Nieważne ile godzin swojego życia poświęcisz na medytację i lekcje jogi, czasem jedyną ulgę w ciężkiej sytuacji może przynieść porządne przekleństwo – płynące prosto z serca i wykrzyczane pod niebiosa. Gdy uderzysz się w mały palec u nogi, gdy genitalia zaliczą bliskie spotkanie z zamkiem błyskawicznym, albo gdy razem z innymi nieszczęśnikami utkniesz w korku: klątwy i złorzeczenia to najlepsze remedium. Jasne, najlepiej obwinić innych za swoje nieszczęścia, ale fanga w nos wroga nie stanowi rozwiązania. Przemyślna, brutalna zniewaga może zaboleć dużo mocniej. Przekleństwa są głęboko zakorzenione w nas wszystkich i jednoczą nas jako istoty ludzkie. Jednak sposób, w jaki klniemy, może się bardzo różnić w zależności od kraju. Poprosiliśmy naszych kolegów z europejskich redakcji VICE, by opisali nam, jak w ich ojczystych językach się bluzga, rzuca mięsem i wyzywa od najgorszych.
Reklama
WŁOCHY
SERBIA
Reklama
Jeśli jednak chcesz kogoś przekląć, jak należy, skupiasz się na całym jego rodowodzie. Możesz na przykład użyć formułki: „Wypierdolę wszystkich zmarłych w twojej rodzinie, twoje potomstwo i przodków", albo okazać trochę więcej klasy i powiedzieć: „Wyrucham twoją krew, nasienie i plemię", lub też: „Wypierdolę wszystkich żałobników w pierwszym rzędzie na twoim pogrzebie".Nieco uprzejmiej, ale wciąż skutecznie możesz kogoś obrazić, mówiąc: „Sram ci w usta" albo „Sram ci na plecy". Jednak najdoskonalsza, najbardziej kuriozalna obelga to: „Pierdolę twojego chuja w cipę". Jak to w ogóle możliwe? Całe pokolenia ekspertów bezskutecznie próbowały rozwiązać tę zagadkę.– Magda JanjicDzisiejsze francuskie przekleństwa są dość kiepskie w porównaniu do tych, których zaczęliśmy używać w Średniowieczu. Od tamtej pory aż do XVIII wieku wszyscy, od chłopa po arystokratę, wykrzykiwali takie słowa jak „gourgandine" (prostytutka) albo „sacrebleu", co trudno przetłumaczyć – jest dość staromodne i stanowi francuski odpowiednik „do kroćset". To były zdecydowanie ciekawsze czasy, gdy Francuzi obrzucali się takim obelgami jak „jean-foutre", co też jest raczej nieprzetłumaczalne, ale z grubsza oznacza „łajdak".Dziś jesteśmy mniej kreatywni, jeśli chodzi o przekleństwa. Ograniczamy się do homofobicznych obelg, np. „fiotte" lub „tarlouze", albo do zupełnych podstaw, takich jak „connard" (dupek), „pute" (dziwka) albo „salope" (suka). Na szczęście zachowało się jeszcze kilka bardziej elokwentnych wyrażeń, np. „va te faire mettre" – co oznacza mniej więcej „idź wyruchaj się sam" i zazwyczaj używane jest w sytuacji, gdy chcesz komuś powiedzieć, żeby wypierdalał.
FRANCJA
Reklama
– Julie Le Baron
RUMUNIA
HOLANDIA
Reklama
Nazw chorób można też używać, by coś podkreślić, a nawet pochwalić. Jeśli na siłowni jest straszny tłok, powiesz, że jest „teringdruk" (tłok jak gruźlica), a jeśli dobrze się z kimś bawisz, możesz mu powiedzieć „kankergezellig" (ale rakowa zabawa).– Twan Stoffels
AUSTRIA
DANIA
Reklama
To dzieje się naprawdę. Potrzebujemy pomocy. Niech usłyszą mnie wszyscy ludzie dobrej woli: wyślijcie nam wasze zdecydowanie lepsze wulgaryzmy. W Danii mamy biedne, niewinne dzieci, które dorastają w przeświadczeniu, że dokładne duńskie tłumaczenie legendarnej kwestii Bruce'a Willisa w Szklanej pułapce „Yippee ki-yay, motherfucker!" to „Dzięki i na razie, gówniarze!". Wspomóżcie, dobrzy ludzie!– Alfred Maddox
GRECJA
Reklama
– Pavlos Toubekis
Większość ludzi pewnie spodziewa się po nas, że mamy świetne przekleństwa, biorąc pod uwagę, jak twardo i ostro brzmi nasz język, ale nasze wulgaryzmy są stosunkowo nudne i mdłe. Klasyczne niemieckie wyzwiska często brzmią, jakby zawstydzone dziecko próbowało powiedzieć coś brzydkiego, ale nie za bardzo wiedziało jak. Dajmy na to: „Dumme Kuh" (głupia krowa), „Pissnelke" (co znaczy zarówno dmuchawiec, jak i świętoszkowatą, nudną dziewczynę), albo „Flachzange" (płaskie kombinerki lub idiota).W porównaniu do innych narodów Niemcy skupiają się bardziej na tyłkach i fekaliach niż na seksie. Pierwsze słowo, jakie w Niemczech poznaje każdy przyjezdny to oczywiście „Scheiße" (gówno), choć „Arschloch" (odbyt, dupek) też jest dość popularne.Jednak najlepsze bluzgi zagościły w naszym języku za pośrednictwem niemieckiego rapu. To dzięki raperom dowiedzieliśmy się, że możemy sobie jeździć po matkach, np. za pomocą takich zwrotów jak „Hurehson" (skurwysyn) czy „Ich ficke deine Mutter" (pierdolę twoją matkę). Na tym jednak nie poprzestali i przenieśli niemiecką tradycję uroczych niby-przekleństw na zupełnie nowy, ironiczny poziom, np. „Du Lauch!" (ty porze!). Tak, chodzi o warzywo.– Barbara Dabrowska