FYI.

This story is over 5 years old.

Moje zdanie

Dlaczego nie umiemy oddać czci bohaterom

Robienie hucpy z okoliczności tak wielkiej tragedii, jak rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, to po prostu wstyd. Stało się z nami coś strasznego
Źródło: Twitter/Wojtek Szacki

Od kiedy dojrzałem do tego, by w umiejętny sposób czcić bohaterów Powstania Warszawskiego, minęła grubo ponad dekada. Wymagało to setek godzin lektur, rozmów z jego uczestnikami, merytorycznego zaplecza. W latach liceum i wczesnych studiów, gorąco negowałem ideę i sam fakt. Jako człowiek wówczas bardziej pragmatyczny, a mniej nastawiony na romantyzm, kochający swoje miasto, nie rozumiałem tego, co się stało. I dlaczego należy to celebrować.

Reklama

Dziś natomiast nie rozumiem, dlaczego 1 sierpnia budzi tak ogromne kontrowersje i jest okazją do przepychanek, a także – co boli najmocniej – popkulturowego festiwalu i swoistego pikniku.

Uważam, że kłótnie o ideę i sens Powstania Warszawskiego mają podstawy przez cały rok. Poza tym jednym dniem. 1 sierpnia należy oddać hołd i cześć ludziom, którzy wyszli na ulice walczyć o swoją wolność i dumę. Po prostu. To nie jest dzień na dyskusje polityczne. Dziś wszyscy wiemy, że to była decyzja z góry skazana na niepowodzenie, ale do jasnej cholery – rocznica Powstania Warszawskiego to nie jest moment na takie rozważania! To obraza dla tych, którzy poświęcili swoje życie. Dla tych, którzy w coś wierzyli, którzy unieśli się ponad konformizm.

To buczenie na uczestników podczas oficjalnych obchodów jest jak ich opluwanie. To prymitywne i niesmaczne. Można się ze sobą nie zgadzać, ale w świecie ludzi na poziomie nie ma miejsca na to, by na grobach bohaterów toczyć prywatne wojenki. To urąga tym, których się tego dnia „celebruje".

Nie ma miejsca na to, by tego dnia najpierw palić race (do których nic nie mam), modlić się, zapalać świeczki, a potem walić browary. Oczywiście w obowiązkowym kubraczku z herbem Polski Walczącej i wkurwieniem na twarzy, połączonym z pogardą dla innych osób.

1 sierpnia zrobił się pożywką dla ogromu dresiarstwa, które nie ma pojęcia, kim jest Norman Davies, nie wie nic o rzezi na Woli, za to najgłośniej wymachuje szabelką. I już nawet nie chodzi o cały ten przemysł koszulkowo-marketingowy. Bo są na przykład grupy kibiców Legii, którzy co roku przygotowują estetyczne, świetnie wykonane koszulki, z których sprzedaży cały zysk idzie na renowację grobów i pomoc dla wciąż żyjących uczestników PW.

Ale tak naprawdę najmocniej żenuje mnie to, że uczyniono z obchodów wybuchu Powstania Warszawskiego okazję do reklam, do zarabiania kasy i w miejsce zadumy jest festyn. Gdy już miałem gotowy w głowie plan na tekst, znalazłem na Twitterze coś takiego:

Stało się coś strasznego. Coś obrzydliwego. I w czym coraz mniej mam ochotę jakkolwiek uczestniczyć. Czynienie z ludzi, którym wojna zabrała najlepsze lata życia, często dom, rodzinę, godność, okazji do reklamy jest absolutnie żenujące. Dlatego króciutki apel – mniej hałasu i hucpy, a więcej refleksji. Ona jest nam wszystkim po prostu bardzo potrzebna.