FYI.

This story is over 5 years old.

rozmowa

Mike Skinner o miłości, strachu i narkotykach

Raper, DJ i lider grupy The Streets opowiada o robotach, teoriach spiskowych oraz o tym, jak najadł się wstydu przez The Beatles

Od premiery płyty Original Pirate Material grupy The Streets minęło czternaście lat, a Mike Skinner hedonistyczną młodość ma już zdecydowanie za sobą. Urodzony w Birmingham muzyk porzucił zgryźliwy rap, ziomeczków i rozpustę na rzecz rodzinnego życia i setów didżejskich z ekipą Murkage w ramach cyklu imprez Tonga. To człowiek, który niejedno w życiu widział i na szczęście zechciał się z nami podzielić kilkoma doświadczeniami.

Reklama

VICE: Dlaczego zerwałeś ze swoją pierwszą dziewczyną?
Mike Skinner: Wiesz, przez pierwsze dwadzieścia lat mojego życia rozstania zupełnie nie zależały ode mnie. Niespodzianka, co? Pamiętam, jak mój tata powiedział mi: „Gdy jesteś nastolatkiem, dziewczyny po prostu robią z tobą, co chcą i musisz się z tym pogodzić".

Jaki był najgorszy okres w twoim życiu?
Myślę, że gdy miałem 28 lat. Trochę banał i oczywiście zbiegło się to z ogólnym wariactwem, w które się wtedy pchałem. W tym wieku po prostu jest coś takiego: wciąż jesteś trochę gówniarz, ale zaczyna do ciebie naprawdę docierać, że przecież też kiedyś umrzesz. Za moment stuknie ci trzydziestka i to chyba sprawia, że robisz się trochę lekkomyślny. Tak, w tamtym roku nieźle mi odwalało. Gdybym miał się przekręcić albo coś w tym stylu, to pewnie właśnie wtedy.

Ile osób się w tobie kochało?
Powiedziałbym, że z siedem. To więcej niż pięć, ale mniej niż dziesięć. Jaka jest średnia? Da się w ogóle wyciągnąć jakąś średnią? Nikt chyba nie powie, że 15, prawda? Właściwie to co mi tam: kochało się we mnie przynajmniej 15 osób. Odpowiedź godna prawdziwego kutafona.

W jakie teorie spiskowe wierzysz?
Ogólnie rzecz biorąc, mam zawsze niezłą bekę z teorii spiskowych, choć myślę, że sam jestem po trosze ich wyznawcą ‒ tyle że to wypieram. Oczywiście nie wierzę, że NASA sfingowała lądowanie na Księżycu. Absolutnie nie. Ale już ataki z 11 września wydają mi się trochę podejrzane. Moim zdaniem, gdy waliły się wieże WTC, wyglądało to, jakby ktoś je profesjonalnie zburzył.

Reklama

W którym momencie życia ogarnął cię strach nie do przezwyciężenia?
Gdy byłem mały, strasznie chciałem zostać DJ-em. W liceum razem z kolegą mieliśmy wystąpić w pubie. Przyszło pełno ludzi z mojej szkoły. Mieliśmy chyba po 16 albo 17 lat. Pierwszy raz w życiu miałem puszczać muzykę publicznie, dla ludzi, a nie tylko u siebie w sypialni. Na sali było chyba z pół szkoły i wszyscy mówili: „Co ty robisz? Za kogo ty się niby uważasz?". Ze strachu trzęsły mi się ręce i nic nie mogłem z tym zrobić. Na szczęście miałem przy sobie mojego kumpla, który był w stanie zagrać. Mark Kinchin, jeśli to czytasz, dzięki, że uratowałeś mi tyłek swoim 90-minutowym house'owym setem. Prawdę mówiąc, boję się też jeździć autostradą. Sam nie kieruję, ale nie mogę opędzić się od myśli: „Jak można jechać autostradą i nie bać się o swoje życie?". W każdej chwili można przecież zginąć.


Warto rozmawiać. Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


W ciągu ostatniego miesiąca, o której najpóźniej wstałeś?
To dla mnie teraz największe wyzwanie. W weekendy stoję za deckami. Gdy zaczynam set o drugiej albo trzeciej w nocy, często się zdarza, że wracam do domu o siódmej. Prawdę mówiąc, rzadko mi się zdarza przespać później pół dnia. Czasem się zdrzemnę po południu.

Która z rzeczy, jakie posiadasz, jest według ciebie najfajniejsza?
Mam zestaw głośników od ATC. Wiem, trochę wychodzi ze mnie nerd. Przez lata uzbierało mi się naprawdę sporo przeróżnego studyjnego sprzętu, aż mniej więcej rok temu wywaliłem wszystko w cholerę i sprawiłem sobie najlepsze kolumny, jakie mógłbym sobie wymarzyć. Sama rozkosz, słowo daję.

Reklama

Co chciałbyś zjeść na swój ostatni posiłek?
Bożonarodzeniowy obiad.

Czy zdecydowałbyś się na seks z robotem?
Jasne. Roboty niedługo przejmą władzę nad światem, prawda? Pewnie przy okazji wszystkich nas wykończą. Zapomnij o zmianie klimatu. Roboty. To przez roboty wszyscy zginiemy.

Mike Skinner podczas występu na festiwalu Slottsfjell, 2009 rok (fot. E Birkedal, źródło)

Gdybyś był zapaśnikiem, jaka piosenkę puszczałbyś na swoje wejście na ring?
„Hurt" w wersji Johnny'ego Casha.

Spośród chorób i kontuzji, które cię w życiu dotknęły, która była najpaskudniejsza?
Kiedyś złamałem sobie obie ręce, jedną po drugiej. Cóż, to był koniec moje kariery deskorolkowca. Za to po wszystkim zacząłem grać na gitarze.

Czy twoim zdaniem narkotyki mogą uczynić człowieka szczęśliwym?
Nie. Uważam, że to działa jak wahadło. Jest zabawnie, nawet bardzo, ale myślę, że jeśli nie czujesz się szczęśliwy, powinieneś popchnąć to wahadło w jakiś inny, mniej ekstremalny sposób ‒ na przykład zacznij ćwiczyć albo odstaw cukier. Nuda, wiem, ale na pewno lepiej tak, niż ćpać.

Który film lub program w TV doprowadza cię do łez?
Dość mocno się wzruszyłem na koniec Breaking Bad. Oglądałem Waltera tak długo, że w tamtym momencie naprawdę chciałem, żeby wszystkich po prostu posłał do piachu.

Gdybyś musiał, z czego wolałbyś zrezygnować: z seksu czy z pocałunków?
Pewnie z tego pierwszego. Twardy orzech do zgryzienia, ale mam dwójkę cudownych dzieci, więc…

Reklama

Jakie wspomnienie ze szkoły tkwi najmocniej w twojej pamięci?
Byłem bardzo mały. To był jakiś występ mojego brata, który śpiewał „Yellow Submarine" Beatlesów. Na refren wszyscy chórem zaczęli śpiewać „We all live in a yellow submarine". Ja też się dołączyłem i byłem bardzo dumny, że znam wszystkie słowa. Nagle piosenka się skończyła, ale ja dalej śpiewałem na cały głos, w zupełnej ciszy. Najgorszy wstyd w moim życiu ‒ myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Od tamtej pory zupełnie jak jakiś złoczyńca z kreskówki poprzysiągłem sobie, że coś takiego już nigdy mi się nie przydarzy. Zawziąłem się i od tamtej pory zawsze dokładnie wiem, ile jeszcze zostało wersów do końca piosenki.


Więcej wywiadów VICE:

Lars Ulrich

Vienio

Patti Smith