FYI.

This story is over 5 years old.

Kryminał

Dlaczego zostałem kapusiem i pomagam policji

W takich chwilach twoje serce bije jak szalone. Nie wolno jednak dać tego po sobie poznać. Staram się wtedy zaśmiać, zażartować, jakoś rozluźnić atmosferę
"
tekst "Nate"
ZK
tłumaczenie Zuzanna Krasowska
Michael Goldberg
Wysłuchane przez Michael Goldberg

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE US

Od pięciu lat 27-letni „Nate” – specjalista od bezpieczeństwa teleinformatycznego zamieszkały w okolicach Filadelfii – współpracuje z lokalną policją i pomaga jej łapać dilerów heroiny działających w tym rejonie. Działając wraz z „Billem”, detektywem z wydziału antynarkotykowego, bierze udział w tajnych, kontrolowanych zakupach narkotyków, a następnie przekazuje policjantom informacje na temat dilerów. Ma świadomość, że niektórzy z nich nie zawahaliby się wpakować mu kulkę między oczy, gdyby się dowiedzieli, że na nich donosi. Oto historia Nate'a opowiedziana jego własnymi słowami.

Reklama

Jechałem samochodem z moim kumplem, gdy zostałem zatrzymany za przekroczenie prędkości. Miałem 22 lata. Policjant zaczął mnie pytać, czy mamy przy sobie zioło – mój znajomy ewidentnie mnie wystawił. Gliniarz, który mnie zatrzymał, był prawdziwym palantem, ale wtedy pojawił się Bill. Zamiast oskarżać mnie o wszystkie zbrodnie świata, Bill rozmawiał ze mną jak z człowiekiem. Był naprawdę spoko. Nie miałem przy sobie wystarczającej ilości trawy, aby zostać oskarżonym o dilowanie, ale na tyle dużo, żebym miał kłopoty. Bill zagadał do mnie: „Hej, może razem jakoś to rozwiążemy… zostań informatorem, a oczyścimy cię ze wszystkich zarzutów”. Odmówiłem: „Nie, nie interesuje mnie to. Nie chcę tego robić”.

Przyjąłem oskarżenie na klatę i dostałem wyrok w zawieszeniu. Jakiś czas później zadzwonił do mnie Bill i poprosił, żebym przyjechał na posterunek. Powiedział, że nie obchodzi go marihuana; ścigał jedynie ludzi handlujących heroiną i opioidami. Obserwował kilku facetów, którzy je rozprowadzali, i zobaczył, że miałem ich w znajomych na Facebooku. Domyślił się, że muszę coś o tym wiedzieć i chciał ze mną współpracować. Od razu zaznaczyłem, że nie mam zamiaru wsypywać ludzi, którzy handlowali jedynie zielskiem, ale pomogę mu przy dilerach heroiny.

Nienawidzę heroiny z całego serca. Straciłem przez nią wielu przyjaciół. Ludzie, których znałem od dzieciństwa, uzależniali się od niej i tragicznie kończyli. Sam przez jakiś czas nadużywałem opiatów, które przepisano mi na ból pleców. Rzuciłem je z dnia na dzień. To było naprawdę trudne. Zioło zdecydowanie pomogło mi znieść objawy odstawienia. Mogłem z łatwością uzależnić się od heroiny, podobnie jak moi znajomi, ale dzięki Bogu nigdy tak się nie stało. Heroina i opioidy to największa zmora naszej społeczności, więc chciałem coś z tym zrobić.

Reklama

OBEJRZYJ: Historia pewnej miłości w Swansea: epidemia heroiny wśród nastolatków


Powiedziałem Billowi, że nie wydam mu żadnych przyjaciół i nie będę nosił podsłuchu. Nie kłócił się ze mną, ponieważ wiedział, że mogę mu dostarczyć wielu przydatnych informacji. Prawie wszyscy mnie tutaj znają i mi ufają. Nikt by mnie nie podejrzewał. Mam wielu uzależnionych od heroiny znajomych, którzy mówią mi właściwie wszystko. W przeszłości sami często zaczynali ten temat, a ja dowiedziałem się, kto czym handluje i jakie osoby w tym siedzą.

Trochę się bałem podczas mojego pierwszego zakupu, ale wiedziałem, że handlarz był prawdziwą szują, więc nie pozwoliłem sobie na żadne wątpliwości. W takich sytuacjach trzeba nad sobą panować i zachowywać się w określony sposób. Dilerzy zauważają nawet najdrobniejsze szczegóły. Ale wiem, jak to się robi, ponieważ sam wielokrotnie kupowałem narkotyki. Pierwszy raz był łatwiejszy, niż podejrzewałem – usiadłem na jego ganku, spaliłem z nim jointa, zrobiłem zakup (heroinę) i sobie poszedłem. Właśnie tak to wygląda: dokonuję transakcji, a potem odchodzę i idę, dopóki ktoś po mnie nie przyjdzie i mnie nie zabierze. Na tym kończy się moja praca, resztę robią policjanci. Ufam Billowi, że mnie ochroni.

Czasami bywa naprawdę gorąco. Pewnego razu miałem namierzonego dilera, wszystko było gotowe, na zewnątrz czekały gliny, ale facet nie chciał mnie wpuścić do środka. Czekałem 40 minut i nic, nikt nie odpowiadał. Nie wiedziałem, co robić. Nie planowałem wchodzić do środka. Ale nagle pojawiła się jego mama i powiedziała: „Dlaczego tutaj czekasz? Wejdź do środka”. Prawdopodobnie nie powinienem był tego robić, ale podążyłem za nią. Wtedy jego wujek zszedł ze schodów – miał broń i dostał ataku szału. Krzyczał: „Kim jest ten facet? Kim on jest?!”. Był kompletnie naćpany i naprawdę myślałem, że mnie zastrzeli, ale udało mi się go uspokoić. Po chwili pojawił się diler – a właściwie wytoczył się ze swojego pokoju, bo ledwo chodził. Nie miał nawet torebki na moją heroinę; po prostu wysypał mi ją na dłoń.

Reklama

W takich chwilach twoje serce bije jak szalone. Czujesz to w swojej klatce piersiowej. Nie wolno jednak dać tego po sobie poznać. Staram się wtedy zaśmiać, zażartować, jakoś rozluźnić atmosferę. Oczywiście wszystko może się spieprzyć w mgnieniu oka. Mój znajomy kiedyś wszedł do czyjegoś domu, żeby kupić dragi, a dilerzy przyłożyli mu do głowy broń i kazali wypalić tonę cracku, żeby udowodnił, że nie jest gliną. Mnie też mogłoby się to przydarzyć, ale na szczęście umiem nieźle zbajerować ludzi. Jestem gotowy wymyślić dowolną bajeczkę, byleby tego uniknąć. Nie przygotowuję wymówek z wyprzedzeniem, ponieważ człowiek się przez to stresuje i może wzbudzać podejrzenia. Staram się po prostu reagować na otoczenie.


Historie znad krawędzi. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


To daje wielkiego kopa adrenaliny, a ja to uwielbiam. Wywołuje to wiele różnych emocji, do których nie jestem przyzwyczajony: nerwy, ekscytacja, poczucie, że w każdej chwili może wydarzyć się coś złego. Przypomina to trochę skoki na bungee. Robiłem to kilka razy w Afryce, gdzie nie ma żadnych przepisów bezpieczeństwa, więc cały czas się zastanawiasz: „Nie wiem, czy lina pęknie, czy nie…”. Tutaj też podejmuję świadome ryzyko.

Nie rusza mnie to, że ludzie mogą myśleć o mnie jako o donosicielu. Robię coś dobrego dla mojej społeczności i to nie dlatego, że chcę uniknąć odsiadki. Nie rozwiązuję w ten sposób własnych problemów. Nie dostaję za to zapłaty. Istnieją przecież strażacy-ochotnicy, prawda? To właściwie to samo. Nie mogę zostać policjantem – byłem karany i nie lubię broni. Za gliniarzami też nie przepadam. Bill to wyjątek. Po prostu nie chcę heroiny w mojej społeczności. Nawet kiedy dilerzy wiedzieli, że próbuję rzucić opioidy, i tak pisali do mnie z informacją o nowym towarze. Próbowali mi go wmusić, bo gdybym zaczął, byłbym dla nich świetnym klientem. Chcieli zrujnować moje życie tylko po to, żeby trochę zarobić. To oni są złymi ludźmi, nie ja.

Reklama

Moi przyjaciele nie wiedzą, że to robię. Sądzę, że gdyby dilerzy się połapali, mógłbym mieć spore kłopoty. Możliwe, że kiedyś zacznę się z tego powodu denerwować, wpadnę w paranoję i będę musiał z tym skończyć. Jednak jeszcze nigdy nie zaliczyłem żadnej wpadki. Jestem pewny, że ani razu nie wzbudziłem niczyich podejrzeń. Może się zdarzyć, że ktoś będzie chciał mnie kropnąć. Niezbyt fajna perspektywa, ale cóż, takie jest życie. Będę musiał znieść to jak mężczyzna. Odwaliłem kawał dobrej roboty. Wiem, że sporo ryzykuję i nie mogę być pewny swojego losu. Całkowicie to akceptuję. Nie boję się śmierci.


Więcej na VICE: