley nie była pewna czy Lou kupił heroinę podczas tej wizyty w Harlemie, to jednak nie ulega wątpliwości, że pierwszy kontakt z heroiną miał jeszcze na studiach. Narkotyki były częścią jego życia od liceum, zarówno te nielegalne jak i lekarstwa przepisywane mu przez lekarzy (pigułki, których ciągle nadużywał). Narkotyki były też częścią jego życia wyobrażonego. Lou czytał o narkomanach zanim sam się uzależnił i narkotyki kojarzyły mu się z undergroundową kulturą, która go pociągała. Narkotyki zażywali ludzie, których podziwiał: muzycy jazzowi, których namiętnie słuchał, palili trawę i brali heroinę; William Burroughs był narkomanem; podobnie podziwiany przez niego Lenny Bruce. Jak już wspomniano, Lou zaczął palić trawkę w liceum i robił to dalej na studiach. Zaczął nawet sam handlować. Pewnego wieczoru poszedł w odwiedziny do kolegi Jamesa Gorneya z marihuaną, którą musiał ukryć. „Było oczywiste, że handlował. Sprzedawał narkotyki w dużych ilościach” – mówi James, który zaopiekował się trawą, pozostawiając sobie trochę na własny użytek. „Gdyby został złapany, miałby spory kłopot”. Dziewczyna oraz późniejsza żona Jamesa, Paula Swarzman, potwierdza tę historię, ale sądzi, że trawy było mniej niż „duża walizka”, o której opowiadał James. „To było bardziej kupowanie niewielkich ilości towaru dla przyjaciół” – mówi. „Handel narkotykami, ale nie przez duże «H»”.

Lou na koncercie w 1978 r. (via i-D)

Shelley potwierdza, że Lou sprzedawał marihuanę w kampusie i mówi, że sprzedawał też inne narkotyki, łącznie z heroiną. „Sprzedawał ją [heroinę] członkom innego bractwa” – twierdzi. Lou dawał też Shelley paczki z marihuaną na przechowanie w akademiku. „Byłam głupia. Zgodziłam się. Bez zastanowienia. A on dzwonił: «potrzebuję tyle i tyle, daj to temu i temu i odbierz pieniądze…». Tak naprawdę to był jego sposób na unikanie kłopotów kosztem swojej dziewczyny”. Kiedy kupił pejotl od dostawcy z Arizony, kazał wysłać narkotyk na adres Shelley. „To nie było w porządku. Nie robi się czegoś takiego dziewczynie… Czasami zachowywał się jak ostatni fiut. Dbał przede wszystkim o siebie, nawet w przypadku kogoś, kogo kochał do szaleństwa. Naprawdę mnie kochał, a ja miałam świra na jego punkcie”.

Narkotyki wpędziły Lou w kłopoty, chociaż początkowo w dość nieoczekiwany sposób. Miał przyjaciela, studenta sztuki Karla Stoeckera, który razem z żoną mieszkał poza kampusem. „Oboje lubiliśmy Karla” – mówi Shelley. „Był miły”. Lou kilka razy zaprosił Karla do domu we Freeport. W czasie jednej z tych podróży wjechał w budkę poboru opłat na autostradzie. „Zamiast przejechać przez bramkę ze szlabanem, gdzie uiszcza się opłatę, przejechał przez środek budki” – wspomina z uśmiechem Karl. W wyniku tego incydentu Lou stracił prawo jazdy. Później przez wiele lat nie prowadził samochodu. Jego siostra pamięta ten wypadek i mówi, że prawdopodobnie był „naćpany”.