Dla polskich fanów komiksów, którzy urodzili się w latach 80. przygody Thorgala są tym, czym dla Amerykanów perypetie Spider-Mana, czy Batmana. Postać stworzona przez Jeana van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego, to tak naprawdę zwykły człowiek, któremu w prowadzeniu spokojnego żywota, na każdym kroku przeszkadzają jakieś germańskie bóstwa, mityczne stwory, czy jego pobratymcy, permanentnie szukający bitki, grabieży i gwałtu. To też bohater nietuzinkowy, który w brutalnych czasach potrafił kierować się według kodeksu moralnego, nie plamiąc swojego honoru. A wszyscy poza Aaricią, wybranką jego serca zdawali się sprzysięgać przeciwko niemu i jego prawości.
Pierwsze przygody Thorgala trafiły do Polski w 1978 roku, czyli zaledwie rok po tym, jak ten zadebiutował na rynku belgijskim za sprawą wydawnictwa Le Lombard. Seria Thorgal w przyszłym roku będzie obchodziła swoje 40. urodziny, a do sprzedaży całkiem niedawno trafił 35. album, wydany na polskim rynku za sprawą Egmontu. I nie trzeba chyba wspominać o tym, że 40 lat to całkiem sporo dla komiksu, w związku z tym dla nikogo nie powinno być niespodzianką, że seria przechodziła wzloty i upadki, a nawet dorobiła się trzech pobocznych serii.
Videos by VICE
W tym czasie główna linia fabularna przechodziła perturbacje, a te mocno nasiliły się w momencie, w którym serię opuścił Jean van Hamme (po 29 albumie). Nowy scenarzystą został Yves Sente, który zepchnął Thorgala na bok, główną rolę przydzielając jego synowi Jolanowi. Ten młodzian stał się członkiem grupy młodzieży posiadającej nadnaturalne zdolności (skojarzenia z X-Men są jak najbardziej na miejscu). Wówczas seria zaczęła mocno odpływać w niezbadane rejony i oddalać się od stylu historii, do których wielbiciele Thorgala zdążyli się już przywyczaić.
Fabuła 35. albumu wygląda następująco: Aniel, syn Thorgala i Kriss de Valnor, zostaje porwany przez sektę czerwonych magów, którzy upatrują w chłopcu swojego proroka. Aegirsson wyrusza na pełną niebezpieczeństw wyprawę, której zwieńczenie znajduje się w mieście Bag Dadh. Tutaj Thorgal staje przed trudnym zadaniem uratowania swojego syna z rąk czerwonych magów. Na domiar złego Bag Dadh jest oblegany przez krzyżowców Magnusa, krzewiącego religię Yavhusa.
Szkarłatny Ogień to pierwszy kontakt nowego scenarzysty, Xaviera Dorisona z główną serią Thorgal. Do tej pory miał sposobność pracować wyłącznie przy jednym albumie solowych przygód Kriss de Valnor. Ten już doświadczony pisarz ma na swoim koncie takie hity jak Trzeci Testament, John Silver, Undertaker, czy Asgard.
W przypadku Szkarłatnego Ognia scenarzystę czekało naprawdę trudne zadanie, ponieważ musiał zakończyć trylogię rozpoczętą przez innego autora (Yves Sente). I czytając ten album, widziałem, że robi co może, żeby historia trzymała się kupy i nie była zbyt prosta (żeby nie powiedzieć prostacka). I faktycznie zwrotów akcji tutaj nie brakuje, w pewnym momencie miałem nawet skojarzenia z moją ulubioną historią sprzed lat, kiedy to Thorgal wraz z towarzyszami przebywał w krainie Qa (albumy 10-13). I to duży plus, bo wszelkie nawiązania do lat świetności tej serii przyjmuję z otwartymi ramionami. Mimo tego, że Dorison starał się jak mógł, to komiks jest najwyżej przeciętny, ale zdaję sobie sprawę z tego, że zakończył tę historię chyba najlepiej, jak to było możliwe (nic nie zdradzę).
Na osobny komentarz zasługuje oprawa graficzna, którą zapewnia 75-letni Grzegorz Rosiński. Jego prace nadal mają w sobie to coś, co przyciągało fanów do pierwszych albumów Thorgala i sprawiało, że bez problemu można było odróżnić kreskę Rosińskiego od grafik innych rysowników. I na przykładzie Thorgala można zauważyć, że komiks europejski nadal trzyma się tradycji stylu graficznego. Nie zobaczycie tutaj komputerowo nakładanych kolorów, czy wszelkiej maści gradientów. Wszystkie kadry, które wychodzą spod ręki Rosińskiego, są ręcznie malowane i wyglądają po prostu fenomenalnie. Nikt nie jest w stanie podrobić mistrza.
Nie tylko o komiksach. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska
To wszystko pozostawia jednak spory niedosyt. Tym bardziej że na ten komiks trzeba było czekać aż 3 lata, na co zapewne wpływ miał również cykl wydawniczy serii pobocznych. Zasadniczym problemem tego komiksu jest fakt, że w pełni docenią go wyłącznie ci, którzy są zaznajomieni z całą historią Thorgala, ale też z poboczną serią o Kriss de Valnor, która ma tutaj niebagatelne znaczenie. Pozostali będą mieli ogromne problemy ze zrozumieniem zaledwie fragmentu zdecydowanie większej fabuły.