Całą rozmowę przeczytasz na Noisey PolskaByliście pierwszymi w Polsce, którzy popularyzowali muzykę zachodnią.
Jednymi z pierwszych. Pierwsza była Rozgłośnia Harcerska. Only You zespołu Platters! Na wszystkich prywatkach wtedy to było! Oprócz tego Elvis Presley, Twist and Shout…O, Beatlesi. W Twist and Shout są moje ulubione wokale Lennona.
Oprócz tego cała masa elektryzujących wykonawców, takich jak np. Brenda Lee. Kopalnia nazwisk, kopalnia utworów. Lata 50. i 60. to coś niebywałego. Ludzie byli zafascynowani tą muzyką. Muszę przyznać, że polska młodzież nagrywała swoje numery bardzo stylowo. Przypominało to anglosaskie piosenki. Pamiętam, bo jeździłem do Francji na festiwal w Rennes. Polacy zajmowali tam regularnie pierwsze miejsca, bo byli najlepsi. Fantastycznie grali, stylowo. Śpiewali po polsku, po angielsku.Polanie, Grupa ABC…
Tak, tak. Cała masa ludzi. Byłem z wieloma muzykami zaprzyjaźniony. Nagrywali w Studiu „Rytm". Muzycy mieli przygotowany repertuar, bo byli z nim "otrzaskani" na trasie, a jak przychodzili do studia to dostawali 6 godzin i nagrywali co chcieli. Nie było komisji. Nagrywali w tym czasie 3-4 numery, z reguły stuprocentówki. Mieli też bardzo dobrego realizatora, Sławka Pietrzykowskiego. Sławek czuł bluesa i wymyślał różne patenty, aby nagrania były najwyższej jakości. Pierwszy wprowadził oddzielne pomieszczenie dla perkusisty. Ten dostawał słuchawki i grał w boksie, a jego perkusja nie zagłuszała pozostałych instrumentów.Opanować tę furię dźwięków to rzecz nieprawdopodobna.– Panowie, grajcie ciszej!
– Nie możemy, to już jest najciszej!Cudowne były tamte czasy, pełne młodości, świeżości. Mieliśmy do spełnienia misję. Kapele same musiały się kontrolować, wiedzieli że jak nagrają coś z jakimś podtekstem politycznym to będą mieli pod górkę. Z reguły nagrywali o miłości. Zasada „wczoraj w studio, dziś na antenie" była naszym hasłem reklamowym.Widziałem kiedyś takie archiwalne zdjęcia z różnych studiów nagraniowych z tamtych lat. Były całe rozpiski przed drzwiami, tak było np. ze Skaldami. Wszystko było wypisane: czas utwory, kompozytorzy, autorzy tekstu, skład.
Możliwe, wielu rzeczy też nie widziałem. Skaldowie u nas nie nagrywali.Maryla Rodowicz też u was nie nagrywała. Dlaczego?
Taki był podział. Oni lubili współpracować z Agnieszką Osiecką i Wojtkiem Młynarskim. Mieli masę ich tekstów. Ja zawsze mówiłem, że to nie był rasowy bigbit (śmiech).A Domek Bez Adresu jest rasowym bigbitem?
Tak pół na pół. Są przyśpiewki, które Czesio wymyślił. On przechodził wtedy taki okres, że chodził w kożuszku haftowanym, który był zrobiony przez siostry zakonne (śmiech).Tak! Okładka drugiej płyty!
Tak (śmiech). Robił w tym kożuszku absolutną furorę na festiwalu w Cannes. Pojechaliśmy dla niego, a Czesiek był obwieszony koralami i pięknymi bursztynami. Zwracał na siebie uwagę.Francuzi mocno mu pomagali na początku.
To był festiwal młodych talentów w telewizji. Oczarował wszystkich. Te dziewczyny za nim szalały! Zamknął się w pokoju hotelowym i namiętnie słuchał Jamesa Browna. Powtarzał po nim frazy, ćwiczył. "Dziwny Jest Ten Świat" to "It's a Man's Man's Man's World". On to tak szlifował, że protest był w hotelu i go chyba w końcu wywalili. Zachwycił w Olimpii publiczność talentem. Aranżer zrobił mu "Sen o Warszawie" na orkiestrę symfoniczną. Piękny numer, do tej pory aktualny.Szczególnie dla kibiców Legii Warszawa. Jest pan kibicem?
Nie, nie jestem niczyim kibicem. Totalnie neutralny, wolny strzelec. Podziwiałem i podziwiam wszystkich. Nie angażowałem się, żeby toczyć boje o cokolwiek. Jak coś mi nie wychodziło to odpuszczałem. Tak powinni ludzie postępować. Odpuszczać. Życie serwuje ciągle nowe rozwiązania i niespodzianki.Odnalazłby się pan w muzyce bitowej?
Oczywiście. Zależy w jakim stylu.Na większą skalę pan takiej muzyki nigdy nie tworzył.
Może tak, a może nie. Chociaż… "Żółte Kalendarze" i "Kochać" Szczepanika, "Motylem Jestem" Jarockiej… Piosenki roku. To nie był bigbit, to była raczej muzyka rozrywkowa. Kiedy pojawiły się instrumenty elektroniczne można było się twórczo rozwinąć.
Jednymi z pierwszych. Pierwsza była Rozgłośnia Harcerska. Only You zespołu Platters! Na wszystkich prywatkach wtedy to było! Oprócz tego Elvis Presley, Twist and Shout…O, Beatlesi. W Twist and Shout są moje ulubione wokale Lennona.
Oprócz tego cała masa elektryzujących wykonawców, takich jak np. Brenda Lee. Kopalnia nazwisk, kopalnia utworów. Lata 50. i 60. to coś niebywałego. Ludzie byli zafascynowani tą muzyką. Muszę przyznać, że polska młodzież nagrywała swoje numery bardzo stylowo. Przypominało to anglosaskie piosenki. Pamiętam, bo jeździłem do Francji na festiwal w Rennes. Polacy zajmowali tam regularnie pierwsze miejsca, bo byli najlepsi. Fantastycznie grali, stylowo. Śpiewali po polsku, po angielsku.
Reklama
Tak, tak. Cała masa ludzi. Byłem z wieloma muzykami zaprzyjaźniony. Nagrywali w Studiu „Rytm". Muzycy mieli przygotowany repertuar, bo byli z nim "otrzaskani" na trasie, a jak przychodzili do studia to dostawali 6 godzin i nagrywali co chcieli. Nie było komisji. Nagrywali w tym czasie 3-4 numery, z reguły stuprocentówki. Mieli też bardzo dobrego realizatora, Sławka Pietrzykowskiego. Sławek czuł bluesa i wymyślał różne patenty, aby nagrania były najwyższej jakości. Pierwszy wprowadził oddzielne pomieszczenie dla perkusisty. Ten dostawał słuchawki i grał w boksie, a jego perkusja nie zagłuszała pozostałych instrumentów.Opanować tę furię dźwięków to rzecz nieprawdopodobna.– Panowie, grajcie ciszej!
– Nie możemy, to już jest najciszej!Cudowne były tamte czasy, pełne młodości, świeżości. Mieliśmy do spełnienia misję. Kapele same musiały się kontrolować, wiedzieli że jak nagrają coś z jakimś podtekstem politycznym to będą mieli pod górkę. Z reguły nagrywali o miłości. Zasada „wczoraj w studio, dziś na antenie" była naszym hasłem reklamowym.Widziałem kiedyś takie archiwalne zdjęcia z różnych studiów nagraniowych z tamtych lat. Były całe rozpiski przed drzwiami, tak było np. ze Skaldami. Wszystko było wypisane: czas utwory, kompozytorzy, autorzy tekstu, skład.
Możliwe, wielu rzeczy też nie widziałem. Skaldowie u nas nie nagrywali.Maryla Rodowicz też u was nie nagrywała. Dlaczego?
Taki był podział. Oni lubili współpracować z Agnieszką Osiecką i Wojtkiem Młynarskim. Mieli masę ich tekstów. Ja zawsze mówiłem, że to nie był rasowy bigbit (śmiech).
Reklama
Tak pół na pół. Są przyśpiewki, które Czesio wymyślił. On przechodził wtedy taki okres, że chodził w kożuszku haftowanym, który był zrobiony przez siostry zakonne (śmiech).Tak! Okładka drugiej płyty!
Tak (śmiech). Robił w tym kożuszku absolutną furorę na festiwalu w Cannes. Pojechaliśmy dla niego, a Czesiek był obwieszony koralami i pięknymi bursztynami. Zwracał na siebie uwagę.Francuzi mocno mu pomagali na początku.
To był festiwal młodych talentów w telewizji. Oczarował wszystkich. Te dziewczyny za nim szalały! Zamknął się w pokoju hotelowym i namiętnie słuchał Jamesa Browna. Powtarzał po nim frazy, ćwiczył. "Dziwny Jest Ten Świat" to "It's a Man's Man's Man's World". On to tak szlifował, że protest był w hotelu i go chyba w końcu wywalili. Zachwycił w Olimpii publiczność talentem. Aranżer zrobił mu "Sen o Warszawie" na orkiestrę symfoniczną. Piękny numer, do tej pory aktualny.Szczególnie dla kibiców Legii Warszawa. Jest pan kibicem?
Nie, nie jestem niczyim kibicem. Totalnie neutralny, wolny strzelec. Podziwiałem i podziwiam wszystkich. Nie angażowałem się, żeby toczyć boje o cokolwiek. Jak coś mi nie wychodziło to odpuszczałem. Tak powinni ludzie postępować. Odpuszczać. Życie serwuje ciągle nowe rozwiązania i niespodzianki.Odnalazłby się pan w muzyce bitowej?
Oczywiście. Zależy w jakim stylu.Na większą skalę pan takiej muzyki nigdy nie tworzył.
Może tak, a może nie. Chociaż… "Żółte Kalendarze" i "Kochać" Szczepanika, "Motylem Jestem" Jarockiej… Piosenki roku. To nie był bigbit, to była raczej muzyka rozrywkowa. Kiedy pojawiły się instrumenty elektroniczne można było się twórczo rozwinąć.