Kim są polscy antyfaszyści

FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Kim są polscy antyfaszyści

„Mam na imię Kazimierz, mam 78 lat. Biorę udział w tej demonstracji, bo jestem przeciwnikiem ksenofobii" – powiedział mi starszy mężczyzna, z trudem maszerujący z orszakiem. Antyfaszyzm mimo wszystko, ponad wszystko?

Tekst: Paweł Mączewski

Polscy antyfaszyści mają problem. Co to za problem? Jak dotrzeć z głoszonymi przez siebie wartościami do osób niezdecydowanych, postronnych w konflikcie pomiędzy skrajną prawicą a postulatami lewej strony. Trudno się temu dziwić, gdy o wolności, tolerancji i zrozumieniu krzyczą do przechodniów ludzie w czerni z kapturami na głowach i zakrytymi twarzami. To pewnie część tego złego PR-u, który utarł się w społeczeństwie, nie bez udziału mainstreamowych mediów, ukazujących antyfaszystów, jako siły równie groźne i skrajne, jak te, z którymi walczą.

Reklama

W ostatnią sobotę na ulicach Warszawy odbyła się antyfaszystowska demonstracja, pod hasłem „Solidarność zamiast nacjonalizmu". Na miejsce zbiórki wyznaczono Umschlagplatz, skąd w czasach niemieckiej okupacji wywożono Żydów na śmierć. Pomysł co do tego miejsca wzbudził kontrowersje – dlatego na facebookowym wydarzeniu ostatecznie pojawiła się informacja, że wszyscy widzimy się na rogu ulic Stawki i Dzika, czyli tuż obok wspomnianego placu.

Przyszedłem tam chwilę wcześniej, moim celem było porozmawiać z jak największą liczbą uczestników. Chciałem sprawdzić, czy antyfaszyści to rzeczywiście tylko kolejna bojówka ścierająca się na ulicach miasta za swoje poglądy.

Zanim jeszcze marsz ruszył, poznałem Pawła, dowiedziałem się, że na demonstrację przyjechał z Poznania. Paweł ma 28 lat.

VCIE: Dlaczego tu jesteś?
Paweł: Uważam, że mówimy o rzeczach, które warto wałkować, medialnie i przez coroczne marsze – zwłaszcza teraz, kiedy prawica w tym kraju czuje się silna i wykorzystuje temat imigrantów, podciągając to pod swoje własne, dziwne cele. U nas w Poznaniu pobito kilka dni temu Syryjczyka w biały dzień i boję się, że takich przypadków może być więcej. Ta demonstracja to wyraz tego, że ludziom się to nie podoba.

Tyle, że tę prawicę, o której wspominasz, wybrała większość Polaków w ostatnich wyborach parlamentarnych, więc może taka retoryka do nich trafia?
Ta retoryka ma to do siebie, że jej nie trzeba rozumieć, by ją łyknąć – bo wszystko opiera się na kilku prostych hasłach, jak „precz z komuną" lub „Polska dla Polaków".

Reklama

„Polska dla Polaków" – to część hasła tegorocznego Marszu Niepodległości, mającym być kwintesencją patriotyzmu. Czy ty czujesz się patriotą?
Nie, nie czuję się patriotą – doceniam i szanuję naszą historię, dokonania przodków, walkę w powstaniach, ale nie utożsamiam się z tym krajem. Mi osobiście nie robi różnicy miasto, gmina, czy kraj, ale jestem przekonany, że znajdziesz tu mnóstwo patriotów, którzy popierają demonstrację przeciw nacjonalizmowi.

Dzięki za wypowiedź.

Na hasło Marszu Niepodległości „Polska dla Polaków", stojąca obok starsza kobieta skomentowała stanowczo:

„Proszę pana, ja na przykład genetycznie jestem stuprocentową Polką i uważam, że Polska jest dla tych, którzy chcą dla niej dobrze, a nie dla tych, którzy się Polakami urodzili". Spytałem, dlaczego postanowiła wziąć udział w demonstracji: „Bo jestem przeciwna ksenofobii i nie podoba mi się, co obecnie dzieje się w kraju". Chcąc dodać jej wypowiedź do artykułu, poprosiłem, by się przedstawiła i podała swój wiek – zaśmiała się: „Mam na imię Dorota, za dwa tygodnie kończę 63 lata.

Idąc w głąb tłumu zauważyłem kobietę na wózku inwalidzkim. Przedstawiła się jako Agnieszka. Zapytałem, dlaczego chciała wziąć udział w demonstracji:

Uważam, że już dosyć jest podziałów spowodowanych religią, kolorem skóry itp., bo chociaż każdy jest inny, to wszyscy jesteśmy tacy sami. Miałam okazję być na Marszu Niepodległości i odniosłam wtedy wrażenie, że to banda sfrustrowanych ludzi, niezadowolonych, którzy dają upust tej frustracji. Dlatego niszczą mienie – mienie, które jest polskie i na którego odbudowę idą ogromne pieniądze. Widziałam na własne oczy, jak to wygląda, to było straszne, to nie jest patriotyzm.

Reklama

Kolejną osobą, do której podszedłem, był starszy mężczyzna z bródką, wyróżniający się swoim jasnym płaszczem na tle zamaskowanych osób w czerni.

Henryk, 68 lat.

VICE: Dlaczego zdecydował się pan przyjść na demonstrację?
Henryk: Bo po swoich doświadczeniach dotyczących komunizmu, jestem przeciwnikiem skrajności i uważam, że trzeba czasem dać temu wyraz. Nasza skrajna prawica dość niebezpiecznie zbliża się do granicy, która pachnie właśnie swego rodzaju „-izmem". To już nie jest przedwyborcza retoryka, to nawoływanie do zachowań o charakterze faszystowskim – bo tak właśnie odbieram zachowanie naszych niektórych polityków.

Mimo wszystko, to właśnie prawica zdobyła większość w wyborach, narodowcy znaleźli się też w sejmie – więc może większość Polaków, która głosowała na tych ludzi i te partie, uważa, że to słuszna droga dla Polski?
Moja prywatna teza na ten temat jest taka, że co najmniej 80 procent polskiego narodu nie bardzo wie, co się wokół niego dzieje. Na przykładzie straszenia uchodźcami – zgodzę się, że powinniśmy podejść do tematu pragmatycznie, ale niestety, myślę, że Polska podskórnie jest jednak krajem ksenofobicznym. Z resztą ten problem dotyczy też innych europejskich państw. Dlatego wystarczy jeden prosty okrzyk: „wróg!".

Za kilka dni odbędzie się Marsz Niepodległości, na który przychodzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi, na demonstracje antyfaszystowską w porywach kilka tysięcy. Skąd tak duża dysproporcja?
Skrajność i agresywność jest łatwiejsza. Działanie na „nie" jest prostsze, bo wystarczą łatwe, wrzeszczące hasła. Dużo ludzi woli nie myśleć – prościej jest mieć wodza, za którym się pójdzie.

Reklama

A czy te dysproporcje nie są spowodowane też kiepskim PR-em demonstracji antyfaszystowskich, gdzie o tolerancji i wolności krzyczą ubrani na czarno mężczyźni w kominiarkach – czy taki wizerunek nie zraża do siebie osób postronnych, obserwujących marsz z boku?
To prawda, cały czas zastanawiam się, czy to jest miejsce dla mnie.

Dziękuję panu za wypowiedź.

Postanowiłem porozmawiać z kimś z zakrytą twarzą – Izę poznałem w tłumie, stała wśród innych zamaskowanych ludzi, ma 27 lat, na demonstracje przyjechała z Lublina.

VCIE: Dlaczego przyjechałaś do Warszawy?
Iza: Bo co roku biorę udział w demonstracji. To dla mnie obowiązek, by głośno powiedzieć „nie" faszyzmowi i odradzającej się w Polsce skrajnej prawicy. Tak naprawdę przyjeżdża tu wiele osób z całego kraju, bo chcą pokazać solidarność z osobami, których dotyka rasizm i homofobia.

Mimo wszystko, nie obawiasz się, że wasz wygląd – czarny strój, zakryte twarze – może bardziej odstraszyć przypadkowego przechodnia?
Zakrywamy twarze, bo chcemy zachować anonimowość – wielu moich przyjaciół było ofiarami przemocy, gdybyśmy mieli inną sytuację w kraju, może wyglądałoby to inaczej, ale jeżeli spojrzysz za siebie zobaczysz też tęczowe i biało-czerwone flagi. Chcemy przerwać ten stereotyp czerni.

Dzięki za rozmowę.

Za czy przeciwko uchodźcom? Zobacz zdjęcia z dwóch demonstracji

Ruszyliśmy. W tłumie zobaczyłem kolejną starszą osobę – mężczyzna bardzo powoli sunął do przodu, mimo widocznego wysiłku, starał się nadążyć za maszerującym orszakiem. Zapytałem, dlaczego postanowił pojawić na demonstracji:

Mam na imię Kazimierz, mam 78 lat. Biorę udział w demonstracji, bo jestem przeciwnikiem ksenofobii. Jeszcze nie wiem, czy pójdę w Marszu Niepodległości, ale jeżeli będzie on miał charakter nacjonalistyczny – to oczywiście jestem jemu przeciwny.

Reklama

Nagle zobaczyłem widok, którego nie spodziewałem się na antyfaszystowskiej demonstracji – pozującą do zdjęcia kobietę z przewieszonym na szyi szaliku Legii Warszawa, podszedłem i zdałem pierwsze, możliwie głupie pytanie, jakie w tamtej chwili przyszło mi do głowy:

VICE: Jesteś kibicem Legii?
Małgorzata: Tak, kibicuje Legii Warszawa już prawie 40 lat.

Wybacz moje pierwsze pytanie, ale kibice kojarzeni są raczej z tą drugą demonstracją, na 11 listopada. Czyli to znaczy, że istnieje też model kibica, który walczy o tolerancję i prawa dla wszystkich?
Oczywiście, że tak. Na Żylecie jest cała masa mądrych, wartościowych ludzi, także o różnej orientacji seksualnej. Jedna osoba przed chwilą już do mnie powiedziała, że mi się chyba demonstracje popierdoliły – zapytałam grzecznie, czy chcąc tu być, nie mogę być kibicem? Nie generalizujmy. Możliwa jest inna droga, niekoniecznie demolka.

Przyznasz jednak, że polskim kibicom towarzyszy łatka ksenofobii i homofobii?
To wszystko przez tę grupę krzykaczy, których na cały stadion jest 10 procent, ale będąc najgłośniejszymi robią nam złą opinię.

Czy w takim razie wybierzesz się na Marsz Niepodległości?
W żadnym razie. Nie odpowiada mi hasło „Polska dla Polaków".

Jak je skomentujesz?
Ziemia dla ziemniaków, Księżyc dla księży.

Ok, dziękuję za rozmowę.

Od następnej osoby dowiedziałem się, że jest aktywnym antyfaszystą. Zgodził się porozmawiać, ale nie chciał być fotografowanym.

Reklama

VICE: Cześć, jesteś z Warszawy, czy przyjechałeś na demonstrację z innego miasta?
Jestem z Wrocławia.

Podobno we Wrocławiu jest dość nieciekawa sytuacja, jeżeli reprezentujesz inne poglądy niż narodowcy?
Tak, skrajna prawica formułuje się w bardzo silne grupy, ludzie zauważyli w tym coś na kształt subkultury „anty-systemowej", co jest dla nich atrakcyjne. Nie zauważają jednak, że skrajny nacjonalizm to poglądy, które są „przeciw czemuś". Staramy się z tym walczyć, by każdy mógł powiedzieć swoją racje.

W jaki sposób zachęcacie młodych ludzi, by dołączali w wasze szeregi, a nie narodowców?
Organizujemy szereg imprez, koncertów, wydajemy ziny. Zabraniamy tylko zabraniania. Dzisiejsza demonstracja jest próbą pokazania, że jest nas wielu – jest w nas siła, jako skrajni antyfaszyści jesteśmy w stanie wiele zrobić dla tej sprawy i wiele dla niej poświęcić. Antyfaszyzm to nie ideologia, to postawa.

Dzięki za wypowiedź.

Zaczynało się robić już ciemno, maszerowaliśmy ulicami centrum. Pośród wielu osób niosących wspólnie bannery z antyfaszystowskimi hasłami, moją uwagę zwróciła młoda mama z synkiem, który też starał się pomagać trzymać jeden z plakatów:

Zdecydowałam się przyjść z moim synkiem, ponieważ przy okazji syryjskich uchodźców, w naszym kraju wychodzi na wierzch bardzo dużo ksenofobicznych postaw. Zauważam to również wśród moich znajomych. Widzę jak boją się nieznanych ciemnoskórych — dlatego uważam, że moje uczestnictwo to taki prosty gest, żeby zademonstrować, że w Polsce są ludzie, którzy chcieliby, żeby ten kraj był mniej homogeniczny. To moja druga demonstracja, ale na tą zabrałam ze sobą synka. Bruno ma 7 lat i już teraz spotyka rówieśników, którzy deklarują niechęć do osób z innym kolorem skóry. Dlatego chciałam, żeby zrozumiał, że nie ma się czego bać. Chcę, by rósł w tolerancji.

Reklama

Zapytałem ją, czy zabierze synka na 11 listopada i co myśli o jego haśle przewodnim Marszu Niepodległości?

Mój synek jest harcerzem, doskonale zna tę datę, więc nie widzę takiej potrzeby deklarowania, że wiemy, co się wtedy wydarzyło. Natomiast jeżeli mówimy o haśle Marszu Niepodległości… kojarzy mi się z piosenkami Disco Polo i myślę, że jego poziom jest podobny.

Demonstracja powoli zaczynała zbliżać się do swojego ostatniego przystanku, tuż obok Pałacu Kultury i Nauki. Słońce zaszło, ulice rozświetlały latarnie i migające koguty na dachach policyjnych radiowozów, strzegących spokoju. Pośród zgromadzonych dostrzegłem jeszcze jedną, starszą kobietę, niosącą dumnie transparent z hasłami nawołującymi do tolerancji.

Hanna, po sześćdziesiątce (nie chciała podać dokładniej).

VICE: Zadawałem to pytanie cały dzień, ale dlaczego postanowiła pani wziąć udział w demonstracji?
Wie pan, odkąd się zaczęła afera z uchodźcami, ja widzę ogromne zagrożenie ksenofobią w Polsce. Z wykształcenia jestem orientalistką i nie mogę teraz zrozumieć, dlaczego kreujemy sobie urojonego wroga, którego wszędzie widzimy. Wie pan, ja się wychowałam na lekturze Tuwima, którą piętnował ND-ków (Narodowa Demokracja — polski ruch polityczny o ideologii nacjonalistycznej) - nie myślałam, że dożyję czasów, kiedy rzeczy, o których pisał przed wojną, pojawią się teraz w przestrzeni publicznej.

Czy weźmie też pani udział w Marszu Niepodległości?
Zostanę w domu. Boję się, co będzie się tam działo.

Reklama

W jaki sposób, pani zdaniem, można patriotycznie spędzić 11 listopada?
Można spotkać się w rodzinnym gronie, śpiewać pieśni patriotyczne, można pójść odwiedzić jakiś pomnik lub złożyć kwiaty na grobach ludzi, którzy walczyli o niepodległość naszego kraju. Oczywiście, wolałabym tak jak w innych krajach, by na ulicach Warszawy odbywały się jakieś radosne festyny, ale chyba pora roku nam nie sprzyja…

Clement. 24 lata. Francja

VICE: Hej Clement, jak trafiłeś na antyfaszystowską demonstracje w Warszawie?
Clement: Po pierwsze od miesiąca żyję w Warszawie, przeprowadziłem się tu, by studiować i myślę, że to ważne, by wiedzieć, co dzieje się w kraju. Dlatego zaniepokoiła mnie obecna sytuacja w Polsce, więc skoro już tu jestem, czuję się też odpowiedzialny za to miejsce. Po drugie, jestem nie tylko Francuzem, ale też obywatelem Europy, a problem imigrantów dotyka cały kontynent. Uważam, że naszym obowiązkiem jest szukanie lepszych rozwiązań niż tylko zamykanie granic.

Czy mieszkając w Polsce, spotkałeś się z jakimiś nieprzyjemnymi sytuacjami na tle rasowym?
Tak jak wspomniałem, jestem tu dość krótko, więc nie, ale moi znajomi ostrzegli mnie, bym lepiej nie wychodził z domu 11 listopada. I kiedy słyszysz coś takiego w europejskim kraju, to znaczy, że problem istnieje.

Jak skomentujesz problem z przyjęciem uchodźców we Francji?
Tak, we Francji jest ten sam kłopot co u was. W północno-zachodniej części kraju powstał obóz, gdzie 3 tysiące imigrantów czeka na transport do Anglii i większość francuskich polityków zostawiła ich samym sobie. Niestety we Francji także mamy problem z rasizmem. Dlatego uważam, że zamiast zamykać granice, powinniśmy uczyć się komunikacji pomiędzy różnymi kulturami.

Reklama

Pomyślałem, że na koniec warto porozmawiać z kimś, kto nie tylko uczestniczy w demonstracjach antyfaszystowskich, ale także bierze udział w ich przygotowaniach. Tak poznałem Ruperta…

Rupert. 47 lat.

VICE: Która to twoja manifestacja?
Rupert: Biorę w tym udział od 1993 roku, tak więc możesz sobie policzyć.

Co się zmieniło przez te wszystkie lata walki?
Na początku lat 90. ruch antyfaszystowski powstał jako oddolna samoobrona. Wtedy było o tyle strasznie, że skrajna prawica nie miała politycznej siły, ale była silna na ulicach w postaci nazioli, którzy atakowali koncerty i demonstracje. Mało kto to teraz pamięta, ale takie imprezy jak np. Róbrege zostały przez nich rozbite. W centrum Warszawy, w okolicach Dworca Centralnego, pl. Konstytucji i Starówki, jeżeli ktoś pojawił się nieodpowiednio ubrany, narażał się na pobicie. Dlatego robiliśmy, co w naszej mocy, żeby móc funkcjonować, bo policja się tym nie interesowała.

Wtedy nazywano to problemem subkulturowym, chociaż ostrzegaliśmy, że za parę lat to stanie się problemem politycznym — bo ci ludzie dorosną, sami wejdą w politykę lub zostaną zagospodarowani przez inne partie. Teraz mamy narodowców w sejmie. To się stało. Pytasz mnie, co się zmieniło przez te 20 lat? Cały czas musimy walczyć, bo czujemy się zagrożeni. Teraz mam dwóch synów w wieku szkolnym i jestem przerażony tym, co oni przynoszą ze szkoły — na lekcjach historii nie mówi się o lewicy w Polsce, że było coś takiego, jak PPS. Dyskurs się kończy na prawicowych wartościach i tym, że jest wielka Polska katolicka. I potem te dzieciaki idą na ulicę i mają wyprane mózgi, bo nikt im nie powiedział, że jest też druga strona mocy.

Reklama

Dziękuję za rozmowę.

Demonstracja skończyła się około godz. 18, pokojowo. Uczestnicy rozeszli sie do swoich miejsc.