FYI.

This story is over 5 years old.

The Hopelessness Issue

Kongres trzęsie się w posadach

Po bez mała dwóch latach nieustannych wrzasków i łgarstw, inaczej znanych jako kampania prezydencka 2012, można by pomyśleć, że dla amerykańskich polityków wreszcie nadszedł czas na wytężoną pracę i prawdziwe rozwiązywanie problemów. Błąd.

Po bez mała dwóch latach nieustannych wrzasków i łgarstw, inaczej znanych jako kampania prezydencka 2012, można by pomyśleć, że dla amerykańskich polityków wreszcie nadszedł czas na wytężoną pracę i prawdziwe rozwiązywanie problemów. Błąd. Główną bolączką Stanów Zjednoczonych nie jest to, że władza w rządzie wpadła w ręce czarnych charakterów sceny politycznej. Problem tkwi w tym, że rząd, a w szczególności Kongres, nie są w stanie niczego porządnie zrobić. Lub nie chcą- na jedno wychodzi. Z codziennych wiadomości w serwisach informacyjnych wyłania się koszmar będący udziałem całego narodu; w Senacie nie ma prawa zaistnieć żadna inicjatywa, o ile nie ma poparcia miażdżącej większości. Nad posiedzeniami nieustannie wisi groźba zawieszenia obrad, obstrukcji parlamentarnej lub użycia innych chwytów ustawodawczych. Stronniczość partyjna stała się zjawiskiem na tyle powszechnym, że oddawanie głosów odbywa się tylko i wyłącznie według klucza partyjnego.

Problemy Ameryki mają jednak głębsze podłoże i nie chodzi tu tylko o rosnącą liczbę zaślepionych ideologicznie kretynów na państwowych stanowiskach. W książce pt.: The Broken Branch (Ułamana gałąź, przyp. tłum.) z 2006 roku, która jest analizą krytyczną działań Kongresu i Senatu, eksperci nauk politycznych Thomas E. Mann i Norman Ornstein przedstawiają dobrze udokumentowaną, trwającą od 20 lat, ewolucję Kongresu. Niegdyś organ wykonawczy, na którego czele stały komisje złożone ze specjalistów i którego praca podlegała odwiecznym zasadom, dziś przeobraził się w kółko wzajemnej adoracji (inaczej: cuchnące szambo). Wspomniane już zjawisko głosowania zgodnego z dyscypliną partyjną zatacza coraz szersze kręgi przynajmniej od lat 80-tych; w latach 90-tych nabrało tempa dzięki Newtowi Gringrichowi. Ale to nie wszystko. Autorzy książki upatrują przyczyn politycznego impasu również w tym, że ustawodawcy przestali być dumni z Kongresu jako instytucji państwa. Stary zwyczaj pisania projektów ustaw przez członków komisji odpowiedzialnych za konkretne obszary polityki i poddawanie ich pod dyskusję podczas obrad kongresu odszedł w niepamięć. Obecnie ustawy autorstwa liderów partyjnych i lobbystów uchwala się głosami wiernych linii partii kongresmanów, którzy nawet nie zdążyli dokładnie zapoznać się z treścią tych projektów ustawodawczych. Co gorsza, zamiast kierować się zasługami czy stażem w partii, liderzy partyjni wyznaczają do komisji tych kongresmanów, którzy są w stanie zebrać dla swojej partii najwięcej pieniędzy. Donald Wolfensberger był przez trzydzieści lat członkiem sztabu wyborczego partii republikańskiej. Obecnie jest pracownikiem naukowym w Woodrow Wilson Center. Na początku tego roku oznajmił komisji senackiej, że "cały ten szum związany z prowadzeniem kampanii wyborczych poważnie naruszył wizerunek organu ustawodawczego, czyniąc z niego maszynkę do robienia pieniędzy." Poruszyłem ten temat w rozmowie z Donaldem. Nie wahał się poddać ostrej krytyce kulturę nieustającego karnawału wyborczego. “[Kongresmeni] wciąż żyją w przekonaniu, że jeśli uda im się zapunktować u elektoratu i ponownie wygrać wybory, to opinia publiczna nie zauważy wszechobecnego partyjniactwa,” powiedział. “Wydaje mi się jednak, że powoli zaczyna to do nich docierać. Po tych wyborach w ich wypowiedziach pobrzmiewają nowe tony, na przykład, "Może faktycznie musimy wziąć się do roboty."

Pierwszą rzeczą na liście, w chwili powstawania tego artykułu, było uniknięcie tak zwanego “klifu podatkowego,” czyli gwałtownego zacieśnienia polityki fiskalnej. Klif podatkowy to połączenie podwyżek podatków dochodowych i cięć budżetowych, których nikt nie chce. Mimo to zmiany wejdą w życie na początku 2013 roku. Klif podatkowy zawdzięczamy skrajnie niekompetentnym negocjacjom dotyczącym zmniejszenia deficytu państwowego, które miały miejsce jeszcze w 2012 roku. Świeżo wyłoniony Kongres będzie zmuszony od nowa zmagać się z kwestią deficytu i osiągnąć na tym polu jakiś konsensus. Nie będzie to łatwe, bo-jak twierdzi Donald-szefowie partii zniechęcają szeregowych członków do uczestnictwa w obradach nad wnioskami legislacyjnymi, w których obecne byłyby obie partie. Co tu dopiero mówić o faktycznej współpracy. Miejmy nadzieję, że jeszcze długo nie będzie potrzeby utworzenia rządu federalnego.

Zobacz też:

USA odkrywają dopalacze
Ten człowiek twierdzi, że Obama jest gejem
Ekstremalne systemy karne