
Jekaterynburg leży na granicy Europy i Azji. Odwiedziliśmy szyb kopalniany, do którego rewolucjoniści wrzucili ciała rodziny cara Mikołaja II po ich rozstrzelaniu przez pluton egzekucyjny. Po tej lekcji historii udaliśmy się na obiad i niezliczoną liczbę drinków z miejscowym dyrygentem Dmitrijem Lissem. Opowiadał o publiczności w położonym nieopodal Nowouralsku, która podobno najżywiej reaguje na koncertach - podejrzewam, że to analogiczne zjawisko do tego, że na północ od Watford zespoły indie spotykają się z lepszym przyjęciem. Nowouralsk to tajne miasto. Niegdyś nie pojawiało się na żadnych mapach, bo Rosjanie produkowali tam broń jądrową i wąglik. Obecnie, jak mi powiedziano, jest głównym ośrodkiem branży striptizerek rozbierających się przed kamerkami internetowymi.Mój upadek przypieczętował moment, w którym Boris powiedział, że powinniśmy odwiedzić lokalne kasyno. Odparłem, że i bez hazardu mam wystarczająco dużo słabostek, ale przekupił mnie sporym zapasem rubli, mówiąc, że zawsze bezwzględnie trzeba sprawdzić się z bogami losu. Przegrałem większość forsy, ale wydaje mi się, że właśnie zacząłem wygrywać. Potem moje wspomnienia się zamazują. Kiedy mnie uratowano, nie miałem w kieszeni pliku rubli wielkości cegły, ale przynajmniej nie podniosłem statystyk zamarznięć.Pomimo wyczerpującego trybu życia Boris Bieriezowski jest pianistą o nadzwyczajnym talencie. Zbiera nagrody w takim tempie, jak inni muzycy zbierają mandaty za parkowanie, i potrafi zagrać przerażająco trudne utwory (jak parafrazę Studiów według etiud Chopina Godowskiego) bez partytury, korzystając z czegoś, co nazywa „pamięcią opuszków palców". Oczywiście nie jest jedynym muzykiem klasycznym, który lubi sobie wypić, pohulać i generalnie poszaleć. Film dokumentalny pod tytułem Addicts' Symphony, który w zeszłym miesiącu wyemitowała BBC, opowiada o szerokiej skali nadużywania alkoholu i narkotyków wśród wykonawców klasyki. Występowało w nim 10 muzyków, którzy zmagali się z uzależnieniem, w tym światowej sławy wiolonczelistka Rachael Lander.
Reklama
Reklama
Przygodę z muzyką klasyczną zacząłem w relatywnie lekkich rejonach, w towarzystwie skrzypka i rzekomego punka Nigela Kennedy'ego. Miał on - albo jego menedżerowie - genialny pomysł, żeby promować Cztery pory roku Vivaldiego jak album rockowy. Sprzedał już kilka milionów, a krążek wciąż cieszy się popularnością. Kiedy odwiedziłem go w jego domu, pierwsze, co powiedział, było:‒ Jak chcesz się odlać, możesz odcedzić kartofelki w ogrodzie.Skończyło się na tym, że przesiadywałem z nim do późna w dziwnym, polskim klubie jazzowym w Berlinie, upijając się do nieprzytomności. Widziałem, jak występował w Hampton Court, obiekcie pod chmurką, który lubi, bo „gdy zaczyna padać, bogatym dupkom rzedną miny". Kiedyś wyznał mi, że jego ulubiona orkiestra to Filharmonicy Berlińscy, bo są „pojebani. Do reszty". Można by zasugerować, że punkowa osobowość Nigela to tylko poza, ale jeśli już, to przybierał ją tak długo, aż stała się prawdą. A poza tym sporo z ojców punk rocka było miłymi chłopcami z klasy średniej, np. Joe Strummer - syn dyplomaty.Jednak żeby uświadczyć prawdziwie hardkorowego picia, trzeba się przenieść do Rosji albo na Ukrainę, gdzie akurat mają też najlepszych muzyków klasycznych. Pierwszym, którego poznałem w Wiedniu, był najbardziej uznany altowiolinista na świecie Jurij Baszmiet. Nawet kiedy wyszliśmy do restauracji, rozpoznawano go tam, po czym ludzie co i rusz zamawiali drinki na nasz stół. Krążą opowieści o dzikich balangach w jego daczy pod Moskwą, hulaszczych wyprawach do klubów jazzowych czy budzeniu go w stanie epickiego kaca w różnej maści hotelach, bo spóźniał się na próby. Jeśli Skream grałby na altówce, byłby właśnie tym gościem.
Reklama
Reklama
Reklama
Mogłem już dać sobie spokój, ale kilka osób powiedziało, że na Syberii mieszka gość, który prowadzi się jeszcze intensywniej niż Giergijew. Wsiadłem więc w nocny samolot do Nowosybirska, żeby poznać niesamowicie szalonego Teodora Currentzisa, który pozwala sobie na wypowiedzi typu: „Zbawię muzykę klasyczną" i naprawdę nie żartuje. Dowiedziałem się, o co mu chodzi, gdy usłyszałem dyrygowaną przez niego wersję Dydony i Eneasza. Brzmiało to jak dopiero co wypuszczony kawałek soulowy. Oczywiście po tym nastąpił hałaśliwy wieczór napędzany winem i jeszcze większymi ilościami wódki.‒ Wszystkie dziewczyny się w nim kochają, a on to uwielbia - powiedziała mi jego studentka. Currentzis, noszący byroniczne długie włosy, nazywa sam siebie „anarchistycznym narcyzem". Był członkiem zespołów grających „industrialny new romantic" i rzuca nazwami mało znanych projektów postpunkowych, takich jak Nurse With Wound.‒ No wiesz - wyznał mi - wolałem Joy Division, kiedy byli jeszcze Warsaw.Warto wspomnieć, że Syberia jest ogromna. Nie składa się też wyłącznie z gułagów i nieskończonych śnieżnych pól, urozmaiconych od czasu do czasu tygrysem lub szamanem przewijającym się na horyzoncie. Jeżeli uzyskałaby niepodległość, byłaby siódmym co do wielkości państwem na świecie. Są tam setki szkół muzycznych, które Currentzis przetrząsnął w poszukiwaniu muzyków ‒ nie tych wyróżniających się talentem, ale postawą. Chciał namieszać w głowach dobranym przez siebie muzykom i to mu się udało.Nie mówię, że musisz chodzić cały czas natrzaskany, żeby być interesujący. Mówię tylko, że wolałbym spędzić wieczór z ludźmi takimi jak Giergijew czy Currentzis niż z Mumford and Sons czy Clean Bandit. Podsumowując: jeżeli szukasz rockandrollowego zachowania, musisz się zwrócić ku muzyce klasycznej.