FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Jak cyniczne i nieudolnie umoralniające wideovirale opanowały internet

Dziewczyna w kostiumie pogrubiającym zmusza mężczyzn do patrzenia na jej tłustą twarz i domaga się komplementów, zadając pytania: „Przecież wygląd się nie liczy, prawda?"

Fat Girl Tinder Date.

 Dziewczyna ubrana w kostium pogrubiający z wideo

Tak jak strach przed nieświadomym pojawieniem się we flash mobie reklamy T-Mobile zaczął zanikać, tak po mieście krąży nowy trend wśród wideovirali. Tylko że w tym przypadku jest mniej figur tanecznych, a więcej uczucia w stylu „dlaczego ktoś we śnie wymienił moje serce na ludzkie gówno?". Kiedy przychodzi do wskazywania na śmiertelne choroby społeczeństwa, youtuberzy są zajęci udowadnianiem, że nie boją się podchodzić poważnie do tematów – zwłaszcza gdy idzie za tym zastrzyk gotówki, jeśli ich nieudolny moralnie viral będzie udostępniany.

Reklama

Przeciwdziałanie mizoginii jest teraz na topie. Patrząc na ogromne zainteresowanie mediów i 36 milionów wyświetleń wideo ​10 Hours of Walking In NYC as a Woman na YouTubie, wiadomo na pewno: zbiorowe oburzenie internetu sprawia, że głośno protestujący tłum w kółko odtwarza ten sam film.

Jednym z takich gości jest Stephen Zhang, twórca wideo Drunk Girl In Public, w którym trzech mężczyzn próbuje zabrać do domu dziewczynę udającą, że się nawaliła. Jak się okazuje, jest to eksperyment z ukrytą kamerą. Zhanga zainspirowało wideo 10 Hours i łatwo zauważyć dlaczego: jeśli jest coś, czego ludzie nienawidzą bardziej od seksistów, to na pewno jest to gwałt. Większość internautów – co zrozumiałe – nie lubi gwałcicieli.

Oczywiście szybko wyszło na jaw, że filmik to bzdura. Biedne gnojki, które przypadkiem wystąpiły w wideo, zostały przez Zhanga i jest współpracownika Setha Leacha osadzone w rolach entuzjastycznych przyszłych gwałcicieli. Byli nieźle wkurwieni. Jak dotąd (pomijając, że cała scena wygląda jak kiepska improwizacja teatralna licealistów) filmik doczekał się 7 milionów wyświetleń. Pławiąc się w internetowym sukcesie, Leach nawymyślał swoim marionetkom na Facebooku: „Stary, pasujesz do tego" i dodał: „Zaopiekujemy się tobą". Pisząc „do tego", najwyraźniej miał na myśli „zostanie zapamiętanym na zawsze jako pretendujący gwałciciel".

Kolejną taktyką w dążeniu do obalenia patriarchatu i wyeliminowania seksistów jest wideo delikatnie zatytułowane Fat Girl Tinder Date. Jest to pewnego rodzaju mieszanka filmu Płytki facet i programu Beadle's About. Wysportowana, cukierkowata dziewczyna i jej kiepscy reżyserzy założyli specjalny profil, ustawiali kilka randek i nagle – uwaga! – dziewczyna pojawia się w kostiumie pogrubiającym.

Reklama

Dziewczyna w kostiumie pogrubiającym zmusza mężczyzn do patrzenia na jej tłustą twarz i domaga się komplementów, zadając pytania: „Przecież wygląd się nie liczy, prawda?". Zazwyczaj kolesie rzucają wymówki i wkurzają się, bo a) nie chcą pytać tej dziwnej kobiety, dlaczego założyła kostium pogrubiający albo b) są zirytowani, że wprowadziła ich w błąd, jeśli chodzi o wygląd.

Na koniec, piękna szczupła kobieta odkrywa, że tak naprawdę nie jest ohydną kupą tłuszczu i (dzięki ci, Boże!) informuje jedynego gościa, który pozostał, że jest przebraną laską w zapierającym dech w piersiach pokazie samozadowolenia. O mój Boże! Faceci to straszne chuje, nie?

Weźmy inny przykład wideo z takiego eksperymentu społecznego, który zalewa internet. Ostatnio ukazał się filmik o przemocy domowej w Szwecji – doczekał się 3,7 miliona oglądających. Banda wesołych mężczyzn odpowiedzialnych za to wideo to dowcipnisie nazywani STHLM Panda, którzy twierdzą, że „przeprowadzają eksperymenty społeczne – żartując z ludzi, pokazują, w jakim społeczeństwie żyjemy".

Ostatnio STHLM Panda wybrało się na poszukiwanie nowych kliknięć, odbiegając od zwyczajnego opalania się blisko innych ludzi czy żartów kostiumowych na Halloween. Na taśmie, w otoczeniu niepokojących dźwięków muzyki fortepianowej, aktor krzyczy na swoją dziewczynę i uderza nią o windę. Fakt, że jedynym z 53 świadków, który zareagował, była kobieta, jest nieco niepokojący.

Reklama

Entuzjazm publiki dla tych eksperymentów zdaje się być oparty na pewnego rodzaju afirmacji moralnego obrzydzenia. Jak mówi psycholog internetu Graham Jones:

– Oni w ten sposób chcą potwierdzić sami przed sobą, że są OK i że w takiej samej sytuacji (nie) zachowaliby się tak czy inaczej.

Psychologowie uważają, że sami sobie zapewniamy w ten sposób mechanizm obronny na przeraźliwe reakcje wywołane tymi filmikami. Prędzej będziemy spekulować, jak dokładnie byśmy postąpili, gdyby to się działo w prawdziwym życiu, niż nas zemdli podczas jedzenia pizzy w łóżku na kacu.

Sama pizza została wybrana jako rekwizyt przez producentów jeszcze jednego wątpliwego eksperymentu, który miał na celu pokazanie czegoś gównianego na temat ludzkości, a następnie upajanie się sukcesem. Ich wideo ​Asking Strangers for Food zyskało 23 miliony wyświetleń. Goście z OckTV, dwaj szczerze wyglądający kolesie w paskach nabijanych ćwiekami, kręcili się po okolicy i pytali ludzi jedzących pizzę, czy mogą się poczęstować.

Potem dawali całą pizzę bezdomnemu i kiedy prosili go o kawałek, to im go dawał. „Wideo zmieni twój sposób myślenia" – głosi notka. Tak naprawdę jest to pokaz ludzkich odruchów, dodatkowo oprawionych w ramach autopromocji w koszulki, które pracownicy OckTV noszą non stop.

Psycholog kliniczny Thomas Baker przyznaje, że to trochę niepokojące. Chcemy odnaleźć w ten sposób nasze miejsce w społeczeństwie:

– Mamy tendencję do poszukiwania innych ludzi tylko po to, żeby móc się z nimi porównać, te grupy odniesienia pomagają nam zdecydować, co czuć i jak się zachowywać. Upajanie się upadkiem moralnym innych w prawdziwym życiu jest dość umiarkowane, ponieważ wiemy, że to źle cieszyć się cudzym nieszczęściem. Być może oglądając to na YouTubie, uwalniamy się od tego typu zahamowań.

Ta stosunkowo nowa fala virali moralnych to samodzielny gatunek produkcji filmowej, który powstaje w oparciu o cyniczne, z góry przesądzone konkluzje. Jeśli jest coś niezaprzeczalnie kompulsywnego w tym moralnym obrzydzeniu i wyższości tych, którzy handlują tymi filmikami, to jest to możliwość manipulowania naszą duszą za pomocą przycisku od myszy – i właśnie to chyba w tym wszystkim najbardziej przygnębia. Nawet jeśli jesteś szczęśliwy, że pomogłeś tym autentycznym dupkom, to nie możesz na pewno stwierdzić, że nie ma nic kojącego w myśli o dwóch frajerach ciągnących wspólnie obsadę fałszywych gwałcicieli w pościgu o wynagrodzenie z YouTube'a.

Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale jeśli flash moby muszą wyginąć, żeby zrobić miejsce dla czegoś takiego, to – na miłość boską! – niech wrócą. Nawet jeśli ma to oznaczać naukę gry na trąbce All You Need Is Love. Bo jeśli flash moby istnieją po to, żeby przypominać, na swój mdły korporacyjny sposób, że jest mnóstwo ludzi, których łączy pragnienie słuchania chórów gospel, to te okropne eksperymenty społeczne są przeciwieństwem flash mobów i przypominają nam, że ludzie mogą również jednoczyć się jako okropne, samolubne pizdy.