FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dlaczego przestałem pić

Po tych wydarzeniach zdałem sobie sprawę, że jeśli nie zamierzam zostać bejem, to właśnie dotarłem do punktu krytycznego. Znienawidziłem też smak alkoholu

Skończyłem z piciem w 2002 roku, kilka miesięcy przed ukończeniem studiów. Jak pewnie się domyślacie, taki krok chwilę przed zamknięciem rozdziału życia, w którym stuprocentowo akceptowalnym społecznie jest bycie pijanym od świtu do zmierzchu, musiał mieć jakiś powód. W tym przypadku było to kilka incydentów z moim udziałem, o których wolałbym zapomnieć. Z niektórymi to się udało, zwłaszcza, że nigdy ich tak naprawdę nie zapamiętałem.

Reklama

Pozwólcie, że najpierw coś wyjaśnię – pomijając fakt, że już nie piję – nigdy nie byłem pijany. Głównie dlatego, że zbyt często bywałem najebany. Z tego co słyszałem, istnieje jakiś stan pośredni pomiędzy całkowitą trzeźwością a płaczem/rzyganiem/nieprzytomnością. Brzmi wspaniale, ale nigdy nie było mi dane tego zaznać. Jako irlandzki dzieciak z bardzo małą zdolnością do samokontroli, piłem jakbym wsiadł do ekspresu pędzącego bez przystanku do stacji docelowej. Odjeżdża ze stacji Trzeźwość i po paru godzinach ląduje na Dworcu Zoo. Mówiąc szczerze, nie pamiętam ani jednej sytuacji w życiu, że wypiłem parę drinków i wyluzowałem. Przypominam sobie tylko takie kiedy wypiłem parę drinków, później kilka kolejnych, na koniec poprawiłem dodatkowymi i od tego momentu wszyscy dookoła mieli wielki problem z wyluzowaniem.

Jestem bardzo zadowolony z tej decyzji. Ułatwiło mi to życie, poprawiło stabilność emocjonalną. Nadal mogę się szwendać po barach z kolegami. Sączę sobie jakieś imbirowe piwka i staram się nie czuć nie na miejscu.

Jeśli ktoś pyta, dlaczego nie piję, na ogół odpowiadam, że nie jestem w tym zbyt dobry. Jeśli ktoś naciska dalej, opowiadam mu jedną z poniższych historii, które przytaczam z nadzieją, że dzięki nim może ktoś młody, mający problem z wódą, zrozumie, że skoro ja dałem radę przez to przebrnąć, to i jemu się uda, albo że ktoś inny będzie miał dobrą okazję do ponaśmiewania się z nieogara, którym byłem i z tego jak się zachowywałem w pijackim okresie mojego życia, rozciągającym się między 17. a 21. urodzinami.

Reklama

Liceum

Miałem w liceum koleżkę, nazywał się Sam Mestman. Boję się go po dziś dzień. Nie widziałem go od jakichś dwunastu lat, mimo że był dla mnie bardzo miły przez cały czas kiedy się ze sobą zadawaliśmy. Powodem, dla którego się go obawiam jest nagranie audio, które sporządził podczas mojej pierwszej przygody z alkoholem.

Teraz, kiedy mam 33 lata, ataki paniki związane z tą kasetą trafiają się już nie częściej niż raz na miesiąc. Czasami zastanawiam się, czy któregoś pięknego dnia nagrania te nie ujrzą światła dziennego, za pośrednictwem YouTube, czy innego miejsca w sieci. Nie potrafię wyobrazić sobie, co bardziej upokarzającego mogłoby mi się przydarzyć, a należy pamiętać, że jestem osobą którą kiedyś można było podziwiać w telewizji jak płacze, ponieważ domina zamontowała jej spinacze na sutkach. Upokorzenie to moje drugie imię.

Pomijając fakt, że byłem wtedy zawodnikiem, któremu do dobrego rauszu wystarczały dwa piwa, to pamiętam kilka faktów z nagrania, które Sam sporządził zaraz po tym jak skończyliśmy pić nasze browary na jego poddaszu 15 lat temu. Po pierwsze, mój głos niespecjalnie się zmienił od tamtego czasu. W pijackim geście złapałem jego dyktafon i wyrecytowałem calutkie Scenario A Tribe Called Quest. Następnie płynnie przeszedłem do wymienia wszystkich dziewczyn chodzących do naszej szkoły, z którymi chciałbym pójść do łóżka. Wymieniłem prawie wszystkie dziewczyny z naszej klasy. Później zasnąłem na podłodze Sama i miałem pierwszy mokry sen w życiu. We śnie pojawiła się Megan, piękna punkrockowa żydówka, której pierwszej wyrosły piersi w naszej szkole. Miały rozmiar 32D – wiem to, bo często mi o tym wspominała.

Reklama

Przebudziłem się ze snu wykonując ruchy frykcyjne i pojękując, niezwłocznie nawiązując kontakt wzrokowy ze zmieszanym Samem. Lata później Megan wpadła do domu rodziców, którego akurat pilnowałem, będąc już na studiach i wzięliśmy wspólną kąpiel. Byłem zbyt przerażony, żeby wykonać pierwszy krok.

Urodziny Frana

Zrujnowałem 21. urodziny mojego kumpla Frana – a należy pamiętać, że . Był ode mnie o rok starszy, przebrnęliśmy razem przez liceum. Jego starszy brat studiował na Uniwersytecie Rutgers, więc często się z nami kręcił po New Brunswick, mimo że sam tu nie mieszkał. Byliśmy dwoma najmłodszymi członkami naszej paczki, więc kiedy inni kolesie skończyli z piciem w domach i przenosili się do barów, zostawaliśmy sami, pijani i zdani wyłącznie na siebie.

Moment kiedy Fran kończył 21. rok życia był smutną okazją dla nas obu. Ja byłem najmłodszym młodocianym i nie było możliwe, żebym legalnie wszedł do baru przez następne siedem miesięcy, a on zdawał sobie sprawę, że zostawia mnie na jakiś czas samego. Tak więc w dniu swoich urodzin wziął mnie na bok.

"Jadę na swoją pierwszą wycieczkę po wódę, co ci przynieść?" Zapytał. "Będę zaszczycony mogąc po raz pierwszy nielegalnie zaopatrzyć cię w alkohol".

Miałem dwadzieścia lat, co oznacza, że zdawałem już sobie sprawę z mojego problemu z piciem bez opamiętania. Zamiast skłonić się ku trzeźwości, trwałem w postanowieniu picia lżejszych drinków, za to w większych ilościach. Ostatnie sześć miesięcy spędziłem popijając drineczki w szklanych butelkach, wina i tym podobne.

Reklama

"Dwa razy truskawkowy Sobieski", powiedziałem.

"Człowieku, nie zmuszaj mnie żebym kupował takie rzeczy w swoje urodziny. Muszę przynieść coś lepszego."

"Wiesz, że strasznie się uwalam piwem. Weź coś lekkiego, nie wiem, coś owocowego."

Gapił się na mnie.

"No wiem, wiem.."- powiedziałem.

Wyszedł z domu i wrócił po jakichś trzydziestu minutach z najróżniejszymi butelkami dla wszystkich znajomych po kolei. Wszyscy byli zachwyceni darmowym, urodzinowym alkoholem, a ostatnie butelki, które wyciągnął z torby były przeznaczone dla mnie.

"A dla Chrisa owocowy napój, dokładnie taki jak lubi".

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Fran wręczył mi 2 duże szklane butelki truskawkowo-bananowego Komandosa.

Jeśli nigdy nie degustowałeś Komandosa, gratulacje- nie jesteś bezdomnym. Komandos to wino pierwsza klasa, za dwa złote. To niebezpieczna mikstura, która rozpuszcza Twoje ciało od wewnątrz, a później wdziera się w czaszkę i kopie Twój mózg centralnie w jego pieprzone zęby. To generalnie terpentyna z odrobiną owocowego aromatu. Powinien być zakaz spożywania tego, za wyjątkiem osób, które zamierzają natychmiast po fakcie wskoczyć do pociągu towarowego jadącego gdzieś w kierunku Nashville.

Nikt z naszych znajomych nie zdawał sobie z tego sprawy. Byli po prostu rozbawieni faktem, że teatralnie wręczył mi dwie flaszki truskawkowo-bananowego wina wiedząc, że unikałem męskich napojów typu whiskey czy piwo.

Reklama

Zająłem się otwieraniem mojego Komandosa, krzywiąc się na moich życzliwych znajomych, a następnie wlałem go w siebie za jednym zamachem. Wyrzucając butelkę pomyślałem: "Jezu, to smakuje jak diesel". Nie wypowiedziałem tego jednak na głos, zamiast tego otworzyłem drugą butelkę i podobnie, wychyliłem ją na raz.

Trzy minuty później byłem tak pijany, że potknąłem się idąc po prostej podłodze i przywaliłem głową w blat. Gdzieś pomiędzy nagłym, ekstremalnym upojeniem alkoholowym a wstrząsem mózgu, postanowiłem dalej konsekwentnie oddawać się szaleństwu. Przez kolejne czterdzieści minut biegałem w kółko po domu, piszcząc w niebogłosy i rozbijając wszystko co było ze szkła. Jak przez mgłę pamiętam, że uważałem to za świetną zabawę, pomimo że wszyscy z obecnych usiłowali mnie powalić i przywalić mi za to w twarz.

Wybrałem się na piętro domu, a za mną rozwścieczona grupa znajomych usiłująca zapanować nade mną. W przeciągu dosłownie kilku sekund przemieniłem się z machającego rękami, wrzeszczącego szaleńca w skręconego w pozycji embrionalnej, płaczącego i szlochającego świra. Nie pamiętam zbyt wiele, ale jestem w stanie przywołać wspomnienie oślepienia i przerażenia.

Kiedy doszedłem trochę do siebie, siedziało na mnie trzech kolegów, a ja wydzierałem się, że umieram.

Słyszałem jak Fran powtarza "nie umierasz".

I wtedy usłyszałem jak znajomy Sean mówi: "No nie wiem, spójrzcie na niego. Może faktycznie umiera".

Reklama

Potem pamiętam, jak mówiłem (czymś, co można nazwać tylko demonicznym głosem rodem z horroru) "Umieram i idę do piekła! Powiedzcie Bogu, że go kochałem!"

Fran już totalnie zgłupiał- "Coo?"

"Umrę dzisiaj!" Stwierdziłem po raz kolejny brzmiąc jak wokalista Slipknota. "Umieram i idę do piekła. Nie spotkam się z Bogiem. Powiedzcie mu, że go kocham".

Potem znów straciłem przytomność. Opowiadano mi później, że nie wysłali mnie do szpitala tylko i wyłącznie dlatego, że cały czas byłem w stanie wyrecytować swoje czteroznakowe hasło do NBA Showtime na Nintendo 64- gry, na której punkcie miałem wtedy obsesję. Brzmiało ono "spacja spacja spacja spacja".

Noc poprzedzająca Halloween 2000

Moim ulubionym spośród wszystkich barów jest Peter McManus Cafe na rogu 19. i 7. To popularne miejsce schadzek komików z Upright CitizenB. Chodziłem tam odkąd skończyłem 19 lat, jest to również jedno z ostatnich miejsc w których spożywałem alkohol. W noc, o której będzie mowa, byli tam czterej komicy (Shannon O'Neill, John Ross Bowie, Chad Carter i Jake Fogelnest) i jeśli ich znacie, to zapytajcie "Czy Chris Gethard powinien pić?". Wszyscy czterej najpewniej odpowiedzą, że zdecydowanie nie, z zakłopotaniem w głosie, które nie zmalało ani trochę przez 13 lat od owej nocy.

Byłem po jakichś pięciu piwach w momencie, gdy chciałem kończyć zabawę. Jeden ze znajomych rzucił wtedy od niechcenia "Pierwszy odpadasz? Cipeczka!". Ponieważ nie mogłem znieść presji alkoholowej, tak samo jak godzenia w moja nieistniejącą męskość, zamówiłem kolejny dzban piwa i obaliłem go na raz, sam. Przestałem brać udział w rozmowie, zacząłem kiwać się na boki i jak przez mgłę przypominam sobie myślenie o ojcu i o tym czy jest ze mnie dumny. Następne co pamiętam to jak leżałem twarzą na stole, bijąc pięścią w ścianę i bełkocząc: "Własny ojciec nigdy mnie tak naprawdę nie znał!". Czterech, wcześniej wspomnianych, komików znalazło się wokół mnie, próbując mnie uspokoić.

Reklama

Zdecydowałem, że pora na pawia, więc udałem się do łazienki. Usiłowałem wywołać odruch wymiotny, ale nie dawałem rady, więc zamiast tego położyłem się na podłodze i usnąłem. Z całą moją miłością do tego miejsca, jestem przekonany, że nawet rodzina McManusów uznałaby leżenie na ziemi w kiblu za co najmniej nie na miejscu. Wydaje mi się, że bliski kontakt twarzy z podłogą w klopie barowym jest czymś porównywalnym z lizaniem poręczy w metrze, albo piciem z Kanału Żerańskiego. Nawet jeśli nie zapadnie się na jakąś śmiertelną chorobę, to na pewno jest się czego wstydzić.

Tak czy inaczej, koledzy zeskrobali mnie z podłogi, a ja wypłaciłem jednemu strzał w twarz i wybiegłem na zewnątrz. W połowie drogi do kolejnej przecznicy na 7. Alei natknąłem się na bezdomnego kuśtykającego w przeciwnym kierunku. W związku z nadchodzącym następnego dnia Halloween miał na sobie przebranie diabła.

"TO TY MI TO ZROBIŁEŚ!"- wykrzyknąłem do niego. On stanął jak wryty i zaczął się powoli cofać. Doskoczyłem do niego, złapałem za ubranie i zacząłem potrząsać, krzycząc "Szatan! Szatan! To przez ciebie!".

"Nie, nie wiem, człowieku!"- odpowiedział.

Odpowiedziałem mu strumieniem wymiocin pod ciśnieniem, a kiedy skończyłem, spojrzałem mu głęboko w oczy i nie wiadomo skąd powiedziałem…

"ROY G BIW! ROY G BIW! WSZYSTKIE KOLORY TĘCZY! ROY G BIW!"

Bezdomny koleś był już porządnie wystraszony, ale nadbiegli moi znajomi i siłą zapakowali mnie do taksówki. Spałem tej nocy na kanapie Johna Bowie. No i był to pierwszy raz, kiedy byłem w Queensie.

Reklama

Maska Batmana

Kiedy byłem jednym ze starszych roczników na studiach, wszyscy których znałem podzielali moją opinię, że najlepiej będzie jeśli przestanę już pić. Jako młody człowiek, z całym życiem przed sobą, zwolniłem trochę z piciem, ale od czasu do czasu robiłem jednak podejście do napicia się i okazania umiaru. Porażka ostateczna, która bezpośrednio przyczyniła sie do odstawienia wódy miała miejsce pod koniec roku, zaraz przed moimi 22. urodzinami.

Poszedłem do baru z dwiema koleżankami- Jill i Katie. Byłem do szaleństwa opętany miłością do Katie, a ona była do szaleństwa opętana wątpliwością czy darzy mnie uczuciem. Z Jill za to miałem ten dziwny rodzaj relacji- ciągle się szarpaliśmy, ściskaliśmy i wielu wspólnych znajomych uważało, że to oznacza, iż powinienem wykonać jakiś ruch w jej kierunku. Nigdy tego nie zrobiłem. Zanosiło się na miły czas z dwiema pięknymi paniami.

Bar był trzy przecznice od mojego mieszkania, ale nawaliłem się do tego stopnia, że udało mi się zgubić… Byłem na tyle przytomny, żeby zadzwonić do Jill.

"Zgubiłem się"- wybełkotałem do telefonu, gdy odebrała.

"Zgubiłeś?"- zapytała. "Człowieku, byliśmy dosłownie za rogiem Twojej kamienicy".

"Zadzwoń za pół godziny"- ciągnąłem - "jeśli nie będę w domu, musisz wrócić i mnie uratować"

"Ok, uważaj na siebie".

W końcu udało mi się odnaleźć drogę do domu bez jej pomocy, ale nie wziąłem do siebie jej próśb o rozwagę. Moi współlokatorzy właśnie pili gdy wróciłem i z marszu dostałem do rąk ponad litrową butelkę piwa.

Reklama

Byłem na tyle rozsądny, żeby dzwonić do Jill z prośbą o pomoc, wiedziałem jak bardzo jestem pijany. Nie powstrzymało mnie to z kolei przed dokładnym osuszeniem tej butli w mniej niż dziesięć minut. Płynnie przeszedłem do wydzierania się na zgromadzonych znajomych, nie omieszkałem nawet oświadczyć jednemu z nich, że nie powinien się wstydzić swojej orientacji, mimo że doskonale wiedziałem, że nie jest gejem.

Współlokator Phil oświadczył, że wybiera się na imprezę i chciałby wiedzieć, czy ktoś nie chciałby pójść z nim.

Wyskoczyłem z fotela jak oparzony: "Ja idę!"

"To nie jest zbyt dobry pomysł"- powiedział Phil. "Pójdziemy gdzieś innym razem, jak nie będziesz w takim stanie".

"IDĘ NA MELANŻ! A JEŚLI KOMUŚ TO NIE BĘDZIE ODPOWIADAŁO, TO IM POWIEM! ŻE PHIL MNIE PRZYPROWADZIŁ!"- krzyczałem.

Phil zrobił sie blady ze strachu. Kontynuowałem plan, narobiłem siary i obwiniałem go o wszystko, jednocześnie trzymałem go za rękaw, żeby nie mógł wyjść. W końcu inny współlokator, Dan, wyrwał mi telefon i uciekł, a Phil wykorzystał tę okazję do ucieczki. Zaczynałem już powoli odpływać, więc Dan wtargał mnie na górę do mojej sypialni na poddaszu, upewnił się, że się rozebrałem i ułożył do snu.

Następne co zapamiętałem to środek ulicy w New Brunswick, w New Jersey - stoję otoczony grupką dopingujących mnie ludzi. Nie byłem do końca przekonany co dokładnie mam robić, żeby wynagrodzić im te owacje.

Nie wiedziałem też, że mam na głowie maskę Batmana.

Reklama

Nie miałem pojęcia, skąd się w ogóle wzięła maska Batmana.

Film znów się urwał, a kolejne wspomnienie mam z ganku domu w którym odbywała się impreza.

"Nie wejdziesz!"- krzyczał ktoś, a później ktoś inny zepchnął mnie w dół ze schodów. Jakieś osoby wybuchnęły śmiechem i w moją stronę poleciało parę kiepów. Znów odpłynąłem.

Potem pamiętam skakanie po masce jakiegoś samochodu i zgromadzonych dookoła ludzi, skandujących "BAT-MAN! BAT-MAN!'. Znowu luka w pamięci.

Zamglone wspomnienie jak byłem prowadzony do pralni, do tajemnych drzwi, za którymi była klatka schodowa, która nie mam pojęcia dokąd prowadziła. Znowu ciemność.

Ostatnim wspomnieniem z tej nocy jest wejście do własnej sypialni. Leciała jakaś muzyka. Wzrok miałem zamazany, a kiedy się w końcu skupiłem, zorientowałem się, że dwóch dżentelmenów z mojego sąsiedztwa siedzi na kanapie. Jarali ogromnego blanta, byli parę lat młodsi ode mnie. Żadnego z nich bliżej nie znałem. Z tego co byłem w stanie sobie przypomnieć, byli pomniejszymi dilerami, od razu stanąłem na baczność.

"Wynocha z mojego domu!"- krzyknąłem.

Najpierw się uśmiali, potem zamilkli.

"Co?"- zdziwił się jeden z nich. Miał szczurowaty warkoczyk zwisający z tyłu głowy, drugi afro.

"Macie spadać stąd"- nalegałem. Patrząc na ich reakcje, musiało być tak, że w połowie zdania oprzytomniałem i zdecydowałem się wywalić ich z domu.

"Koleś"- przemówiło afro - "chcielibyśmy usłyszeć resztę historii".

"Nie mam pojęcia jaką historię wam opowiadałem! A teraz wypierdalać".

Wstali, ewidentnie niezadowoleni i poszli w noc. Przysiadłem na łóżku i zacząłem mielić w palcach maskę Batmana. Byłem zbyt nawalony, żeby to wszystko przetrawić.

Obudziłem się rano. Maska zniknęła, a ja byłem nagi. To był ostatni raz kiedy się upiłem. Od tamtej pory raczyłem się alkoholem raz. Pojedyncze piwo w barze. Zdałem sobie sprawę, że jeśli nie zamierzam zostać bejem, to właśnie dotarłem do punktu krytycznego. Znienawidziłem też smak alkoholu.

Nie miałem zielonego pojęcia co się stało z maską Batmana. Jakieś siedem lat później, przeglądając pudła z pierdołami, które składowałem u rodziców w piwnicy, natknąłem się na nią na dnie jednego z nich. Poza nią w pudle była górna część kimona karate i album absolwentów ze szkoły. Nie mam pojęcia jak te rzeczy się tam znalazły.

Zobacz też:

Bossowie imprez czyli przegląd najbardziej nieugiętych Polaków.
Poradnik VICE: Jak imprezować?