Reklama
Pomysł jest krytykowany przez środowiska zrzeszające pracodawców – krytycy pomysłu mówią, że zakaz spowoduje wzrost bezrobocia. To prawdopodobne, szczególnie w krótkim okresie. Liczba 40 tys. utraconych miejsc pracy, o których mówi Polski Rada Centrów Handlowych, wydaje się realistyczna.Pomysł jest krytykowany przez środowiska zrzeszające pracodawców – krytycy pomysłu mówią, że zakaz spowoduje wzrost bezrobocia
Reklama
Dla bezdusznych kapitalistów i roszczeniowych pracowników. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
Skąd wziął się pomysł zakazu? To inicjatywa związkowców z NSZZ Solidarność. Popierają go także środowiska katolickie. Dla tych ostatnich niedziela to dzień, w którym należy czcić Boga – a sam Jezus co najmniej raz dał się poznać w Nowym Testamencie jako osoba sceptyczna wobec handlu.Choć sam wybór dnia ma oczywiste pochodzenie tradycyjno-sakralne, to argumenty zwolenników zakazu nie mają jednak tylko religijnej natury. Dobro, które ma być ochronione, to wartości rodzinne pracowników, którzy muszą pracować w czasie, kiedy ich bliscy mają wolne. Wprowadzenie wolnych od pracy weekendów to jedno z największych zdobyczy światowego ruchu robotniczego i z tej perspektywy nie powinno dziwić, że związkowcy walczą o jego pełne wyegzekwowanie. Choć w świetle polskiego prawa godziny przepracowane w niedzielę nie mogą prowadzić do przekroczenia maksymalnej ilości czasu pracy, to wszyscy wiemy, jak bywa w Polsce z egzekwowaniem obowiązującego prawa.
Reklama
Obowiązkowo wolne niedziele to nie rodzimy wymysł – podobny zakaz obowiązuje w 9 krajach UE. Także tych niekatolickich, jak Grecja czy Holandia. Polacy należą do unijnej czołówki pod względem liczby przepracowanych godzin. Dużą liczby dni ustawowo wolnych nadrabiamy jednymi z najdłuższych „zmian" w pracy. Niedziele nie są nawet liczone jak nadgodziny, w związku z czym pracownicy nie dostają dodatków czy podwyższonych stawek.Przeprowadzone dla portalu money.pl badanie pokazuje, że idea wolnych niedziel mocno dzieli polskie społeczeństwo. 46% respondentów jest przeciw, a 41% za. Wśród osób z wyższym wykształceniem jest największy sprzeciw dla zakazu – za jest tylko 35%, a przeciw 54%.Podział przebiega więc ze względu na stosunek do kasy – popierają go ci, którzy statystycznie rzadziej pracują jako sklepowi sprzedawcy. Oczywiście to, że ktoś pracuje na dziale sprzedaży nie oznacza, że nie może mieć wyższego wykształcenia (znamy historie o pracujących w dyskoncie absolwentów filozofii czy ekonomii), ale statystycznie to raczej osoby z wykształceniem podstawowym i średnim pracują w tym segmencie usług.Tak więc nasz stosunek do zakazu handlu to prawdziwy klasowy termometr: jeśli czytając ten tekst czujesz oburzenie i uważasz, że związki zawodowe tym razem posunęły się za daleko, to jest duża szansa, że nigdy nie musiałeś(aś) pracować jako sprzedawca-magazynier.Polacy należą do unijnej czołówki pod względem liczby przepracowanych godzin