Już pierwszego dnia festiwalu, próbując pokonać drogę na koncert, uznałam, że wyjazd na festiwal z ledwo działającą, bolącą nogą to był skrajnie debilny pomysł. Na widok tłumu pod sceną (tzn. na całym polu) dostałam ataku paniki. Myśl, że ktoś może mnie potrącić albo kopnąć mnie w ledwo poskładaną śrubami kostkę przepełniła mnie, całkiem uzasadnionym, histerycznym lękiem.Wygrała jednak hodowana od 20 lat chęć zobaczenia Thoma Yorke'a. Zacisnęłam zęby i stwierdziłam, że muszę spróbować dostać się na platformę dla niepełnosprawnych, choć byłam prawie pewna, że mnie zawrócą. Wydawało mi się, że jest to miejsce przeznaczone dla ludzi ze znacznie poważniejszymi problemami niż niedawno strzaskana noga – dla ludzi, którzy w ogóle nie mogą się poruszać, chociażby bez wózka. Okazało się, że tak nie jest. Weszłam bez problemu.
Reklama
Na Open'erze platforma dla niepełnosprawnych z otwartymi ramionami przyjmuje też kobiety w ciąży czy z małymi dziećmi i kulawych. Trzeba tylko mieć fioletową opaskę. Ochroniarz powiedział mi też, że jak mam problem z poruszaniem się, to mogę być wożona na wózku. To wydawało mi się już przesadą, ale postanowiłam dowiedzieć się dokładniej, co daje fioletowa opaska i skąd ją się bierze. Tymczasem koncert Radiohead obejrzałam, siedząc na krześle trzymając spuchniętą nogę na barierce. Zamiast pleców jakiegoś typa widziałam całą scenę, a zamiast strachu przed utratą stopy odczuwałam ulgę.
Tego dnia teren festiwalu opuściłam normalnie (czyli pokonując trawnik śmierci), ale po drodze zatrzymałam się przy informacji. Jeśli miałabym mieć jakiś zarzut do systemu wsparcia dla niepełnosprawnych, to byłoby to niedoinformowanie informacji. Trochę trwało, zanim bardzo zmęczona dziewczyna dowiedziała się dla mnie, że jeśli mam widoczną kontuzję nie muszę mieć żadnego zaświadczenia od lekarza (w przeciwieństwie do np., kobiet we wczesnej ciąży), opaskę mogę dostać od każdego wolontariusza (którego mogę znaleźć przy każdej platformie), a jeśli wchodząc zatrzymam się przy punkcie info przy wejściu na pole namiotowe, zostanę przewieziona na teren festiwalu na wózku. Po ponownym przejściu przez trawnik nawet z asystą dwójki znajomych, asekurujących mnie i świecących mi pod nogi, żebym nie wpadła w żadną dziurę, zaczęłam myśleć, że ten pomysł nie jest taki absurdalny.
Reklama
Tak więc zrobiłam. Tu znów niestety pojawił się problem ze stanem wiedzy pracowników informacji. Dziewczyny zaproponowały, że wezwą dla mnie wózek, ale powiedziały, że może to trwać bardzo długo. Tak naprawdę chciałam tylko wiedzieć, jak uniknąć wędrówki przez przypominający tor do crossa trawnik. Na to dziewczyny nie potrafiły mi odpowiedzieć.Postanowiłam ruszyć przed siebie i zdać się na los. I był to bardzo dobry pomysł. Tuż przed końcem asfaltu trafiłam na dwie wolontariuszki – jedna pchała kogoś na wózku, druga szła z dziewczyną z jedną kulą i jej koleżanką (osoby z fioletową opaską mogą ze sobą wszędzie wziąć jedną osobę towarzyszącą). Od razu, bez pytań, dostałam opaskę i zostałam przeprowadzona na skróty, po asfalcie, na teren festiwalu.
Obejrzałam kolejny koncert z platformy pod sceną główną i poznałam kolejne udogodnienie. Przestronną toaletę dla niepełnosprawnych, do której nie było kolejki. Nikt nie lubi stać w kolejkach, a - nie oszukujmy się - kiedy boli cię noga, robi się to naprawdę nieprzyjemne. Wiedząc, że za drzwiami nie stoi masa ludzi z pełnymi pęcherzami modląca się, żebym jak najszybciej wyszła, mogłam też na spokojnie się przebrać, bo robiło się chłodno, a czekał mnie spacer na drugi koniec festiwalu. Wiele osób, nawet ze zdrowymi nogami, narzeka na odległości pomiędzy scenami. Muszę przyznać, że zupełnie inaczej się je pokonuje wiedząc, że na końcu drogi można usiąść.
Reklama
Jesteśmy w miejscach, obserwujemy z bliska. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku
Wszyscy z obsługi festiwalu i wolontariusze byli niezwykle mili i pomocni. Na koniec trzeciego dnia jedna z wolontariuszek sama z siebie przewiozła mnie na wózku, bo „czemu nie". Czwartego byłam już zaziomowana z ochroniarzami z platformy przy mainie. Szkoda tylko, że ta uprzejmość na nich się kończy – dalej zaczyna się Polska. Kiedy kuśtykałam wsparta o ramię kolegi, kilkukrotnie zostałam wyśmiana i usłyszałam, że pić trzeba umieć. W autobusie festiwalowym jakaś zawzięta suka, widząc, jak czołgam się do wolnego miejsca, rzuciła się na nie szczupakiem, zatarasowała mi przejście do miejsca obok i zwymyślała mnie. Na szczęście na to też jest sposób. Jak przekonałam się ostatniego dnia, z fioletową opaską można ominąć gigantyczną kolejkę do autobusu i wejść do niego przed innymi.Czy można to lepiej zorganizować? Można, już samo doszkolenie pracowników informacji i lepsze oznaczenie wolontariuszy zmieniłoby bardzo dużo. Jednak te kilka prostych udogodnień przygotowanych przez organizatorów robi gigantyczną różnicę, kiedy ma się nawet z pozoru niewielkie problemy z poruszaniem. Cieszę się, że kontuzja i zdrowy rozsądek nie powstrzymały mnie przed przyjazdem na Open'era, bo bawiłam się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.