FYI.

This story is over 5 years old.

What I Want to Tell You About Heroin

Wyznania heroinistki

Pisarka Hannah Brooks opowiada o uzależnieniu, powrocie do zdrowia i ponownym sięgnięciu po narkotyki
Autorka skręcająca jointa podczas Nimbin Mardi Grass w połowie poprzedniej dekady.

„Co chcę wam powiedzieć o heroinie” to nowa seria artykułów autorki VICE, Hanny Brooks. Hannah jest pisarką i muzyczką z Melbourne, która przez ostatnie kilka lat walczyła z uzależnieniem od heroiny. Ten artykuł powstał, kiedy przebywała w zakładzie odwykowym w Tajlandii.

W kręgach zdrowiejących narkomanów za definicję szaleństwa uważa się powtarzanie tych samych błędów i oczekiwanie innych wyników. To właśnie takie szaleństwo zmusza mnie do brania wbrew mojej woli. Chcę się zatrzymać, ale nie mogę. Jestem monomaniaczką, pozornie opętaną przez złego ducha, którego jedynym celem jest zdobycie i zażycie jak największej ilości heroiny.

Reklama

Każdego dnia to samo: w nocy przysięgam, że nigdy więcej już nie wezmę. Odrywam końcówki ze strzykawek, tak, aby nie dało się ich użyć. Rano jadę do domu mojego dilera nadal w piżamie, zatrzymując się po drodze, żeby kupić więcej igieł.

Ta niepohamowana i wszechogarniająca potrzeba kolejnej działki sprawiła, że zrobiłam wiele rzeczy, których się wstydzę. Przekroczyłam wiele granic. Mężczyzna podduszał mnie tak mocno, że byłam święcie przekonana, iż zaraz umrę. Wielokrotnie uprawiałam seks z dilerem w zamian za heroinę. Miałam trzy stare białe samochody z rzędu: pierwszy wybuchł, kiedy jechałam po kolejną działkę, ponieważ nigdy nie pomyślałam o tym, żeby dolać wody albo oleju. Drugim wjechałam w mur, ponieważ zasnęłam za kierownicą. W trzecim jeżdżę do dziś, z pełną strzykawką przy moim prawym udzie, gotowa wszystko wystrzyknąć, gdyby zatrzymały mnie gliny.

Autorka w Hope Rehab w Tajlandii. Fot. Nikky G.

Kłamałam, kradłam i sprzedawałam wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Byłam zatrzymana i zrobiono mi rewizję osobistą na poboczu ruchliwej drogi. Policjantka przeszukała wszystkie moje otwory, podczas gdy sześciu policjantów to obserwowało. Siedziałam godzinami w celi, walcząc z objawami odstawienia, ponieważ nie pozwolono mi skorzystać z telefonu. Zostałam aresztowana za posiadanie łyżki. Miałam sepsę od ciągłego wstrzykiwania i prawie umarłam. Pamiętam wyraz twarzy mojego młodszego brata, kiedy patrzył na mnie, jak skręcałam się z agonii na szpitalnym łóżku. Wyraźnie widzę czterech lekarzy stojących nade mną i mówiących mi, że jeśli użyję ponownie, umrę. Spędziłam pięć dni w szpitalu i tego samego dnia, kiedy wyszłam, kupiłam kolejną działkę.

Reklama

Niektórzy przyjaciele umarli. Inni odstawili prochy i do dzisiaj są czyści. Przez kilka lat nie brałam, po tym, jak w wieku 29 lat trafiłam na siedem miesięcy na odwyk. Odbudowałam moje życie i w końcu było cudownie, ale stałam się beztroska i zapomniałam o przeszłości. Mój uzależniony mózg przekonał mnie, że branie narkotyków należało już do przeszłości i nie musiałam być stuprocentową abstynentką; że mogłam napić się ze znajomymi. Po sześciu miesiącach, po prawie trzech latach przerwy, znowu miałam igłę w ramieniu. Przez kolejne sześć miesięcy straciłam wszystko, co zyskałam dzięki abstynencji. Mój narzeczony, który naiwnie uważał, że miłość jest silniejsza niż uzależnienie, zostawił mnie. Wydanie albumu, który właśnie nagraliśmy, zostało odłożone na później. Przestało mi na czymkolwiek zależeć i skupiłam się na powolnym zabijaniu samej siebie.

Nienawidzę się za rzeczy, które zrobiłam, ale wciąż je robię. Zniszczyłam Boże Narodzenie. Zniszczyłam święta innych rodzin. Nie mogę otworzyć mojej skrzynki mailowej bez pomocy psychiatry. Mam 16 858 nieprzeczytanych maili. Unikam mediów społecznościowych. Ostatni raz zamieściłam moje zdjęcie na Instagramie 25 sierpnia 2017 roku. Czuję się niekomfortowo z ilością dzieci, które widzę na mojej tablicy. Cieszę się ze szczęścia moim przyjaciółek, ale jednocześnie stanowi to nieprzyjemnie przypomnienie, że nie robię tego, co inne kobiety w moim wieku.

Reklama

OBEJRZYJ: Czeskie wakacje z heroiną


Ale wciąż próbuję. Wyjechałam z Melbourne i uciekłam do Byron Bay, mojego dziwnego, małego hipisowskiego miasteczka na wschodnim wybrzeżu Australii. W ciągu trzech lat byłam na 19 odwykach, detoksach i w różnych klinikach narkotykowych, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Ukończyłam niektóre z nich, podczas większości brałam narkotyki, z wielu zostałam wyrzucona. Dobrze sobie radzę z testami na narkotyki w moczu. Wdawałam się w romanse na odwykach i ponosiłam tego konsekwencje. Próbowałam Kratomu, byłam na setkach spotkań Anonimowych Narkomanów i brałam udział w programie 12 kroków. Przyznaję, że jestem uzależniona i bezsilna wobec mojego uzależnienia. Rozumiem problem i znam jego rozwiązanie. Tylko tym razem abstynencja wymyka mi się z rąk.

Nie zawsze tak było. Zaczęłam i ukończyłam studia. Przez lata pracowałam jako pisarka. Robiłam filmy dokumentalne i przemawiałam na festiwalach dla pisarzy. Grałam w zespołach, koncertowałam i nagrywałam płyty. Zakochiwałam się i odkochiwałam. Miałam wielu przyjaciół i odbierała telefon, kiedy dzwonili. Teraz tego nie robię. Od 17. do 27. roku życia – kiedy to zaczęłam brać heroinę – byłam ambitna i produktywna. Miałam wielkie cele. Wierzyłam w siebie i mój talent. Brałam wiele „imprezowych” narkotyków. Każdego wieczoru piłam wino, ale inni też to robili. Moi przyjaciele łykali pigułki, wciągali koks z błyszczących fortepianów, pili sake i śpiewali na karaoke.

Reklama

Podczas podróży służbowej na śnieżne pola w pobliżu granicy stanu Wiktoria w Australii zdałam sobie sprawę, że jestem fizycznie uzależniona od heroiny. Właśnie zerwałam z kimś, kogo bardzo kochałam. Zdecydowałam się na heroinę, od razu prosto w żyłę, ponieważ przestało mi zależeć, a inne narkotyki już nie pomagały. Brałam ją przez kilka miesięcy – przez większość dni, ale nie codziennie – i wciąż wierzyłam, że w każdej chwili mogę przestać. Wyjechałam na trzy dni i zaczęłam mieć objawy odstawienia. Chodzenie po śniegu i upadanie na lodzie nie pomagało. Pierwszy raz miałam mdłości z odstawienia podczas lekcji jazdy na snowboardzie. Jak tylko się rozbiłam, poszłam się do najbliższego baru i zaczęłam pić whisky. Nie było jeszcze południa. Zachowywałam się jak dupek. Nie rozumiałam, co się ze mną działo.

Hannah w Tajlandii. Fot. NIkky G

Dlaczego ja? Moi rówieśnicy byli równie lekkomyślni, co ja, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Zdiagnozowano u mnie kliniczną depresję i stany lękowe, ale podobnie wyglądało to u moich dwudziestokilkuletnich znajomych. Dlaczego więc się uzależniłam? Dlaczego przekroczyłam tę niewidzialną linię, a oni nie?

Próbuję więc czegoś nowego: odwyku w innym kraju. Właśnie jadę do Hope Rehab – gdzie leczyli się zarówno Pete Doherty, jak i Cat Marnell, oraz oboje się nim zachwycali – w Sriracha, nadmorskim miasteczku położonym godzinę drogi od Bangkoku. Mam dosyć wstydzenia się za moje uzależnienie. Mam dosyć innych, mówiących mi: „po prostu przestań”. Mam dosyć napiętnowania, tajemnic, udawania, że nie mam problemu. Nie do końca wiem dlaczego, ale w końcu czuję się gotowa o tym napisać. Nie mam nic do stracenia.

Reklama

Połknęłam osiem Valium i zaliczyłam ostatni strzał w opuszczonej części Brisbane w pobliżu lotniska. Głowa natychmiast opadła mi na klatkę piersiową, czego w tym momencie pragnęłam. Wygłaszam tyrady, których musiał wysłuchiwać mój chłopak. „Nie wsiadam do tego samolotu”. „Zadzwonię do Billy'ego i zdobędę tyle heroiny, żebym mogła się zabić”. Nie rozumiałam, w jaki sposób mógłby mi pomóc kolejny odwyk. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?


By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Po sześciu papierosach i rundzie kradzieży w sklepach – co stanowi moją stałą rozrywkę na haju – mam w torebce dwie szminki Guerlain, jedną Toma Forda i jedną YSL, wszystkie w podobnym odcieniu czerwieni, oraz parę olbrzymich, wysadzanych kryształkami okularów Gucciego. Jakimś cudem po chwili jestem już w samolocie, owinięta w purpurowy koc Thai Airways. Zamawiam kieliszek czerwonego wina i od razu wylewam je na siebie. Zasypiam, a moja głowa wystaje w przejściu. Dziewięć godzin później przybywam na miejsce i widzę mojego kierowcę z odwyku.

Oczywiście zauważyłam ironię, że odwyk nazywa się Hope, czyli nadzieja. Ale ośrodek jest piękny, na całym terenie stoją posągi i kapliczki, a między nimi leniwie spacerują małe koty. Minęły całe godziny od mojego ostatniego strzału i źle się czuję, więc główny lekarz, Doug, przepisuje mi metadon. Stażysta daje mi jasnoniebieską koszulkę z żółtym napisem „Nadzieja jest wszystkim”. Wszędzie stoją ludzie, większość pali. Niektórzy są koszulkach Hope i mają sznury modlitewne. Kilka osób mi się przedstawia i natychmiast zapominam ich imiona. Brytyjka wręcza mi puszkę środka odstraszającego owady. Jakaś Niemka daje mi opakowania Oreo i Mentosów.

Reklama

Przydzielono mi pokój w głównym budynku. Mimo że pracownicy niosą moje torby, sama ledwo daję radę wspiąć się po schodach. Pokój jest jasny i przestronny, ma też ogromny, prywatny balkon. Widzę z niego szczyty drzew i ocean. Przeglądając się w lustrze, zauważam, że wyglądam koszmarnie. Mam długie, ciemne włosy, ale ponieważ wszystkie pieniądze wydawałam na heroinę, sama je nieumiejętnie obcinałam. Moje paznokcie, niegdyś pokryte czerwoną hybrydą, teraz urosły tak bardzo, że lakier jest tylko na ich końcówkach i wygląda jak czerwone półksiężyce.

Mam „poczuć się jak u siebie” i odpocząć, ale nie wiem, jak to zrobić. Odrywam naklejki „Nadzieja wszystko zmienia” z butelek z wodą i przyklejam je na stolik do kawy. Wyciągam przybory toaletowe. Łączę się na Skypie z moim chłopakiem, który ewidentnie odczuwa z tego powodu ulgę. Tworzę listy, w których w punktach wypisuję, jak mam naprawić moje życie. Później dostaję więcej metadonu i diazepamu. Wczołguję się do miękkiego, białego łóżka. Jestem niespokojna i przerażona, ale najtrudniejszą część mam już za sobą. Jestem na miejscu.

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Australia

Jeżeli ty lub ktoś z twoich bliskich zmaga się z uzależnieniem, zadzwoń pod numer

801 199 990

lub odwiedź stronę http://www.narkomania.org.pl/


Więcej na VICE:

Kochana Mamo, oto dlaczego biorę. List od utraconej córki