FYI.

This story is over 5 years old.

Film

M. Night Shyamalan daje nam najciekawszą trylogię o superbohaterach od czasu „Batmana” Nolana

Dzisiejsi fani filmów Marvela i DC mogą być zawiedzeni

Kariera M. Night Shyamalana jest pełna plot twistów. Trochę, jak w tych filmach, które kręci. Przy każdej kolejnej premierze nigdy nie wiesz, czy doświadczysz przebłysku geniuszu, czy też znowu dostaniesz kupę gówna. Niektórzy filmowi komentatorzy z kraju i zza granicy widzą w tym winę gigantycznego ego, które nieustannie szepcze M. Night Shyamalanowi do ucha o nieomylności M. Night Shyamalana, niegdyś nazwanego „nowym Spielbergiem". O prawdziwości tych słów świadczyć może chociażby wywiad z 2015 roku, w którym 5 lat (!) po premierze Ostatniego Władcy Wiatru, tragicznej adaptacji Avatar: The Last Airbender, twórca wciąż bronił swojego dzieła, mogącego obecnie poszczycić się wynikiem 5% (wow!) na serwisie Rotten Tomatoes oraz 4,1/10 na portalu IMDb (Joel Schumacher przynajmniej przeprosił za Batmana i Robina).

Reklama

Pomimo tych nieprzewidywalnych wzlotów i upadków, reżyser zdradził niedawno, że otrzymał propozycję stworzenia czegoś dla DC i Marvela, taśmowych dostawców superbohaterskich blockbusterów – jednak odmówił, wiedząc, że nie będzie miał pełnej kreatywnej kontroli nad ich postaciami-markami. Zamiast tego stworzył swoje własne uniwersum dość nieoczywistych superbohaterów: bez peleryn, cudacznych strojów, które w prawdziwym życiu wywołałyby śmiech, ze światem, który tak naprawdę ich nie potrzebuje.

W 2000 roku, czyli chwilę po tym, jak świat zwariował na punkcie Szóstego zmysłu (na razie najlepszego i najbardziej dochodowego filmu M. Night Shyamalana), reżyser dał nam Niezniszczalnego. Jej bohater, David Dunn (w tej roli jeszcze niesprawiający wrażenia zmęczonego życiem Bruce Willis) jako jedyny przeżywa wielką katastrofę kolejową, nie odnosząc przy tym żadnych obrażeń. Niedługo po tym, odwiedza go tajemniczy Elijah Price (zajebisty wtedy i teraz Samuel L. Jackson), właściciel galerii sztuki komiksu, który próbuje przekonywać Dunna, że jego ocalenie z katastrofy nie jest przypadkiem i jest przeciwieństwem Price'a, u którego rzadka choroba powoduje ogromną łamliwość kości. Stara się mu wmówić, że komiksy to nie tylko obrazkowe medium ukazujące niekończącą się płytką walkę dobra ze złem – to historie zaczerpnięte z prawdziwego świata, w którym żyją ludzie tacy jak Dunn, nie wiedzący o swoich umiejętnościach i prawdziwych możliwościach.

Reklama

16 lat później (i kilka nieudanych filmów po drodze) M. Night Shyamalan zaprezentował Split, z genialnym Jamesem McAvoyem w rolach m.in. Dennisa, Patricii, Hedwiga, Kevina Wendella Crumba, Barry'ego, Orwella, Jade i najgroźniejszego z wymienionych – Bestii. Historia mężczyzny kryjącego w sobie 23 osobowości – dzieci, dorosłych, kobiety, mężczyzn… i Bestię – zaskarbiły sobie sympatię widowni. Natomiast Shyamalan, zobligowany do ukazania na końcu plot twistu (może to jego uzależnienie, a może już artystyczne więzienie, z którego nie może wyjść ze względu na oczekiwania publiczności i krytyków), postanowił połączyć Split w z Niezniszczalnym, tworząc z tego jeden wspólny świat.

Wchodzący właśnie do polskich kin (18 stycznia) Glass, czyli zwieńczenie trylogii o superbohaterach M. Night Shyamalana zapewne nie spodoba się wielu fanom filmów Marvela i DC. Film jest bardzo powolny, jako że duża jego część dzieje się w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, gdzie dr Ellie Staple (Sarah Paulson) studiuje osadzonych tam trzech bohaterów z poprzednich części. Kiedy natomiast dochodzi do długo wyczekiwanej konfrontacji, nie ma tu zagrożonego wszechświata, który trzeba uratować – tylko bójka dwóch typów na opuszczonym parkingu i trzecim typem na wózku, przyglądającym się pojedynkowi.

Momentami wyraźnie też widać to, o czym wspominam na początku tekstu – samozachwyt reżysera, który niektórymi scenami, nie wnoszącymi nic do historii, sam sobie przybija piątkę, zapewne sapiąc pod nosem: no geniusz, GENIUSZ! Chociaż Glass jest najsłabszą częścią ze wszystkich dotychczasowych, to właśnie ten brak twórczego kagańca nałożonego przez wielkie komiksowe franczyzy sprawia, że możemy tą historią wejść na dziewicze tereny dotychczas ukazywanego świata superbohaterów. A fakt, że przedstawieni tu bohaterowie nie są częścią trzepiącego hajs geek-biznesu, można z nimi zrobić wszystko, co paradoksalnie nadaje im trochę człowieczeństwa, dając nam przy tym jedną z najciekawszych trylogii o superbohaterach od wielu lat.

Reklama

Glass wchodzi do polskich kin 18 stycznia.

Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku

Czytaj też: