FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dlaczego Władimir Putin oddaje swoje zegarki chłopom?

Bo ma ich dużo. Kolekcja jego zegarków wyceniana jest na ponad 700 tys. dol. (2,18 mln zł)

Mężczyzna, jego pies i jego zegarek. (Fot. via)

Władimir Putin ma gest. Taki gest, którym pokazuje wszystkim, kto tu rządzi. (Żeby nie było wątpliwości: rządzi Władimir Putin). Gdy nie odpoczywa topless z rybkami, nie jeździ bez koszuli konno po dzikich terenach Syberii albo nie strzela harpunami w wieloryba goły do pasa, rozdaje luksusowe zegarki chłopom z prowincji. Albo, gdy ma bardziej ekstrawagancki nastrój, rzuca nimi z mostu albo do mokrego cementu.

Reklama

Putin oficjalnie zarabia tylko 119 tys. funtów (595 tys. zł) rocznie, czyli – hańba! – mniej niż David Cameron, premier „wysepki, która nikogo nie obchodzi”. Mimo to, sama jego kolekcja zegarków wyceniana jest na ponad 700 tys. dol. (2,18 mln zł), co znaczy, że domniemane udziały w wielu koncernach gazowych i naftowych muszą nieźle Władziowi służyć.

Najsłodszym punktem jego kolekcji jest warte pół miliona dolarów cacko z A Lange & Sohne, określane przez twórców „niezrównanym arcydziełem” – zupełnie jak jego znamienity rosyjski właściciel. Obok jest robiący już trochę mniejsze wrażenie Breguet Marine za 15 tys. dol. i kilka Blancpainów, jednorazówek za 12 tys. dol. każdy. Wielki poskramiacz ryb jest też wielbicielem Patek Phillipe (zwłaszcza wersji z białego złota), którego adekwatnie szwajcarski slogan brzmi „Nigdy tak naprawdę nie jesteś właścicielem zegarka Patek Philippe. Przechowujesz go jedynie dla następnego pokolenia”.

W kraju, który przypomniał światu o terminie „oligarchia”, Putin musi przypominać swoim ludziom, że nim rządzi – że, jeśli Rosja to państwo mafijne, to on jest jej capo di tutti capi.

Używa swoich zegarków jak rekwizytów w teatrzyku. Rosyjska opozycja zmontowała ten krótki film, w którym widać jak Putin rzuca jeden ze swoich drogich czasomierzów w mokry cement. Widać jak leży, czekając na całkowite wchłonięcie i wszystkie samochody, które po nim przejadą. W pewnym momencie prezydent, zupełnie znikąd, zaczyna rozdawać zegarki nieznajomym. Szczęśliwi poddani, pokazani na początku filmu, to syn owczarza i metalowiec. Obaj dostali Aqualungi marki Blancpain, kosztujące ponad 10 tys. dol. Dzieciak dostał zegarek w ramach pokazu dobroci dobrego wodza, podczas gdy metalowiec po prostu do niego podszedł i poprosił. Putin rozdaje zegarki w taki sam sposób, jak carowie obdarowywali swoich zwolenników jajkami Fabergé.

Reklama

Napakowany Władimir w jednym ze swoich zegarków. (Fot. via)

To wspaniale ukazuje sposób, w jaki rosyjski prezydent obnosi się ze swoją potęgą. Jak w zeszłym roku doniosło Biuro Dziennikarstwa Śledczego, Putin rzekomo korzysta z wygód luksusowych jachtów, wypoczywa w wartym 1,75 mld zł pałacu nad Morzem Czarnym i posiada udziały w trzech dużych koncernach naftowych i gazowych. Stanisław Belkowski, rosyjski analityk sytuacji politycznej, wierzy, że Putina może być wart nawet 70 miliardów dolarów, co czyniłoby go jednym z bogatszych ludzi na świecie. Wszystko to jest raczej ukryte, ale Putin wie, że bogactwo i władza są ściśle powiązane. Więc, gdy na poziomie makro dzieli się ze swoim kolesiostwem zasobami swojego kraju; na poziomie mikro demonstruje swoją władzę pozbywając się przedmiotów, które dla niego są ledwie świecidełkami. Jakby chciał nam powiedzieć: „Jestem ogromnie bogaty, ale bogactwo mną nie zawładnęło”.

Wykorzystanie bogactwa w procesie imponowania innym, straszenia ich czy umacniania swojej wysokiej pozycji jest tak stare jak sama władza albo jak samo bogactwo (tj. BARDZO STARE). W „Pochwale głupoty”, eseju wydanym w 1509 roku, holenderski filozof Erazm z Rotterdamu pisze o szlacheckich rodach, które wykorzystywały bankiety jako narzędzia demonstracji swojego bogactwa. Zaproszonych gości stawiano przed suto zastawionymi stołami, ale nie zasiadali od razu do uczty – najpierw niszczono na ich oczach całe jedzenie. Dopiero później służba przynosiła drugie tyle, a goście jedli, opętani wyobrażeniami wielkiego bogactwa gospodarzy – skoro mogli sobie pozwolić na zwyczajne zmarnowanie tony jedzenia i wina, posiadali też na pewno wielką władzę. Kulinarny ekwiwalent rzucania zegarka w stygnący cement.

Reklama

Te małe pokazy często mówią o większych rzeczach, o aktach WŁADZY, takiej zapisywanej wielkimi literami; struktur, od których wg Foucault nie mamy ucieczki. Matka mojego przyjaciela opisała kiedyś spotkanie – twierdzi, że prawdziwe – z Idi Aminem, ludobójczym dyktatorem Ugandy. Jest Kenijką, w latach 70. pracowała w hotelu w Nairobi, do którego ówczesny przywódca trafił ze swoją świtą. W czasie obiadu Amin skinął w stronę kelnerów, którzy przynieśli do jego stołu kilka klatek. Amin otworzył swoją, w której znajdowała się wciąż żywa małpa. Złapał ją, roztrzaskał jej głowę o stół i zjadł ją.

Ten pokaz barbarzyństwa na małą skalę odpowiadał tym wielkim zbrodniom, które Amin wyrządził swojemu narodowi; to coś podobnego do królów Wikingów i Hunów, którzy pili z czaszek swoich pokonanych wrogów. Putin nie lubuje się w okrucieństwie wobec zwierząt tak, jak Amin, ale jego małe demonstracje władzy dorównują tym większym. Bo gdy jest się z nim, zostanie się sowicie wynagrodzonym, ale gdy mu się zagrozi, trafi się do więzienia na czas nieokreślony – tak jak jego przeciwnik, Michaił Chodorkowski. Dynamika władzy jest stale wzmacniana.

Trochę więcej zegarkowego ekshibicjonizmu w niewygodnym trójkącie dyplomatycznym z Tayyipem Erdoganem i Silvio Berlusconim. (Fot. via)

Przez to wszystko przewija się idea protektoratu, wyrażanego na różne sposoby. Kiedy opiekuje się swoim ludem, zostaje się u władzy. Gdy pokaże się mu, że nie warto ze sobą zadzierać, powstrzyma się ich przed buntem i powstaniem. Oczywiście, historia pokazała nam już wiele razy, że „lud”, którym trzeba się opiekować to nie zawsze masy. W VI-wiecznej Francji dynastia Merowingów upadła ponieważ jej władcy nie mieli już czym spłacać swoich zwolenników politycznych. Skończyły im się łapówki. W Stanach „pork barrel politics” [polityka beczki z wieprzowiną; odpowiednik „kiełbasy wyborczej”] określa interesy polityków i ludzi biznesu, w których głosy kupuje się kontraktami.

Reklama

Podział Iraku przez administrację Busha i jej powiązania z, między innymi, przedsiębiorstwem Halliburton, to wielkoskalowe przykłady powyższego, ale to rzeczy, które zaczynają się w mniejszej skali. Protektorat osobisty premiera Wielkiej Brytanii jest jasno określony tym, że osoba pełniąca tę rolę może ot tak dawać i zabierać pozycje w radzie ministrów. Wydaje nam się to zupełnie normalne, ale tak naprawdę jest to niepokojące skupienie władzy. To sposób na zapewnienie sobie lojalności i dobrego sprawowania pośród tych, którzy wspólnie zaangażowani są w tworzenie czyjegoś autorytetu.

Wracając do Rosji – niedawno porównano tamtejsze ceny budowy dróg z przeciętnymi w Niemczech. Różnica była tak ogromna, że Rosjanie tak naprawdę mogliby za te pieniądze pokryć owe drogi cienką warstwą złota. W mniej więcej tym samym czasie mer Moskwy Siergiej Sobianin podjął decyzję o remoncie wielu chodników w mieście – mają zostać wyłożone kostką, zastępując asfalt, który podobno wydala toksyczne gazy pod wpływem promieni słonecznych. Szczęśliwie, jego żona miliarderka, Irina, ma powiązania ze świetną firmą zajmującą się produkcją kostki. Firma okazała się idealną do wykonania kontraktu, dzięki czemu Sobianin mógł wynagrodzić finansowo swoją żonę, jednocześnie ratując swoje miasto przed nieuniknioną falą śmierci przez asfalt. Najpopularniejszą na świecie nawierzchnię dróg.

Jest jeszcze jeden historyczny model bycia władcą, ale często się go pomija albo przedstawia w zły sposób. Kanut Wielki, duński król, który rządził też Brytanią i Skandynawią na początku XI wieku, pewnego pamiętnego dnia, chcąc dać lekcję swoim czołobitnym dworzanom, zabrał swój tron na plażę. Nadszedł przypływ, jak to przypływy mają w zwyczaju, i nie zatrzymał się przed królem. Gdy nauczyciel opowiadał nam tę historię w szkole, powiedział, że był to akt aroganckiego władcy, który myślał, że jest w stanie powstrzymać falę, lecz było zupełnie odwrotnie. Kanut pokazywał swoim ludziom, że jego władza nie jest nieograniczona i że nie powinni traktować go jak Boga.

Putin, który zlecił policji konfiskatę parodiującego go obrazu, na którym razem z Dmitrijem Miedwiediewem ubrani są w damską bielizną, nie toleruje myśli, że jego władza jest ograniczona albo że powinien kiedyś działać z pokorą. Może dać chłopu zegarek, ale nie może dać im żadnej prawdziwej władzy. Niedawna decyzja jego rządu powodująca demonizację homoseksualizmu pokazuje, że wciąż szukać będzie nowych grup do gnębienia, nowych sposobów wyrażenia swojej potęgi. Nie jest w tym samym pośród przywódców świata. Szkoda tylko, że razem z wieloma swoimi rządzącymi kolegami nie są bardziej jak Kanut.

CRYSTAL FIGHTERS' RAVE IN A CAVE - YOU NEED TO HEAR THIS

GEJE CZY DZIEWCZYNY?

WAŁITLER I HITLĘSA W JEDNYM STALI DOMU