Polski wrestling DIY

Czym jest wrestling i dlaczego w Stanach co poniedziałek ogląda go w telewizji ponad 4 miliony ludzi? Czy to jeszcze sport, czy już tylko zabawa dużych i naoliwionych chłopców, ubranych w obcisłe gacie ze spandexu? Dla wielu osób (w tym dla mnie) to wspomnienie z dzieciństwa, kiedy na Polonii 1 leciały przygody Tygrysiej Maski, a na zagranicznym programie śledziło się gale WCW Monday Nitro. Jak zahipnotyzowany oglądałem wtedy występy Hulka Hogana, Stinga i Lexa Lugera. To były czasy, gdy bardziej przypominali postaci komiksowych superbohaterów, niż zwyczajnych ludzi. Wykonywali niezwykłe akrobacje i skakali z najwyższych lin ringu, jakby naprawdę potrafili latać. Bili się po głowach krzesłami i koszami na śmieci – czego „zwykły człowiek” by nie przeżył, a „normalny człowiek” by nie zrobił.

Wrestling to jednak nie tylko wypchane po brzegi hale sportowe i ogromne show dla mas – co pięknie zobrazował film Darrena Aronofsky’ego „Zapaśnik”. To znacznie częściej występy w wynajętych salach gimnastycznych dla garstki zapaleńców. To także kontuzje, siniaki i rozcięcia ludzi, którzy celowo narażają swoje zdrowie, by zabawiać zebraną publiczność. Nierzadko robiąc to po pracy, z której rzeczywiscie się utrzymują. Nigdy nie przypuszczałem, że coś takiego jak wrestling będzie miało szansę powstać w Polsce – przynajmniej nie za mojego życia. Myliłem się.

Videos by VICE

Na gali Do or Die Wrestling, pierwszej polskiej federacji wrestlingu byłem raz, kiedy przyjechali ze swoim show do Warszawy. Występowali wtedy w jednym z domów kultury i w żadnym razie nie przypominało to niczego, co do tej pory oglądałem w telewizji. W ich pokazie czuło się jednak pasję i klimat DIY. Były widowiskowe walki, niebezpieczne triki, pot i krew… dużo krwi. To nie był tylko wrestling, to był nasz wrestling, made in Poland! Spotkałem się z osobą, odpowiedzialną za stworzenie tego cuda – Danielem Austinem, który kilka lat temu przyjechał do Polski ze Stanów z postanowieniem, że właśnie tutaj ziści się jego amerykański sen.

Jesteś Amerykaninem, który przeprowadził się do Rzeszowa i założył pierwszą profesjonalną federacje wrestlingu w Polsce, a swego czasu i w tej części Europy. Przyznaję, że brzmi to dość niezwykle. Opowiedz coś więcej o sobie, jak to wszystko się zaczęło?
Nazywam się Daniel Austin, na ringu występuję jako Don Roid. Urodziłem się w Pensylwanii w 1981 roku i odkąd pamiętam, zawsze interesowałem się wrestlingiem. Moja mama pracowała w rozgłośni radiowej, więc kiedy tylko WWF (obecnie WWE) przyjeżdżało do naszego miasta, dostawała kilka biletów i zabierała mnie na gale. Widziałem jak walczą Hulk Hogan, Ultimate Warrior i Andre the Giant. Właśnie wtedy zapragnąłem stać kimś takim jak oni, wrestlerem. Później jako nastolatek bawiłem się w zapasy za domem, a kiedy skończyłem 19 lat zacząłem swój pierwszy profesjonalny trening w New Jersey…

Kto cię trenował?

Dlaczego?

Piękny początek początku, a twój pojedynek?

Attila Husejnow

Jak widzę, to nie ostudziło twojego zapału.
Zgadza się, przez następne 4 lata walczyłem głównie w Ameryce i kilka razy w Niemczech. Podczas tych wyjazdów spotykałem się z moją obecną żoną, Polką mieszkającą w Rzeszowie.

Wybacz, ale nie wyglądasz jak typowy wrestler. W porównaniu do nich jesteś raczej… drobnej postury.

To znaczy?

I co, nagle zdecydowałeś się zamieszkać w Polsce i założyć tu własną federację?

Co cię do tego skłoniło?

Wrestling to jednak amerykańska forma rozrywki, jak ją przyjęli Polacy?

Co masz na myśli?


Joe Legend vs. Don Roid. Zdjęcie Attila Husejnow

Masochistyczna rozrywka?
Trochę tak. Ból w ringu jest prawdziwy, nasze ciała uderzają o drewnianą matę, nie trampolinę. Ciężko pracujemy, by występując przed publicznością obyło się bez kontuzji i nikomu nie stała się poważna krzywda. Tym też różnimy się od MMA. Nasze walki muszą wyglądać efektownie, a tam przez pierwsze klika minut zawodnicy walczą w stójce, by po chwili zejść do parteru i czołgać się po macie.

No tak, ale wasze walki są ustawiane.

Czyli jak to teraz wygląda?

Mimo to, wiele osób nie traktuje was poważnie i uważa, że wrestling to kompletna ściema.

Ok, przyznaję ci w tym rację. Jak więc wspominasz początki DDW?

Możesz wymienić kilku z nich?

Jacy ludzie przychodzą na wasze gale?


Don Roid. Zdjęcie Attila Husejnow

Pamiętasz jakieś zabawne historie z występów?
Tak, podczas jednego z pojedynków dostałem po głowie krzesłem i zacząłem mocno krwawić. Wypadłem wtedy za ring, gdzie w pierwszym rzędzie siedział mały chłopiec, który myślał, że to rozcięcie jest nieprawdziwe. Powiedział swoim kolegom „to tylko ketchup”, pomaczał palec w mojej krwi i włożył go sobie do ust.

O cholera.

Cóż, to go chyba przekonało.

No i to dopiero byłaby walka wieczoru, rycerze kontra wrestlerzy!

Więcej informacji na temat Do or Die Wrestling TUTAJ.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Attila Husejnow.

WITAJ CALL CENTER, PRALNIO MÓZGÓW

“BACK TO THE FUTURE” DOSTAJE DRUGIE ŻYCIE

DOBRA ALPAKA

Występy gościnne: The Greatest

Don Roid

Don Roid. Cios kończący: Donaconda

Były zapaśnik federacji: Rider

Klarys. Cios kończący: Pozdrowienia z Polski B

Kamil Aleksander. Cios kończący: Konsekwencje Grzechu

Joe Legend. Cios kończący: Running Elbow Strike

Joe Legend

Występy gościnne: John Hammer i The Greatest

Były zapaśnik federacji: Dirtbag

Pan Pawłowski. Promotor DDW

Występy gościnne: Rob Cage. Cios kończący: The One Bomb

Alex Zarganis. Sędzia