FYI.

This story is over 5 years old.

komentarz

„Poszukiwania Wojtka” udowadniają, że wciąż jesteśmy naiwni, zagubieni i potrzebujemy wzorców prawdziwej miłości

Filmik z Amerykanką szukającą polskiego chłopaka miał sprawić, że uwierzymy w uczucie dziewczyny i będziemy chcieli jej pomóc. Ta reklama przypomniała, że w marketingu miłość też jest towarem

Jestem w stanie uwierzyć, że ten uśmiech dziewczyny, która wciskała wam kit o uczuciu do chłopaka z Warszawy, rzeczywiście jest szczery. Źródło: YouTube

Tutaj nie ma miłości, jest marketing i abstrahując od tego, co powiedzą wam twórcy reklamy z „Wojtkiem" – to właśnie prawdziwe przesłanie filmiku sprzed tygodnia, który w kilka dni stał się viralem. Od początku: młoda Amerykanka publikuje w sieci krótki apel, w którym pokonuje swoją nieśmiałość i prosi internautów o pomoc w znalezieniu wyjątkowego Polaka. Poznała go na koncercie w Warszawie, koleś to ogółem 100 procent i najpiękniejsze oczy na Ziemi, a jego imię „Votek" (Wojtek dla kumatych). To jak Polacy, pomożecie? W końcu doceniają rodaka za granicą! Część z was była pewnie kupiona jeszcze przed końcem jej 3-minutowej historyjki, prawda? Przecież gra idzie o miłość, taką spontaniczną i romantyczną, o żywioł, którego nie pokonają dzielące kilometry. To coś, o co jeszcze warto walczyć w tym padole łez i postprawdy.

Reklama

„Tylko szkoda, że to kurwa fake" bije po oczach jeden z komentarzy pod klipem, a słów niezadowolenia przybywa.

Bo jak to w życiu bywa, znowu wszystko kłamstwo i kampania reklamowa – tym razem odzieżowej marki, która postanowiła pochylić się nad męską częścią swej klienteli. Czy powinno mi być żal tych wszystkich osób, które dały się wkręcić w historyjkę o transatlantyckim zauroczeniu? Nie płakałem po złamanym sercu polskiego internetu, bo ile to już razy nabierano nas w podobny sposób?

Analogiczne wycie do ekranu i fala gniewu miały miejsce w 2014 roku, wraz z filmikiem First Kiss, mającym pokazywać całujące się ze sobą przypadkowe osoby. Wtedy już cały internet krzyczał „jakie to jest piękne", ale peany ucichły, jak zacięta płyta w gramofonie, gdy wyszło na jaw, że ludzie w klipie to wynajęte modelki, modele i aktorzy, a wszystko to nakręcono, by promować ciuchy marki WREN.

W VICE postanowiliśmy wtedy nawet znaleźć ludzi, którzy nie są modelkami i modelami, by się ze sobą całowali – co udowodniło, że to ani piękne, ani inspirujące i jest powód, dlaczego odwracamy głowy, gdy ktoś na ulicy wkłada drugiej osobie język w gardło.

Zobacz cały filmik, w którym całują się zwykli ludzie

Czujecie się oszukani? Podobny zawód Polacy przeżyli w 2011 roku, robiąc sobie selfisy na tle enigmatycznych plakatów z napisem „NIE BIEGAM", które porozwieszano m.in. po przystankach autobusowych. Ich zdjęcia trafiały na portale społecznościowe, często w duchu egzystencjalnej filozofii „nie śpieszę się, mogę zaczekać" lub zwykłej manifestacji niebycia domorosłym maratończykiem, których w kraju nie brakuje. Do dzisiaj pamiętam ból dupy tych smakoszy życia, gdy wyszło na jaw, że wspomniane hasło było jedynie zmyślnym teaserem do reklamy środków przeciw biegunce.

Podobieństwo do akcji z „Wojtkiem" zauważył także Maciek Budzich z kanału Mediafun, któremu jako pierwszemu zdradzono prawdziwe intencje virala. Otóż twórcy postanowili niejako wcielić się w rolę życiowych coachów i zmotywować polskich chłopaków, by wiedzieli, że są super i mogą pisać do Dee Dee, walcząc o jej atencje, tym samym doceniając własną wartość i wyjątkowość. Pomijając już nawet sam fakt przehandlowania ludzkiej wrażliwości i empatii na powodzenie kampanii – to co w teorii miało być pięknie, skończyło się, jak u Jakóbiaka.

Jeden z komentarzy pod oryginalnym filmikiem

Podejrzewam też, że za jakiś czas dostaniemy powtórkę z rozrywki, bo kampanie reklamowe już nie mówią, że ich produkty są najlepsze – one chcą nas inspirować, opowiadać o marzeniach i potrzebach każdego z nas. Wykorzystają do tego naszą empatię, zagubienie, lęk przed samotnością i chęć przynależenia do czegoś więcej niż grupy konsumentów„kup od razu lub weź to na kredyt". Stworzą iluzję, że zakładając w sieciówce koszulkę z napisem „unique", będziemy jedyni w swoim rodzaju.

Nie zdziwię się, nawet jeśli pokażą kolesia bez nóg, który kupuje buty, by łazić w nich na rękach – bo przecież wtedy powiemy, że to takie inspirujące i wyjątkowe.