FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

​Klient zawsze leży spokojnie i nie narzeka

Kiedyś moim zamysłem było ratowanie ludziom życia, a nie praca ze zmarłymi. Wtedy nadarzyła się okazja do pracy w zakładzie pogrzebowym. Jakby ktoś mnie zobaczył nie zgadnie, że w ciągu dnia zajmuję się trupami

Adam Ragiel wykonuje zawód o którym podobno lepiej nie rozmawiać – bo przyciąga śmierć, ryje beret i bez alkoholu nikt się nie obejdzie. A tu niespodzianka! Poznałam przemiłego, pogodnego człowieka, który z zaangażowaniem opowiedział, jak wielką pasją może być praca ze zwłokami.

VICE: Balsamista - tak fachowo nazywa się zawód, który Pan wykonuje. Jak w kilku zdaniach wytłumaczyć na czym konkretnie polega?

Reklama

Adam Ragiel: To profesjonalnie, sanitarne przygotowanie zwłok do pochówku. Począwszy od dezynfekcji, mycia i zabezpieczenia ciała do ostatecznego wyglądu, czyli zrobienia dodatkowej kosmetyki, nałożenia ubioru i ewentualnego makijażu. Wszystko sprowadza się do tego, aby ciało osoby zmarłej przypominało osobę śpiącą – bez bólu, cierpienia, chorób i problemów jakie towarzyszyły jej podczas życia.

Ta profesja to kwestia zainteresowań, czy może podążanie przetartymi rodzinnymi szlakami?

Nikt z rodziny nigdy wcześniej nie miał kontaktu z tą branżą. U mnie nie było to przemyślane, czy zaplanowane działanie. Na pewno nie było to coś, o czym marzyłem od dziecka, tak samo jak dzieci marzą o byciu pilotem, czy strażakiem. Ja wierzę w przeznaczenie i w to, że każdy musi odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Analizując całe moje wcześniejsze życie, dochodzę do wniosku, że po prostu musiałem to robić. Nie tyle z przymusu, co z fascynacji. Ten zawód mnie interesuje, popycha do działania i teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego. Kiedyś moim zamysłem było ratowanie ludziom życia, a nie praca ze zmarłymi. Nie przyjąłem etatu jako ratownik medyczny. Szukałem zatrudnienia blisko mojego miejsca zamieszkania. Wtedy nadarzyła się okazja do pracy w zakładzie pogrzebowym. To miała być praca na przeczekanie.

Wtedy zrozumiał Pan, że można spełniać się pracując ze zwłokami. Przy czym mało kto ma tego świadomość. Mało kto wie, że taki zawód w ogóle istnieje…

Reklama

Dokładnie tak. Ceremonia pogrzebu, żałoba, lamenty, śpiewy, muzyka w kościele – to wszystko bardzo przygnębiające, ale coś mnie szczególnie poruszyło. Stan zwłok w jakim były wystawiane ciała. Używając zupełnie prostych, domowych metod i korzystając z produktów, które były mi wtedy dostępne – jakieś fluidy, resztki pudrów od matki, zacząłem te ciała przygotowywać. Wtedy kompletnie nie wiedziałem jak robić to fachowo. Podczas pracy w zakładzie pojechałem do Zakładu Medycyny Sądowej i musiałem być obecny przy sekcji. Wtedy poruszyło mnie to od strony naukowej, medycznej i utwierdziło w przekonaniu, że to zawód który chcę wykonywać. Zacząłem poszukiwać czegoś więcej. Niestety w tych latach w Polsce był z tym wielki problem. Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu otworzył technikum sekcyjne, które ukończyłem, ale nadal chciałem się edukować i kształcić. Zacząłem więc wyjeżdżać do pracy za granicę, do domów pogrzebowych, prosektoriów, wszędzie, gdzie mogłem zdobyć doświadczenie.

Jak często musi Pan odpierać zarzuty, że jest Pan wariatem? Dla wielu osób, taki zawód musi łączyć się z poważnym problemem psychicznym.

Na początku robiłem to cały czas. To był temat tabu, nie można było o tym poczytać w Internecie, czy gazecie. Ludzie pytali dlaczego tym się zajmuję, jak mogę to robić, czy dużo piję, i czy wszystko ze mną w porządku. Każdemu odpowiadałem pytając, jak chciałby wyglądać podczas swego pogrzebu - nie ogolony, z otwartymi ustami i wyciekami. Tłumaczyłem, że nie chodzi o fascynację nieboszczykiem, trupem ale o poprawianie wyglądu i estetykę. Tak samo jak podczas oglądania horrorów – odchylamy głowę, ale nadal kątem oka spoglądamy co się dzieje, wiele osób boi się ze mną rozmawiać. Żyją w przeświadczeniu, że mogą tym przyciągnąć śmierć. Chciałem ludziom uświadamiać, że to bzdura, że świadomość śmierci nie jest zła. Pomaga cieszyć się życiem i nie tracić czasu na kłótnie. W 2008 roku zdobyłem kwalifikacje i byłem gotowy sam kształcić ludzi. Prowadzę szkolenia przygotowujące do wykonywania zawodu i widzę znaczny progres.

Reklama

Kogo Pan spotyka na szkoleniach, może tam zdarzają się szaleńcy zafascynowani zwłokami?

Nie wydaje mi się żeby tacy ludzie w ogóle istnieli. A jeśli istnieją, to na pewno nie ujawnią się na takich szkoleniach. Przychodziły tam osoby, które były zdecydowane i chciały poznać ten zawód od właściwej strony. Po pierwszych artykułach, dużo osób przychodziło z czystej ciekawości. Dużo osób pracuje już w branży pogrzebowej, ale chcą poprawiąć swoje kwalifikacje. W końcu są osoby, które poszukują spokoju. Chcą pracować w miejscu, gdzie nie ma tłoku, mobbingu, nacisków, gdzie nikt im nie będzie mówił co mają robić – w końcu klient zawsze leży spokojnie i nie narzeka.

Skreślił Pan swój zawód z listy tematów zakazanych. Ma Pan świadomość, że przełamuje pewnego rodzaju tabu?

Oczywiście. Mam poczucie, że ta świadomość jest na dużo wyższym poziomie. Teraz są takie możliwości, że ciało może leżeć w domu nawet tydzień. Zdarzały się sytuacje, kiedy ciało było przywożone do domu, a po 3 godzinach trzeba było je odbierać, bo puchło, były wycieki itp. To wszystko zależy od warunków atmosferycznych, na co dana osoba umarła, jakie brała leki, jak była hospitalizowana. Jest mnóstwo rzeczy, które trzeba brać pod uwagę. Czasami zakłady pogrzebowe powinny informować, że nie będzie możliwości wystawienia ciała, chyba że zostanie odpowiednio przygotowane.

Pana zawód to nie tylko doświadczenie, ale także ogromna wiedza medyczna. Jakie wykształcenie jest konieczne?

Reklama

Do podstawowego przygotowania zwłok nie trzeba posiąść wybitnej wiedzy. Trzeba znać podstawowe elementy, takie jak budowa ciała. Inaczej ma się sprawa z balsamacją – do tego jest potrzebna duża wiedza medyczna i przede wszystkim anatomiczna. Znajomość budowy ciała jest podstawą, tak samo jak znajomość układu krwionośnego i mięśniowego. Aby wiedzieć, jakiej dokonać balsamacji musimy potrafić odczytać kartę chorób oraz poznać proces leczenia. Często w szkoleniach biorą udział osoby, które z różnych powodów nie studiują medycyny. One są w stanie najczęściej i najszybciej odnaleźć się w tym zawodzie.

Jak świadomość ludzi w Polsce o procesie jakiemu może ulegać ciało po śmierci, ma się do świadomości ludzi na Zachodzie, czy w Wielkiej Brytanii?

Tam jest zupełnie inaczej. Na zachodzie - w Niemczech podstawowe sanitarne przygotowanie ciała jest absolutnym standardem. Nikt nawet nie pyta rodziny, czy sobie tego życzą. Tak samo jest w Wielkiej Brytanii, Holandii, Belgii, Francji. Do tego w wielu tych państwach coraz częściej standardem jest także balsamacja. Nie tylko przez wygląd osoby zmarłej, ale przede wszystkim przez niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą kontakt z osobą zmarłą. Tam ludzie mają świadomość, że przed pożegnaniem należy odpowiednio zabezpieczyć zwłoki. U nas każdy chce się pożegnać, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, jakim źródłem bakterii i bombą biologiczną jest ciało zmarłej osoby.

Reklama

Zdjęcie: Zdjęcie: Flickr/mayeesherr.

Jakie niebezpieczeństwo - poza bakteriami - niesie za sobą ten zawód?

Ja już się tego wyzbyłem, ale największe niebezpieczeństwo to wpływ na naszą psychikę. Ludzie wykonujący ten zawód muszą być bardzo świadomi swego wyboru. Życie normalne i praca to dwa różne światy. W domu funkcjonuję inaczej, zupełnie jakbym wracał po pracy będąc nauczycielem. Jakby ktoś mnie zobaczył nie zgadnie, że w ciągu dnia zajmuję się trupami. Tak jak w każdej pracy, nie mogę sobie pozwolić na zbytnie przywiązanie emocjonalne. Wiele osób narzeka na lekarzy, czy pielęgniarki, że brakuje im przywiązania i są bardzo oschli, czy nawet niemili. Ci ludzie muszą tak funkcjonować. Nie mogą brać historii tych ludzi na siebie. Muszą pamiętać, aby się od nich izolować,bo nikt nie wytrzyma takiego psychicznego nacisku.

Zajmuje się Pan także rekonstrukcją ciał zmasakrowanych, często po wypadkach. Zdarzyło się, że nie był Pan w stanie pracować przez historię śmierci lub nawet fizyczny wygląd ciała?

Nie było takie sytuacji. Nigdy nie zastanawiam się kim był człowiek, czy był dobry, czy nie – nie jest mi to potrzebne, aby dobrze wykonywać swoją pracę. Trzeba wielu lat aby się tego nauczyć, bo opowiadają mi o zmarłym i muszę byś w stanie prowadzić z rodziną dialog. Jestem świadomy, że muszę budzić zaufanie, a oni muszą uwierzyć, że jestem odpowiednią osobą do przekazania mi ciała najbliższej osoby. Jeśli ktoś nie jest w stanie odizolować się od historii, może to negatywnie wpływać na jego psychikę. Należy jednak pamiętać, że całkowite odizolowanie nie prowadzi do dialogu. Na pewno sposobem na odreagowanie nie jest alkohol, czy inne używki. Kiedyś osoby pracujące w prosektorium cały czas były pod wpływem. Na dzień dzisiejszy chyba nawet kierowcy nie są tak kontrolowani jak pracownicy prosektorium. Ludzie wiedzą, że kiedyś w tym zawodzie alkohol był na porządku dziennym. Dlatego teraz jak widzą, że coś jest nie tak, od razu zgłaszają do dyrekcji.

Czy jest to zawód przyszłości?

Bezwzględnie. Na sto osób, które przychodzą na szkolenia, może tylko pięć osób chce dalej iść w tym kierunku. Reszta się do tego nie nadaje. Ale to i tak zwiększa świadomość, ludzie dzwonią, pytają, zakłady pogrzebowe coraz częściej informują o zabiegach na zmarłych. Ludzie już sami sugerują, jak chcą aby przygotować osobę do pochówku. Ja często zlecam prace osobom, które przeszły u mnie szkolenia, jestem w stanie zaufać, że dobrze wykonują swoją pracę i wiedzą, że mogą liczyć na moją opiekę.

Ten zawód może stać się pasją na całe życie?

Oczywiście, jeśli ktoś potrafi odnaleźć w tym zawodzie prawdziwy jego sens. Jeśli wiesz po co się to robi, to proszę mi wierzyć, że z każdym dniem chce się być coraz lepszym. Robić coś mocniej, ładniej, lepiej i osiągać coraz lepsze wyniki. Tak samo jak malarz, który ciągle odkrywa nowe barwy, żeby stworzyć lepsze dzieło – ja cały czas ich poszukuję.