„It Ain’t Over ‘Til It’s Over [„Koniec będzie dopiero, jak wszystko się skończy” przyp. red.]” – mówił Rocky Balboa w kolejnej części swoich przygód, dokładnie 30 lat po tym, gdy zobaczyliśmy go na ekranie po raz pierwszy. Podobnie jak aktorzy wkładają swoje serce w grane (nieraz przez całe życie) role, tak i my, widzowie obdarzamy uczuciem losy bohaterów filmowych serii – w tym wypadku historii jednego z najbardziej rozpoznawalnych fighterów w historii kina. A teraz polscy widzowie dostaną wreszcie opowieść z własnego podwórka, gdy naprzeciw siebie w oktagonie spotkają się Mamed Khalidov i Eryk Lubos, a wszystko za sprawą nadchodzącego filmu Underdog.
Eryk Lubos wciela się w postać Borysa „Kosy” Kosińskiego, zawodnika MMA. Po zwiastunie możemy wywnioskować, że swoje najlepsze lata w ringu ma już za sobą – teraz pracuje jako mechanik, ma raczej kiepski kontakt z rodziną, nie stroni od alkoholu. Wszystko zmienia się, gdy Deni Takaev (debiutujący na srebrnym ekranie Mamed Khalidov) wybiera go na swojego przeciwnika w walce mającej zwieńczyć jego karierę. Sytuacja zaczyna komplikować się jeszcze bardziej, gdy gangsterzy porywają córkę głównego bohatera, stawiając mu ultimatum – musi wygrać ten pojedynek. Trenerem „Kosy” zostaje szorstki jak papier ścierny Janusz Chabior, a my dostajemy sporo ujęć pokazujących w zwolnionym tempie, jak zawodnicy wyciskają z siebie siódme poty.
Videos by VICE
Ktoś może powiedzieć, że widzieliśmy to już tyle razy: pomimo wszelkich przeciwności losu, główny bohater musi stanąć do walki o wszystko, by zwyciężyć nie tylko z przeciwnikiem, ale też z samym sobą. Odpowiem temu komuś: no i co z tego? Ta historia to przecież nieśmiertelne, ociekające testosteronem perpetuum mobile, które od lat skutecznie przyciąga widzów przed ekrany i daje im pozytywnego kopa. W dodatku teraz dostajemy ten pakiet z chyba najlepszymi polskimi kandydatami, jacy mogliby się podjąć takiego zadania: Eryk Lubos na stałe jest związany z boksem, a Mamed Khalidov to były mistrz KSW w wadze półciężkiej i wadze średniej.
W oczekiwaniu na Underdoga zapytałem ich o przygotowania do filmu, o kontuzje Eryka, a także o powody zaskakującej decyzji Mameda, że kończy swoją karierę.
VICE: Cześć Eryk, fajnie, że w końcu możemy się poznać.
Eryk Lubos: Tak? A to dlaczego?
Bo jestem twoim fanem od czasu, gdy zobaczyłem cię w Teatrze Telewizji, jak biegasz po scenie z napisem „Fuck Off” na czole.
Tak, to było Made in Poland, miałem wtedy duet z Januszem Chabiorem. To był ciekawy moment w życiu. Pamiętam, że Krystyna Meissner, była dyrektorka Teatru Współczesnego we Wrocławiu, gdzie byłem na etacie, pytała mnie: „Po co to panu?”. „Bo mam wolne przez dwa miesiące” – odpowiadałem. Potem to obejrzała, zawołała mnie na dywanik i zapytała mnie: „Jak żeście to zrobili, że to tak działa?”. I właśnie na tym to polega, że nigdy nie wiadomo, co zadziała. Niedawno też od kogoś usłyszałem o tym występie, padło pytanie „dlaczego nikt nie widzi, że Lubos i Chabior są jak naczynia połączone?”. No i tydzień później dostałem telefon od Maćka Kawulskiego [jeden z właścicieli federacji KSW, przyp. red.], że robimy film Underdog. Aż podskoczyłem do sufitu.
Niedawno w serialu Ślepnąc od świateł mogliśmy cię zobaczyć w roli skorumpowanego policjanta, który nie stroni od alkoholu, papierosów i hazardu. W filmie Underdog wyciskasz siódme poty, by być w formie. Jak się do tego przygotowywałeś?
Trzeba robić to tak, jakby to była ostatnia rzecz na świecie, jaka może się przydarzyć aktorowi. Już na studiach szukałem sobie innego rodzaju zajętości, aby móc odreagować od teatralnych spraw. Wtedy znalazłem się na zajęciach z boksu i tak już zostałem. A zmęczyć się fizycznie i dostać porządny łomot to czasem podstawa.
Podstawa czego?
Podstawa, by zrozumieć, że nasza pycha nas zjada. Tylko wydaje nam się, że coś wiemy, coś umiemy. W boksie jest sześć ciosów, sześć prostych ruchów. Dlaczego więc to wywołuje takie emocje? I to są właśnie sztuki walki – nie bez kozery nazywa się to sztuką. Każda ze sztuk to filozofia.
Czy doznałeś jakichś kontuzji przy tworzeniu Underdoga?
Ja mam tyle kontuzji, proszę pana, że mi się one tylko odnawiają. W zależności od tego, na jaką część ciała upadnę, to sobie o niej przypomnę.
Ulubiony film o fighterach?
Wściekły byk.
VICE: Jaki jest twój ulubiony film o fighterach?
Mamed Khalidov: Rocky, jedynka i dwójka.
Teraz sam występujesz w filmie. To jednorazowa przygoda, czy jesteś otwarty na kolejne role?
Nie jestem aktorem, ale spróbowałem swoich sił. Niech to ludzie obejrzą i w zależności od tego, jaki będzie odbiór, to wtedy zdecyduję, jak kiedyś będzie jakaś fajna propozycja. Na pewno chcę teraz odpocząć. Właśnie zakończyłem swoją karierę.
Twoja decyzja o zakończeniu kariery była wielkim zaskoczeniem. Czy myślałeś o tym już przed walką, w trakcie, czy może wpłynął na to też jej wynik?
Mam pewne problemy, które wracają, przez które nie jestem w stanie walczyć w stu procentach. Trenowałem, przygotowywałem się, ale wszyscy zauważyli, że podczas walki byłem zachowawczy, nie mogłem się skupić, co chwila traciłem koncentrację – obraz ci się rozjeżdża, nagle nie wiesz, gdzie jesteś. Po chwili łapiesz ten moment koncentracji i zaraz znowu. To jest ciężkie. Przegrałem walkę i wiedziałem dlaczego. Chciałbym to robić w stu procentach, jak kiedyś, inaczej to nie ma sensu.
Którą walkę w swojej karierze wspominasz najlepiej?
Nie potrafię podać ci tej jednej, bo każda wygrana cieszy, a przegrane uczą. Każda walka budowała moją historię, dzięki której wspinałem się po drabinie w górę.
Jak oceniasz umiejętności walki Eryka?
To mnie pozytywnie zaskoczyło. Myślałem, że będziemy mieć problem ze scenami pojedynków, ale on trenował wcześniej boks, więc nie było z tym kłopotu.
Czy podczas zdjęć mieliście miejsce na improwizację, czy może każdy ruch był wcześniej wyuczony i przećwiczony?
Kilka razy nas bolało. Wszystkie ciosy, niektóre bardzo.
Muszę o to zapytać: czy twoja decyzja o zakończeniu kariery jest ostateczna?
Na ten moment tak. Nie mam co do tego wątpliwości. Ja nie chcę tam wracać w takim stanie. Mam problem dotyczący mojej głowy. W niejednym wywiadzie już powiedziałem, że miałem nerwicę i depresję. To jest nie do opisania dla osoby, która czegoś takiego nie doświadczyła. I właśnie tego mam nawroty – czasami na treningu, czasami łapie przed walką i trzyma. Czasem trwa to dzień, czasem pół doby. Najgorzej, gdy łapie mnie to na walce. To powoduje, że jednocześnie walczę ze sobą i walczę z przeciwnikiem. Nie chcę już tego.
Dziękuję za rozmowę i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Wszystkiego dobrego.
Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.
Czytaj też na VICE: